„Krach banków”, „Klęska ukraińskich finansów”, „Ukraina: ratuj się kto może!”. Rok temu takie tytuły, widniejące na nagłówkach nie tylko polskich gazet trwale wystraszyły niejednego potencjalnego inwestora.
Jednak w tym roku na Ukrainie radykalnie zmieniła się sytuacja polityczna. Nasi wschodni sąsiedzi mają teraz nowego prezydenta i nowy rząd. Czy to coś oznacza dla gospodarki? Niemal wszyscy obserwatorzy podkreślają, że jest jeszcze za wcześnie, by skakać z radości, ale dostrzegają już światełko w tunelu. Ukraina ma szansę wyjść z recesji.
Optymizm rynków
Po zwycięstwie Wiktora Janukowycza w wyborach prezydenckich pierwszym rzucającym się w oczy sygnałem optymizmu był absolutnie niebywały skok na ukraińskiej giełdzie – tamtejszy indeks (PFTS) wzrósł w ciągu trzech pierwszych miesięcy roku aż o 65 proc. Żadna inna giełda na świecie nie osiągnęła takiego wyniku. W tym samym czasie ukraińskie obligacje podskoczyły o 21 proc. (według indeksu JPMorgan Chase EMBI+) i mocno spadły koszty CDS, czyli instrumentów finansowych zabezpieczających przed ryzykiem niewypłacalności dłużnika.
Pod koniec kwietnia pojawiły się kolejne dobre wiadomości. Po pierwsze, nowy rząd doprowadził do uchwalenia budżetu na ten rok (oczywiście bardzo późno, jednak rządowi Julii Tymoszenko zajętemu kampanią wyborczą to się w ogóle nie udało). Po drugie, Ukraina dostanie 19 mld (!) dolarów kredytu z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i pierwsza rata ma być przelana już w czerwcu. To dla Ukraińców prawdziwy haust świeżego powietrza. Nowy kredyt zastąpi stary, sprzed dwóch lat, na ponad 16 mld dolarów, z których Kijów otrzymał 10,5 mld (stara umowa nie będzie dokończona). W zamian rząd premiera Mykoły Azarowa zobowiązał się doprowadzić do ładu ukraiński kodeks podatkowy, który dla wielu, szczególnie zagranicznych firm, pozostawał swego rodzaju zagadką, i przeprowadzić prywatyzację tych przedsiębiorstw, z którymi państwo najwyraźniej sobie nie radzi.
Po trzecie, 30-procentowy rabat na rosyjski gaz, który Wiktor Janukowycz uzyskał w zamian za przedłużenie pobytu rosyjskiej Floty Czarnomorskiej na Krymie, przyniesie olbrzymią ulgę dla całej gospodarki. Dla części Ukraińców, szczególnie tych mieszkających na zachodzie kraju, koszt polityczny tego rabatu jest zbyt duży, ale z czysto gospodarczego punktu widzenia to jednak czysty zysk.
Odbijanie od dna
Oczywiście trzeba pamiętać, że to wszystko to dopiero odbijanie od dna. Zeszły rok był autentyczną klęską ekonomiczną – PKB Ukrainy zmniejszył się o 15,1 proc., a cały system bankowy zawisł na włosku. Mało kto potrafił zrozumieć działania poprzedniego rządu, nie oglądającego się na rady i wymagania międzynarodowych instytucji finansowych, ani własne obietnice. Często słyszy się, że Ukraina padła ofiarą światowego kryzysu, ale trzeba powiedzieć, że sama sporo zrobiła, by upaść tak nisko.
Sporo zrobiła, niewiele robiąc właśnie. Bałagan w przepisach gospodarczych trwa w najlepsze. MFW nie pierwszy raz domaga się uproszczenia prawa podatkowego dla przedsiębiorstw. Pod koniec kwietnia Bank Światowy opublikował najnowszy raport „Paying Taxes 2010” na temat złożoności systemów podatkowych na świecie – Ukraina znalazła się tam na 181. miejscu (na 183 sklasyfikowane kraje)! Gorszy system fiskalny mają tylko Wenezuela i Białoruś.
