Jak informuje Izba Zarządzających Funduszami i Aktywami oraz Analizy Online (w najnowszym raporcie dotyczącym rynku funduszy w Polsce), lipiec był jednym z najbardziej udanych miesięcy w historii krajowego rynku funduszy inwestycyjnych. W stosunku do poprzedniego miesiąca aktywa funduszy wzrosły o 4,8 mld zł, osiągając wartość 82 mld zł.
Dodatnia i wysoka dynamika
Dynamika aktywów była w lipcu nie tylko bardzo wysoka, gdyż wyniosła 6,2 proc., ale przede wszystkim po raz piąty z rzędu była dodatnia. Jest to między innymi efekt sprzyjającej koniunktury i wysokiego udziału akcji w strukturze aktywów krajowych funduszy inwestycyjnych. Ostatnie pięć miesięcy, obok przeszło 20-proc. wzrostu aktywów, to również rekordowy okres pod względem wzrostu aktywów będącego efektem zarządzania. Od końca lutego aktywa funduszy wzrosły bowiem w wyniku tego czynnika o 14,4 mld zł. „Dzięki umocnieniu się złotego wobec euro o 7,4 proc., dynamika aktywów wyrażonych w euro okazała się znacznie wyższa niż w walucie krajowej i wyniosła 14,1 proc.
Wartość aktywów wyrażona we wspólnej walucie wyniosła na koniec miesiąca 19,7 mld euro. Tak duży przyrost był możliwy dzięki bardzo korzystnej koniunkturze, nie tylko na rynkach akcji, ale i obligacji” – informuje IZFiA. – „To, co działo się w II połowie miesiąca w przypadku rynku akcji bardziej właściwie można określić mianem euforii. Od 10 lipca, który wyznaczył dno korekty rozpoczętej w połowie czerwca, do końca miesiąca – indeks WIG zyskał 19,1 proc., dzięki czemu w całym miesiącu jego stopa zwrotu wyniosła 15,9 proc. W bieżącym roku jedynie kwiecień przyniósł mocniejszą zwyżkę cen akcji. WIG zyskał wówczas 20,7 proc. Bardzo dobrze w lipcu zachowywał się również rynek obligacji. Indeks IROS, mierzący koniunkturę na rynku długu, wzrósł o 1,62 proc., co było najlepszym (27,5 proc.) wynikiem od 7 miesięcy. Bardzo korzystne warunki na rynku kapitałowym musiały przełożyć się na świetny wynik zarządzania, który wyniósł 4,1 mld zł. Jednocześnie widać było powrót inwestorów na rynek, którzy według szacunków IZFiA do funduszy w minionym miesiącu wpłacili o 0,7 mld zł więcej, niż z nich wypłacili.
Pokłosie ruchu na GPW
Segmentem, który najbardziej skorzystał na świetnej koniunkturze giełdowej były fundusze akcji. W ich przypadku o przyroście aktywów zdecydował prawie w całości czynnik zarządzania. Segment funduszy akcji odnotował dynamikę aktywów na poziomie 11,7 proc. i w głównej mierze przyczynił się do wzrostu aktywów na całym rynku. Jednocześnie fundusze akcji zdetronizowały pod względem udziału w rynku fundusze mieszane, które były największą grupą produktową przez 19 ostatnich miesięcy. Mimo że fundusze mieszane utraciły pozycję rynkowego lidera, to również dla nich lipiec był bardzo dobrym miesiącem. Ich aktywa wzrosły o 1,4 mld zł, co oznacza, że wspólnie z funduszami akcyjnymi odpowiadały za 80 proc. lipcowego przyrostu rynku. W ich przypadku dynamika aktywów nie była wprawdzie dwucyfrowa, ale i tak wykazała solidny, blisko 7-procentowy poziom. Z dobrej koniunktury na rynku akcji i obligacji w niewielkim stopniu skorzystały fundusze stabilnego wzrostu, których aktywa zyskały 2,9 proc., osiągając wartość 11,7 mld zł. Były one jednak jednym z nielicznych segmentów, który odnotował ujemy bilans wpłat i wypłat środków. Niska dynamika aktywów przełożyła się w ich przypadku na spadek udziału w rynku o –0,5 pkt. proc. do 14,3 proc. Całkiem dobrze poradziły sobie za to w lipcu fundusze bezpieczne. Zarówno produkty zaliczane do segmentu dłużnych, jak również pieniężnych i gotówkowych odnotowały wzrost aktywów pod zarządzaniem na jednakowym poziomie wynoszącym 3,6 proc.
