Choć zapasy ropy w Stanach Zjednoczonych pozostają blisko rekordowych poziomów, to sytuacja na amerykańskim rynku paliw prezentuje się znacznie lepiej niż rok temu. Rafinerie pracują pełną parą, rośnie import surowca, a zapotrzebowanie odbiło się od dna.
Najnowszy raport Departamentu Energii znów zaskoczył analityków. Zapasy surowej ropy wzrosły aż o 7,3 mln baryłek, czyli 4,6-krotnie mocniej od prognoz. Stan rezerw komercyjnych sięgnął 360,8 mln baryłek i jest o 3,7% wyższy niż przed rokiem, gdy amerykańska gospodarka zaczynała podnosić się po najcięższej recesji od trzech dekad. Zapasy destylatów (czyli głównie oleju napędowego) zwiększyły się o 1,15 mln baryłek, osiągając najwyższy stan od października, gdy niemal wyrównały rekord z początku lat 80-tych.

Źródło: dane EIA, opracowanie Bankier.pl
Jednakże wysoki stan zapasów to tylko jedna strona medalu. Bowiem amerykański rafinerie pracują pełną parą – wykorzystanie mocy produkcyjnych od trzech tygodni przekracza 90%. W minionym tygodniu w USA produkowano średnio 9.648 baryłek benzyny dziennie, czyli najwięcej w dziejach amerykańskiego przemysłu naftowego. Warto podkreślić, że produkcja ta nie zalega w magazynach, ponieważ zapasy gotowej benzyny od marca utrzymują się na stosunkowo stabilnym poziomie. Skutkiem rekordowej produkcji jest rosnący import ropy do USA. W zeszłym tygodniu Amerykanie sprowadzali przeciętnie 11,15 mln baryłek dziennie, czyli aż o 11,8% więcej niż tydzień wcześniej. To najwyższy wynik od czterech lat i jeden z najwyższych w historii.

Źródło: dane EIA, opracowanie Bankier.pl
Rosnąca produkcja w amerykańskich rafineriach nie bierze się znikąd. W trakcie ostatnich czterech miesięcy marże rafineryjne w Stanach Zjednoczonych osiągnęły najwyższy poziom od zimy ubiegłego roku. Rafineriom po prostu opłaca się kupować jak najwięcej ropy i produkować jak najwięcej benzyny i pozostałych destylatów. Przeciętna cena detaliczna galona benzyny w USA od dwóch miesięcy utrzymuje się na poziomie ok. 2,75$ (czyli ok. 2,21 zł za litr) i waha się od 2,59$ na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej do 3,13$ w Kalifornii. Rok temu przeciętna cena paliwa wynosiła 2,50$, a w połowie lipca ’08 osiągnęła rekordowy poziom 4,11$ za galon. W relacji rocznej (lipiec do lipca) cena detaliczna benzyny wzrosła mocniej niż notowania ropy naftowej.

Źródło: BP. Średnie kwartalne marże rafineryjne na zachodnim wybrzeżu USA.
Ale największy przełom nastąpił po stronie popytu. Pomimo bardzo wysokiego bezrobocia (9,5% oficjalnie i ponad 16% faktycznie) oraz bardzo niepewnej sytuacji gospodarczej Amerykanie nie porzucili swych narodowych zwyczajów i nadal tłumnie ruszają na drogi w sezonie urlopowym. W rezultacie w lipcu średnie dzienne zużycie ropy wyniosło 19,4 mln baryłek. To o 2,8% więcej niż rok temu, ale wciąż wyraźnie mniej niż przed recesją. W latach 2004-08 średnie lipcowe zapotrzebowanie na „czarne złoto” kształtowało się na poziomie 20,64 mln baryłek dziennie. Było więc o 6,6% wyższe od obecnego.

Źródło: dane EIA, opracowanie Bankier.pl
Sytuacja prezentuje się zatem lepiej niż rok temu, ale amerykańskiemu rynkowi paliw wciąż daleko do formy sprzed recesji. O ile popyt na benzynę (stanowiący niemal połowę zużycia ropy w USA) trzyma się dobrze, to w ostatnich tygodniach bardzo słabo prezentuje się popyt na olej napędowy. Czyli paliwo wykorzystywane głównie w transporcie towarów. Jest to więc kolejny sygnał ostrzegawczy, że z amerykańską gospodarką nie dzieje się dobrze.
Zapewne dlatego od maja notowania ropy nie rosną. Od lokalnego szczytu na poziomie 89,54$ (ropa Brent) czarny surowiec doznał głębokiej przeceny w rejon 70$, co oznaczało spadek aż o 22%. Od czerwca notowania ropy wahają się w przedziale 70-80$ za baryłkę, gdzie górna granica tego przedziału uważana jest przez analityków za zbyt wysoki poziom dla konsumentów. Ewentualne wybicie górą z dwumiesięcznej konsolidacji będzie uzależnione od dwóch czynników. Oprócz nastrojów na rynkach finansowych liczyć się będzie stan popytu na paliwa w USA po zakończeniu sezonu wakacyjnych wojaży. Przy czym nie ma co liczyć na powrót dziennego zużycia w rejon 20 mln bpd. Zaś każdy wynik powyżej 19 mln bpd rynek powinien uznać za satysfakcjonujący.
Krzysztof Kolany
Źródło: Bankier.pl