Zaprenumeruj miesięcznik finansowy „Bank” |
Z badań ankietowych firmy Appleton Mayer wynika, że w tym względzie trudno o optymizm. Większość przedsiębiorców, w tym bankowców, podkreśla, że nie wierzy w możliwość zaistnienia współpracy na zasadach partnerskich między organami fiskalnymi a przedsiębiorstwami (jedynie 3 proc. ankietowanych stwierdziło, że taki system można ustanowić w ciągu najbliższych dwóch – trzech lat). Dwie trzecie mówi wręcz, że w tym roku może być nawet gorzej.
„Dno” polega na tym, że z powodu tego chaosu przestaje nawet działać system, który „pomagał” przedsiębiorcom radzić sobie z niektórymi księżycowymi przepisami, czyli wszechobecna korupcja. Państwowy Komitet Ukrainy ds. Regulacji i Przedsiębiorczości po zmianie rządu zabrał się ostro do pracy, jeśli zliczyć jego projekty uproszczenia ustawodawstwa gospodarczego, które ogłasza w ciągu ostatnich miesięcy, ale wielu ekspertów podchodzi do nich na razie ostrożnie. Deklarowana przez ekipę Azarowa „europeizacja” ukraińskiego życia ekonomicznego ma przed sobą jeszcze długą drogę.
Sytuacja banków
Do optymistów należy prezes największego polskiego banku Zbigniew Jagiełło. W połowie marca ogłosił, że PKO BP spodziewa się, że należący doń ukraiński Kredobank zakończy ten rok zyskiem. – Wpływ Kredobanku był negatywny w 2008 i 2009 r. Pokładamy nadzieję, że ta sytuacja nie powtórzy się w 2010 r. – mówił prezes. Miał powody do pewnego zniecierpliwienia: pod koniec 2008 r. PKO BP musiał ratować płynność Kredobanku pożyczką prawie 100 mln dolarów, a w zeszłym roku Kredobank miał ponad 190 mln złotych straty. Czy prezes ma podstawy do optymizmu? Z najnowszych statystyk Narodowego Banku Ukrainy wynika, że z tym zyskiem może być różnie. Kredobank, największa polska inwestycja bankowa na Ukrainie, należy do piątki ukraińskich instytucji finansowych o najwyższym poziomie strat w pierwszym kwartale tego roku – 154 mln hrywien (ok. 64 mln złotych). To dużo gorzej niż rok wcześniej…
Kredobank miał być żyłą złota, kiedy sześć lat temu został przejęty przez naszego giganta. Wydawało się wtedy, że Ukraina będzie eldorado, wzorem lukratywnego, wschodzącego rynku, zresztą miewała już dwucyfrowy wzrost PKB. Ale pomarańczowa rewolucja, choć w sferze politycznej popchnęła kraj do przodu (postęp demokracji, wolność prasy itd.) okazała się dość niezborna ekonomicznie. Polscy inwestorzy przeżyli tam sporo przygód, jak – dwa lata temu – gwałtowny napad zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn na filię Kredobanku w Kijowie, który okazał się interwencją ukraińskiej milicji podatkowej. Zawodził też nadzór: zmieniano dyrektorów, zwalniano pracowników, ale doświadczenie nowego rynku przychodziło zbyt wolno. Bankowe eldorado zmieniło się w ciężką kulę u nogi.