Amerykanie straszą Chiny
Chińczycy są przerażeni praktyką stosowaną przez najsilniejsze gospodarki, która w prostej linii może się skończyć ogromną inflacją i wymiernymi stratami budżetu Państwa Środka. Chodzi przede wszystkim o gospodarki brytyjską i amerykańską. Bank of England zdecydował się na dodrukowanie i wzmocnienie rynku niebagatelną kwotą 175 mld funtów. Ale kłopotem dla chińskiej administracji jest tak naprawdę postępowanie Fed. Amerykański bank centralny już dawno zadeklarował, że dodrukuje 300 mln dolarów, aby skupować od instytucji finansowych ich aktywa, w tym obligacje. Dzięki temu banki komercyjne dostały nowe źródło kapitału, który będzie im służył do rozbudowania akcji kredytowej, co wpłynie na zwiększenie konsumpcji i w konsekwencji przyczyni się do wyjścia całej gospodarki z kryzysu. Tylko że gospodarka USA jest dla Chin znacznie mniej interesująca niż 802 mld dolarów z 2 bln dolarów rezerw walutowych, za które Chińczycy kupili obligacje rządowe USA, stając się tym samym największym wierzycielem Wuja Sama.
A obligacji z amerykańskim orłem na awersie jest na rynku coraz więcej. Te ostatnie, które wypuszcza na rynek amerykańska administracja, i które do federalnego budżetu mają przynieść w najbliższym tygodniu 75 mld dolarów, są elementem programu pomocy gospodarce przygotowanego przez prezydenta Obamę. Choć może słuszniej byłoby je nazwać próbą wyciszenia skutków uruchomienia pakietów pomocowych, które ratowały system finansowy USA po upadku Lehman Brothers. Pozbycie się 787 mld dolarów z budżetu centralnego, które w ciągu kilku ostatnich miesięcy wspierały m.in. sektor bankowy, spowodowało rekordowy – nawet jak na Amerykę – deficyt budżetowy na poziomie 13 proc. PKB. Zadłużenie USA osiągnęło zaś poziom 6,78 bln dolarów. I stąd właśnie pomysł wypuszczenia kolejnych obligacji, które jeszcze do niedawna na pniu wykupywali zagraniczni inwestorzy. A największym zagranicznym inwestorem był właśnie chiński rząd i jego agencje. Bank of China doskonale wie, że prośba i ostrzeżenie skierowane do administracji Baracka Obamy będą skuteczne. Wycofanie się Chin z obligacji USA może zagrozić Ameryce kłopotami znacznie poważniejszymi, niż obecna recesja. Jednak ekonomiści są zgodni – na razie posunięcia Białego Domu były słuszne. Bo wspieranie gospodarki z pieniędzy podatników sprawiło, że według wstępnych danych w II kwartale amerykański PKB spadł tylko o 1 proc., podczas kiedy w I kwartale gospodarka skurczyła się aż 6,4 proc. Po raz pierwszy od wiosny 2008 r. pomyślne wieści dotarły w zeszłym tygodniu z rynku pracy. Stopa bezrobocia w lipcu nieoczekiwanie spadła z 9,5 do 9,4 proc., wzmacniając wiarę inwestorów w koniec recesji. Koniec, którego wszyscy spodziewają się już w trzecim kwartale tego roku.
Najpierw Azja
Takie właśnie działania wydały się jedynym rozsądnym wyjściem na powstrzymanie recesji. Zgodzili się co do tego uczestnicy dwudniowej konferencji na temat światowych rynków kapitałowych w Kuala Lumpur. Paul Krugman, ubiegłoroczny laureat Nagrody Nobla w ekonomii uznał nawet, że finansowane przez rządy agresywne bodźce ekonomiczne pomogły światu uniknąć drugiego Wielkiego Kryzysu z lat 30. ubiegłego stulecia. Choć, jego zdaniem, odrodzenie gospodarcze zabierze dwa lata lub więcej. Krugman zaznacza, że najgorsza faza kryzysu już minęła, przy czym pojawiają się sygnały stabilizacji wzrostu gospodarki i eksportu. Jednak odnowa wydaje się wciąż być rozczarowująca, gdyż państwowe wsparcie nie będzie na dłuższą metę trwałe, a bezrobocie pozostaje nadal wysokie. Według niego, sytuacja w Azji będzie się zapewne poprawiać szybciej niż w Europie i USA, między innymi za sprawą wzrostu eksportu wyrobów przemysłowych.
