„Amerykanie postawili na swoim: nie będzie górnych limitów pensji bankowych menedżerów – tak jak chcieli tego Sarkozy i kanclerz Niemiec Angela Merkel. 20 szefów państw zgodziło się tylko, że pensje bankowców powinny być powiązane z wynikami instytucji, którymi kierują. To znaczy, że bankowi menedżerowie nadal mogą sobie żyć jak w raju. W ubiegłym roku prezes Citigroup, największego na świecie banku, który przed bankructwem uratowały tylko miliardy podatników, zarobił skromne 38 mln dolarów” – podaje „Gazeta”.
„Tylko że ubiegły rok był dla polskich banków rekordowy – w sumie cały sektor zarobił blisko 11,5 mld zł. Ten rok będzie zdecydowanie słabszy – w ciągu pierwszych sześciu miesięcy zyski spadły o połowę. Niektóre banki – np. Millennium, BRE i Kredyt Bank – zarobiły zaledwie ułamek z tego, co w ubiegłym roku, a BPH i Fortis Bank zakończyły półrocze na sporym minusie. Czy ich szefowie odczuli to na własnej kieszeni?” – pyta retorycznie „Gazeta Wyborcza”.
„Na konta szefów Kredyt Banku wpłynęło więcej pieniędzy, niż zarobił sam bank. Do czerwca wypracował 4 mln zł zysku, a zarządowi wypłacił 4,9 mln zł (blisko połowę mniej niż w pierwszej połowie ubiegłego roku). To jednak niewielki ból w porównaniu z tym, jaki odczuwają pracownicy: w KB pracę straci 750 osób” – czytamy w „Gazecie”.
Decyzje, jakie podejmują władze banku, mają efekt długofalowy. Taki też powinien być sposób myślenia władz poważnych instytucji finansowych. Kapitan nie powinien przedkładać własnych luksusów nad dobro statku, który w każdej chwili może wpłynąć na mieliznę lub zderzyć się z czymś i zatonąć. Czy jednak bankowcy faktycznie zdają sobie z tego sprawę?
Więcej na temat zarobków zarządów banków w dzisiejszym wydaniu „Gazety Wyborczej”, w artykule Niny Hałabuz pt. „Bankowcy mogą dalej zarabiać miliony”.
K.M.K.