Na tle zeszłorocznej zapaści ukraińskich instytucji finansowych pierwsze tegoroczne wyniki finansowe banków nie są takie złe. Jedna piąta z nich poniosła straty, niektóre o wiele większe niż Kredobank, głównie z powodu zwiększania rezerw na rzecz zabezpieczenia tzw. kredytów problemowych, ale większość odnotowała jednak dobre wyniki w pierwszym kwartale. Ukraińscy eksperci podkreślają, że te rezultaty będą sukcesywnie się poprawiać i po zmniejszeniu rezerw na problemowe kredyty wznowią bardziej dynamiczne kredytowanie ukraińskiej gospodarki. Kapitał zagraniczny nie wycofuje się z ukraińskiej działalności (jego poziom w bankach ukraińskich wynosi 34 proc.). Według stanu z kwietnia tego roku ze 175 działających tam banków 51 funkcjonuje z kapitałem zagranicznym, tylko 18 jest w 100 proc. własnością kapitału zagranicznego
Kto wytrzyma, ten zarobi?
W czasie najgłębszego kryzysu żaden polski bank działający na Ukrainie (Pekao SA, PKO BP i Getin Bank) nie ograniczał wypłat z kont i żaden nie był narażony na zarząd komisaryczny. Wszystkie zaostrzyły politykę kredytową i – jak wiele polskich firm na tamtym rynku – przyjmowały strategię „przetrzymania”. Pierwsze oznaki stabilizacji politycznej przyznają im rację. Polskie przedsiębiorstwa zostały tej wiosny pozytywnie zaskoczone wiadomością, że ukraiński rząd chce zwrócić firmom podatek VAT, czego nie robił od lat. Do tej pory taki zwrot był możliwy właściwie tylko dzięki łapówkom wręczanym właściwym urzędom skarbowym (a i to nie zawsze działało). Ukraina jest winna polskiemu biznesowi ok. 100 mln dolarów. Co prawda zamiast gotówki firmy dostaną na razie obligacje skarbu państwa, ale to i tak wielki postęp. Wszystko wskazuje, że polskie zaangażowanie gospodarcze w tym kraju będzie rosło.
Pod koniec kwietnia prezydent Wiktor Janukowycz zapewniał w Strasburgu, że jego kraj szybko przeprowadzi reformy ekonomiczne i instytucjonalne, których oczekuje Unia Europejska.
To oczywiście nie jest pierwszy przywódca, który obiecuje skuteczną walkę z korupcją, ale instytucje unijne są do niego nastawione raczej przychylnie. Na Ukrainę ma popłynąć – w formie kredytów (np. na pokrycie deficytu budżetowego) i programów inwestycyjnych – ponad 3,5 mld euro. W ukraińską infrastrukturę będzie w tym roku inwestować też Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju – ponad miliard euro. Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego w tym roku wzrost ukraińskiego PKB ma wynieść 3,7 proc. i dokładnie taka sama jest prognoza rządu Ukrainy. Według MFW inflacja ma spaść do poziomu 9,4 proc. i dalej spadać w latach następnych.
Swoją drogą ukraińska inflacja może przynieść odważnym inwestorom zaskakujące zyski. Brak zaufania do banków i hrywny spowodował, że w zeszłym roku Ukraińcy wycofywali wkłady, by kupować bezpieczniejsze euro i dolary. W tym roku część ukraińskich banków, chcąc zatrzymać pieniądze, oferuje zupełnie niespotykane w Polsce dochody z lokat walutowych – nawet 12 proc. Czy chodzi o jakichś szalonych kandydatów do bankructwa? Niekoniecznie. Taki procent oferuje na przykład Priwat Bank, który w pierwszym kwartale tego roku odnotował najwyższe zyski na Ukrainie. Spokojny w Polsce Raiffeisen (a dokładniej jego ukraińska filia Awal) płaci około 9 proc… To przykład, że Ukraina, kraj o wielkim potencjale, może jednak być eldorado. Trzeba tylko, jak na każdym kształtującym się rynku, mieć oczy dookoła głowy i jednocześnie nie dostać oczopląsu. To jest ta trudność.
Więcej w miesięczniku finansowym „Bank”