Polski rynek akcji pokazuje w ostatnich dniach olbrzymią siłę. To, że we wtorek, po niebywale mocnym początku tygodnia, inwestorzy zdołali wywindować indeks WIG20 jeszcze 1,7 proc. w górę, jest istnym rekordem świata.
W efekcie tego rajdu tuż przed końcem sesji symbolicznie przebiliśmy maksimum na poziomie 2041 pkt. I znaleźliśmy się najwyżej od października zeszłego roku. Teraz właściwie wystarczyłoby tylko postawić kropkę nad i, ostatecznie rozbijając sufit i zaczynając rajd ku kolejnym szczytom.
Czy to możliwe? W ostatnich dniach rynek pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych. Ale trzeba się zastanowić, czy aby rynek nie jest już nadmiernie przegrzany. W ciągu zaledwie półtora tygodnia przemierzyliśmy dystans od 1770 pkt. do 2040 pkt., czyli od dna do sufitu kanału trendu. To oznacza, że w tym czasie posiadacze akcji zarobili przeciętnie ponad 15 proc. W historii giełdy zdarzały się oczywiście dłuższe fale wzrostów, nawet przekraczające 20 proc., ale nie były to sytuacje częste. Dlatego wydaje się, że jesteśmy bardzo blisko lokalnego przesilenia. Moment jest dogodny, bo przed ostatecznym rozbiciem w pył bariery 2040 pkt. armii optymistów przydałoby się przegrupować siły i poczekać na odwody.
Wczorajsza sesja w USA nie przyniosła decydujących argumentów na rzecz tezy o ochłodzeniu koniunktury. Owszem, amerykańskie akcje przez większość czasu pozostawały pod kreską, ale finisz miały bardzo dobry, Dow Jones skończył handel prawie 0,8 proc.na plusie.
Chęci do dłuższego odpoczynku na razie więc nie widać, przynajmniej za Oceanem. Mamy raczej krótkie korekty w biegu. Ale dziś rynek mogą schłodzić (albo i dodatkowo rozgrzać, któż to wie) dane makroekonomiczne. Wnioski o kredyt hipoteczny w USA i indeks cen nieruchomości za maj oraz dane o zamówieniach w przemyśle Eurolandu mogą mieć znaczenie dla nastrojów na rynkach. Ale mimo wszystko wydaje się, że korekta wisi już w powietrzu.
Jerzy Nikorowski
Źródło: Superfund TFI