Indeksy głównych europejskich giełd biją kolejne rekordy obecnej, półrocznej fali zwyżek. Wskaźniki naszego rynku dość nieudolnie starają się podążać ich śladem. Ale o żadnych rekordach na warszawskim parkiecie nie ma nawet mowy. Ruch indeksów w bok aż razi w oczy.
Nastroje wciąż minorowe, strach przed korektą narasta, spadające obroty świadczą, że „świat” o nas zapomniał. A przecież to Warszawa w połowie lutego była pionierem odrodzenia na giełdach, wyprzedzając innych o prawie miesiąc. Czyżbyśmy teraz też wyprzedzali?
Polska GPW
Indeks największych spółek warszawskiego parkietu zaczął dzień od zwyżki o 0,63 proc., WIG zyskiwał 0,51 proc., a wskaźnik średnich firm rósł o 0,49 proc. Jedynie sWIG80 nie zmienił na otwarciu swej wartości w porównaniu do piątku. Po tym dość asekuracyjnym początku, byki ośmieliły się trochę i wskaźniki poszły w górę bardziej dynamicznie, w ślad za rosnącą Europą. Własnej inwencji nie dało się raczej zauważyć, a obroty tradycyjnie nie były oszałamiające. W południe sięgały prawie 600 mln zł, ale ponad połowa przypadała na trzy zaledwie spółki: KGHM, której akcje zwyżkowały o 1,8 proc., Pekao, rosnące o ponad 2 proc. i PKO, zyskujące jedynie 0,3 proc. PKN i Lotos, mimo wzrostu cen ropy naftowej, nie błyszczały, zyskując ułamki procenta, za to nieźle poczynały sobie walory Telekomunikacji Polskiej, zwyżkując o 1,7 proc. „Dramaturgia” ich notowań od około dwóch miesięcy rozgrywa się między poziomem 16 a 17 zł. Spory ruch odbywał się dziś na papierach Biotonu. Przy spadkach sięgających 4-7 proc. obroty już w południe zbliżały się do bardzo wysokiego poziomu 40 mln zł. To, co dzieje się w tej spółce, od dawna dostarcza inwestorom wielu mocnych wrażeń.
Po końcowym fixingu WIG20 wzrósł o 1,23 proc., indeks szerokiego rynku zyskał 0,64 proc., mWIG40 zniżkował o 0,16 proc., a sWIG80 o 0,37 proc. Obroty wyniosły 1,35 mld zł.
Giełdy zagraniczne
Piątek był piątym kolejnym dniem wzrostów indeksów na Wall Street. W efekcie tej serii S&P500 zyskał 4 proc. i wyrównał poprzedni rekord z 22 września. Znalazł się więc w newralgicznym punkcie. Jeśli pójdzie w górę, będzie szansa na kontynuację zwyżki. Jeśli się nie uda, zobaczymy podwójny szczyt, zwiastujący możliwość korekcyjnego spadku. Dziś Amerykanie świętują, więc na rozstrzygnięcie trzeba poczekać.
W Szanghaju poświąteczna radość trwała krótko. Dziś po piątkowych silnych wzrostach nie ma śladu. Tamtejsze indeksy zniżkowały po 0,4-0,6 proc. W Hong Kongu spadek wyniósł 0,93 proc., w Korei wskaźnik KOSPI zniżkował o 0,4 proc. Za to na giełdzie w Bombaju obserwowaliśmy mocne odreagowanie ostatnich spadków. Indeks poszedł w górę aż o 2,2 proc. w reakcji na informację o wzroście produkcji przemysłowej aż o 10,4 proc., najmocniejszym od 22 miesięcy.
Tydzień na głównych europejskich parkietach zaczął się umiarkowanie optymistycznie. Indeksy zyskiwały od 0,4 do 0,5 proc. Po ogłoszeniu, że Philips nieoczekiwanie osiągnął 174 mln euro zysku w trzecim kwartale, zwyżka nabrała tempa. Wskaźniki we Frankfurcie i Paryżu rosły po 1,3 proc., a londyński FTSE zwyżkował o 0,8 proc. Na pozostałych parkietach też notowano spore wzrosty. Liderem był moskiewski RTS, zyskujący 3,3 proc., wspomagany przez zwyżkę cen ropy naftowej. Do końca dnia niewiele się już zmieniło. Zwyżki przybrały nieco na sile na parkietach naszego regionu, szczególnie w Budapeszcie i Pradze, gdzie indeksy zyskiwały po ponad 2 proc., a także na trzech głównych giełdach. Tuż po godzinie 16.00 DAX i CAC40 zyskiwały po 1,4 proc., a FTSE zyskiwał 0,9 proc.
Waluty
Po sporych wahaniach, z jakimi mieliśmy do czynienia w minionym tygodniu, poniedziałek przyniósł uspokojenie sytuacji na rynku walutowym. Do południa kurs euro wahał się w przedziale od 1,467 do 1,474 dolara. Ten stan względnej równowagi nie trwał jednak zbyt długo i amerykańska waluta nadal konsekwentnie traciła na wartości. A przecież dziś nie było istotniejszych bodźców, które mogłyby doprowadzić do większych zmian. Pojawią się z pewnością jutro, gdy do gry, po dzisiejszej przerwie, wróci Ameryka.
Na naszym rynku w pierwszej części dnia obserwowaliśmy dynamiczne zmiany. Złoty rozpoczął od mocnego akcentu z poziomu 2,88 za dolara, a więc o 2 grosze lepiej, niż w piątek. Błyskawicznie jednak zaczął tracić moc, oddając dolarowi aż 4 grosze, po czym ponownie powrócił w okolice 2,88-2,89 zł za dolara. Podobne ruchy miały miejsce w przypadku euro, którego kurs po skoku do 4,287 zł ustabilizował się na poziomie 4,25-4,26 zł. Frank, po przetestowaniu poziomu 2,82 zł, wrócił do poziomu 2,8 zł. Gdy dolar zaczął tracić wobec euro, złoty skwapliwie to wykorzystał. Około godziny 16.00 dolara można było kupić już za 2,86 zł, euro staniało do 4,23 zł, a frank do 2,79 zł.
Podsumowanie
Pod nieobecność „amerykańskiego przewodnika stada” i na fali optymizmu giełd europejskich, szczęśliwie rosły indeksy w Warszawie. Ale rosły nie wszystkie i niejednakowo. Najwięcej zyskiwał wskaźnik największych firm. Indeks szerokiego rynku podążał jego tropem, ale był daleko z tyłu. mWIG40, obrazujący koniunkturę wśród średnich spółek tracił na wartości, przy obrotach świadczących o zupełnym zaniku zainteresowania nimi ze strony inwestorów. Indeks najmniejszych spółek brał z niego przykład, zniżkując jednak znacznie bardziej dynamicznie. Słabość wskaźników małych i średnich firm wobec ich większych kolegów trudno wytłumaczyć inaczej, jak tylko większą podatnością na nastroje rodzimych inwestorów indywidualnych, którzy coraz bardziej obawiają się zapowiadanej od dawna korekty.
Roman Przasnyski
Źródło: Gold Finance