Wystarczy spojrzeć na dane makroekonomiczne najbardziej stabilnej azjatyckiej gospodarki. O 9,7 proc. wzrosły w czerwcu zamówienia w japońskim przemyśle. Analitycy przewidywali, że wskaźnik ten osiągnie poziom 3 proc. Tak dobry wynik jest – zdaniem ekspertów – głównie efektem wzrostu zamówień na sprzęt potrzebny do wytwarzania energii nuklearnej. Na tę wiadomość dobrze zareagowała giełda. Wskaźnik Nikkei 225 wzrósł na poniedziałkowym zamknięciu o 1,08 proc. – do 10 524 pkt. To najwyższy wzrost od 10 miesięcy. Analitycy chłodzą jednak entuzjazm i twierdzą, że najnowsze dane nie są jeszcze dowodem odbicia. Według japońskiego rządu zamówienia w III kwartale spadną o 8,6 proc. w stosunku do II kwartału, bo zagraniczny popyt na wyposażenie fabryk nadal jest słaby.
Banki trzymają gospodarkę
Wróćmy do Polski. Choć ożywienie na GPW jest już bardzo wyraźne, polską gospodarkę wciąż wstrzymuje w rozwoju nadmierna – zdaniem części ekonomistów – ostrożność sektora bankowego. Bez zwiększenia akcji kredytowej skierowanej do firm, w szczególności z sektora małych i średnich przedsiębiorstw, gospodarka będzie się rozwijać w ślimaczym tempie oscylując wokół stagnacji i wpływając na wzrost bezrobocia. Najnowsze dane dotyczące sektora bankowego mówią, że wartość kredytów udzielanych przez banki wciąż rośnie, choć tempo tego wzrostu jest coraz słabsze. W sporej części wynika to z zaostrzania kryteriów wobec klientów. I jak wynika z deklaracji zarządów działających nad Wisłą banków, w najbliższych miesiącach na poprawę w tym zakresie się nie zanosi. Jak wynika z przeprowadzanych przez Narodowy Bank Polski co kwartał badań ankietowych wśród bankowców, w najbliższych miesiącach o kredyt wcale nie będzie łatwiej. Większość z nich przewiduje dalsze zaostrzanie polityki kredytowej, choć oczekiwania są najbardziej optymistyczne od czterech kwartałów.
W kategorii kredytów dla przedsiębiorstw, największa liczba banków spodziewa się ostrzejszych wymogów stawianych małym i średnim firmom, w mniejszym zakresie ma to dotyczyć dużych przedsiębiorstw. Jedna czwarta ankietowanych spodziewa się też zaostrzenia kryteriów w udzielaniu kredytów mieszkaniowych aż o 40 proc., spodziewa się także większych wymogów przy kredytach konsumpcyjnych. Obostrzenia dotyczą przede wszystkim wymaganych zabezpieczeń kredytów. Banki podwyższają też marże kredytów. Przyczyną zaostrzania kryteriów udzielania kredytów są negatywne, zdaniem bankowców, perspektywy rozwoju sytuacji gospodarczej. Mimo że polityka zaostrzania kryteriów trwa już od kilku kwartałów, kredytów wciąż przybywa, choć z kwartału na kwartał w coraz mniejszym tempie. Na koniec czerwca tego roku ich wartość sięgała 626,5 mld zł i była wyższa niż w czerwcu ubiegłego roku o niecałe 28 proc. Jednak na koniec marca, w porównaniu z marcem 2008 r., ich przyrost wyniósł 37 proc.
W pierwszym półroczu tego roku banki osiągnęły 4,33 mld zł zysku, o połowę mniej niż w tym samym czasie w 2008 r., kiedy to zysk wyniósł 8,64 mld zł. Udział należności zagrożonych wzrósł z 4,8 proc. przed rokiem – do 6,3 proc. w pierwszym półroczu 2009 r.
Paweł Pietkun