Początek nowego roku to tradycyjnie okres podsumowań i postanowień czynionych z myślą o przyszłości. Jest to również okazja do zastanowienia się nad naszymi finansami, a wybiegając w przyszłość, nad stabilizacją finansową w czasie, kiedy nie będziemy już pracować.
Zgodnie z założeniami reformy emerytalnej, już nie tylko ZUS, ale w dużej części my sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze przyszłe dochody na emeryturze. Inwestując na swoim Indywidualnym Koncie Emerytalnym możemy znacznie powiększyć swoje świadczenia. Niewielu jednak Polaków wykazuje chęć regularnego oszczędzania na swoją emeryturę. Z raportów instytucji finansowych, które prowadzą IKE, wynika, że największa mobilizacja przypada pod tym względem na grudzień. Wówczas większość z nas przypomina sobie, że do końca roku pozostało niewiele czasu i warto byłoby przynajmniej w częściwykorzystać przysługujący w danym roku limit wpłat na IKE, zwolnionych w przyszłości z podatku. Lepiej późno niż wcale. Duży wpływ na takie postępowanie ma nasz polski charakter, czyli odkładanie spraw na ostatnią chwilę. Ale nie tylko on.
– Ponieważ ustawa o indywidualnych kontach emerytalnych nie przewiduje obowiązku dokonywania wpłat na własne IKE (podaje jedynie górny pułap), suma i moment wpłaconych przez nas środków zależny jest wyłączne od nas – tłumaczy Jacek Treumann z Legg Mason TFI, jednego z wiodących dostawców produktów emerytalnych w Polsce. – Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony, zapewne więcej osób decyduje się na zakładanie IKE wiedząc, że nie trzeba się zobowiązywać do określonych miesięcznych lub rocznych wpłat. Z drugiej strony, gdy nie stoi nad nami żaden przymus, nie jesteśmy skorzy do oddawania swoich ciężko zarobionych pieniędzy w imię odległych, długoterminowych zysków.
W praktyce wygląda to tak, że pomimo limitu, który od 2009 roku zbliżył się do 10 tysięcy złotych w roku, średnia roczna kwota wpłacana na IKE wynosi ok. 1 000 złotych. To niewiele więcej niż można wpłacić w każdym z 12 miesięcy w roku. Oczywiście większość wpłat dokonywana jest pod sam koniec roku rozliczeniowego.
Tak niskie i nieregularne wpłaty nie zagwarantują nam godziwego dodatku do emerytury z tzw. pierwszego i drugiego filaru. Jak więc inwestować? Według limitu ustalonego przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, rocznie na IKE można odłożyć trzykrotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w kraju. W 2010 roku suma ta będzie wynosiła tyle samo co w roku poprzednim – 9 579 złotych. W świetle ustawy, na Indywidualne Konto Emerytalne można dokonywać dowolnych wpłat przez cały rok, a więc na przykład miesięcznie 798,25 złotych. W ten sposób nie przekroczymy określonego przez rząd limitu na dany rok.
Analizy wykazują, że warto odkładać nawet niższe kwoty, ale systematycznie. Osoba, która ma dziś 30 lat i zacznie co miesiąc wpłacać na IKE 400 zł (jest to mniej więcej połowa tegorocznego limitu), w dniu przejścia na emeryturę ma szansę uzbierania kapitału w wysokości aż 1,4 mln złotych (zakładając, że stopa zwrotu będzie wynosiła +12% średniorocznie). Może to dać po przejściu na emeryturę dodatkowy zastrzyk gotówki w wysokości ok. 6 800 zł miesięcznie przez kolejne 25 lat.
Korzystając więc z rozpoczęcia nowego roku, warto powziąć postanowienie regularnego oszczędzania na swoją emeryturę. Najlepiej comiesięcznego. Tak by na koniec 2010 roku nie trzeba było znów wracać pamięcią do stycznia, zadając sobie pytanie – dlaczego dopiero teraz o tym pomyśleliśmy? – i nie szukając w portfelach ostatniej wolnej gotówki pozostałej po kupnie bożonarodzeniowych prezentów. Jeśli wyrobimy w sobie nawyk regularnego wpłacania pieniędzy na IKE, będziemy mogli ze spokojem myśleć o przyszłej emeryturze. Oby tylko tym naszym noworocznym postanowieniom nie przeszkodziła inna polska cecha – słomiany zapał.
Źródło: Ciszewski Public Relations