– Z kupowaniem samochodu poza granicami Polski jest trochę jak z łowieniem ryb – trzeba czekać na okazję. I nie chodzi o okazję cenową, ale o korzystny kurs złotego – mówi Paweł Satalecki, analityk Finamo. Tę zależność świetnie obrazuje sytuacja na rynku walutowym w ostatnich miesiącach: jeszcze w lutym, w szczycie, dolar kosztował 3,89 zł, podczas gdy dziś jest to mniej więcej 2,92 zł. Oznacza to, że nasza waluta umocniła się względem amerykańskiej o prawie 25 proc.
A to skłania do zastanowienia, czy opłaca się sprowadzić samochód zza oceanu? Zdaniem analityków Finamo: tak. I to pomimo licznych opłat, które należy ponieść, zanim nasze wymarzone cztery kółka zobaczymy przed domem. Trzeba pamiętać, że ostateczna cena będzie znacznie wyższa od tej, którą znajdziemy na aukcji internetowej w USA czy tamtejszym serwisie dilerskim. Najpierw do niej będziemy musieli doliczyć koszty frachtu – najczęściej miejscem docelowym są Niemcy, gdyż tam zamiast 22 proc. VAT pobierany jest podatek w wysokości 19 proc. Koszt frachtu to minimum 1,5 tys. dol. Od ceny samochodu powiększonej o wszelkie koszty ubezpieczenia przesyłki i właśnie frachtu pobierane jest cło w wysokości 10 proc. Należy przy tym pamiętać, że cena pojazdu z umowy kupna-sprzedaży (czy faktury) może być zakwestionowana i podwyższo na przez celnika, jeśli znacząco odbiega od wartości rynkowej podobnego pojazdu.
Do tak obliczonej ceny samochodu należy w końcu dodać wartość VAT (22 proc. w Polsce i 19 proc. w Niemczech). To oficjalna cena samochodu. Ale to jeszcze nie koniec – trzeba pamiętać o takich kwotach jak podatek ekologiczny (500 zł), tłumaczenie dokumentów (100 -150 zł), tablice rejestracyjne czy zapłata dla firmy spedycyjnej, jeśli clić będziemy auto w Niemczech.
Dla przykładu weźmy nową Mazdę CX-7 w wersji Sport. Należy pamiętać, że im droższy samochód, tym bardziej będzie się opłacało sprowadzić go ze Stanów Zjednoczonych. Przy tanich, używanych egzemplarzach koszty transportu, podatków i innych opłat mogą przewyższać wartość samego pojazdu.
Salonowy egzemplarz w USA kosztuje 23_090 dol., czyli po dzisiejszym kursie ok. 68 tys. zł. Tymczasem w polskim salonie takie auto kosztuje ponad 150 tys. zł. Jak widać, jeszcze w lutym kupno takiego samochodu nie opłacało się nam, ale dziś – po opłatach – auto będzie tańsze o przeszło 37 tys. zł.
– Minusem jest jednak fakt, że gwarancja na samochód którą otrzymamy w Stanach Zjednoczonych (w przypadku Mazdy), nie będzie obowiązywać w Polsce. Tak zresztą jest u większości dilerów. Polska gwarancja obejmuje tylko pojazdy sprowadzone z Unii Europejskiej – tłumaczy Paweł Satalecki z Finamo.
Kupno nowego bądź używanego samochodu w Unii jest o tyle prostsze niż import z USA, że nie musimy martwić się o fracht i o podatek VAT. VAT-u bowiem się nie płaci, należy jedynie uiścić opłatę w wysokości 160 zł za dokument zwalniający z tego podatku. Niestety, ceny nowych samochodów w porównaniu z rodzimymi nie są już tak atrakcyjne. Nowa Mazda CX-7 w Niemczech w wersji Turbo Expression kosztuje 35,5 tys. euro, czyli – licząc nawet po dzisiejszym kursie – daje to ok. 147 tys. zł. To prawie tyle co w polskim salonie. Gdyby jeszcze do tego wziąć cenę euro z lutego (nawet 4,9 zł), kupno auta u naszych sąsiadów zupełnie by się nie opłacało, cena wynosiła wtedy ponad 173 tys. zł. – Jeśli więc chodzi o Europę, pozostają nam samochody używane lub czekanie na jeszcze mocniejszego złotego. Póki co, to właśnie Niemcy raczej kupują nowe samochody u nas niż my u nich – mówi Paweł Satalecki, analityk Finamo.
Niektóre banki mają w swojej ofercie kredyty samochodowe, w tym również kredyty na samochody sprowadzane z zagranicy. Ich oprocentowanie jest stosunkowo niskie w porównaniu np. ze zwykłym kredytem gotówkowym. Średnio wynosi ono nominalnie około 12 proc. w skali roku. Rzeczywiste oprocentowanie jest często wyższe, gdyż należy doliczyć odpowiednią marżę i opłaty takie jak np. obowiązkowe ubezpieczenie OC/AC. Na przykład w przypadku Lukas Banku należy doliczyć marżę w wysokości 2 proc., która może zostać obniżona o 0,5 punktu procentowego.
Po przyjrzeniu się bliżej ofercie instytucji sprawa nie wygląda już tak różowo. – Nie da się skredytować samochodu bezpośrednio kupionego od dilera bądź osoby prywatnej w USA. Na przykład Santander Bank zastrzega sobie, że auto musi być już zarejestrowane w Polsce – tłumaczy Paweł Satalecki z Finamo.
Innymi słowy najpierw będziemy musieli kupić samochód za uzyskane skądś indziej pieniądze, a potem refinansować go w banku. Nieco bardziej liberalny jest Lukas Bank, który nie wymaga polskich tablic, jednak samochód musi być kupiony w Polsce. Oznacza to, że trzeba skorzystać tu z pośrednika, który sprowadzi dla nas pojazd, kupi go na siebie, a bank po sprowadzeniu auta do Polski zapłaci mu pieniądze, wcześniej wydając promesę kredytową.
Auto – czy to nowe czy używane – możemy skredytować na okres nawet 10 lat. Jednak banki z reguły niechętnie udzielają pożyczek na zakup samochodów starszych niż 12-letnie. – Wychodzi na to, że kupowanie auta za granicą wymaga sporo cierpliwości, ale przy korzystnym kursie złotego opłaca się. Jeśli chodzi o samochody z USA – ze względu na gwarancję -opła ca się kupić nie nowe, ale takie, których gwarancja właśnie się skończyła. W większości przypadków i tak nie moglibyśmy z niej skorzystać, a tak cena będzie odpowiednio niższa. W przypadku importu wewnątrz Unii – wciąż najbardziej opłaca się kupić pojazdy bardziej używane – podsumowuje Paweł Satalecki, analityk Finamo.
Henryk Sadowski