Poniedziałkową sesję w USA można określić dwoma słowami: wreszcie korekta. Tak szybki marsz na północ – S&P 500 do sesyjnego minimum z 5 marca do piątku zyskał ponad 28 procent – był w warunkach panującej recesji nie do utrzymania. Akcjom mogły pomagać weekendowe wypowiedzi Donalda Kohna, wiceszefa Fed i Williama Dudleya, szefa Fed z Nowego Jorku oraz Paula Volckera, byłego szefa Fed (przed Greenspanem), a obecnie szefa doradców ekonomicznych prezydenta Obamy.
Ci pierwsi stwierdzili, że podjęte środki już pomagają gospodarce USA, a Paula Volcker zapowiedział wyhamowanie spadku aktywności gospodarczej. Pojawił się też w niedzielę Lawrence Summers, szef Krajowej Rady Ekonomicznej. On też wypowiadał się dosyć optymistycznie. Rynek jednak już bardzo chciał korekty, a niedźwiedzie dostały mocne wsparcie ze strony sektora finansowego.
Wydawało się na pozór, że publikowane przed sesją wyniki Bank Of America i Halliburton są lepsze od oczekiwań i pomogą bykom. Szczególnie wyróżniał się wynik BoA, który zarobił w ciągu kwartału więcej niż w całym 2008 roku (4,2 mld USD). Jednak ponad 70 procent z tych zysków wypracował przejęty przez BoA Merrill Lynch. Dodatkowo pomagało refinansowanie kredytów hipotecznych, w którym to procesie BoA uczestniczył dzięki przejęciu w lipcu zeszłego roku Countrywide. Jeśli odjęło się te zyski (w większości jednorazowe) to widać było, że na działalności bankowej BoA poniósł sporą stratę. Najgorsze było jednak to, że jakość udzielonych kredytów ciągle się pogarsza. Na te „złe” kredyty bank utworzył rezerwy w wysokości 13,4 mld USD. Pogarsza się też sytuacja na kartach kredytowych.
W ten obraz wpisały się też raport Goldman Sachs, który twierdzi, że również w portfelu kredytowym Citigroup straty rosną z dużą szybkością. Sektorowi finansowemu zaszkodziła też niedzielna informacja z The New York Times (pisałem o tym w komentarzu porannym). Gazeta poinformowała, że rząd amerykański przymierza się do zamiany środków przekazanych bankom w ramach programu TARP na akcje. Dzięki temu rząd miałby więcej środków na pomoc kolejnym instytucjom, ale zwiększyłby też swój udział w bankach. Taka częściowa, nacjonalizacja, rozwodniłaby zysk na akcję obniżyła ich wartość. Niedźwiedzi musiały wykorzystać takie informacje. Indeksy giełdowe gwałtownie spadały. Nie było widać najmniejszej nawet chęci do przeprowadzenia kontrataku. Indeksy mocno spadły (4 procent), ale obraz rynku się nie zmienił. Nadal jeszcze obowiązuje mający początek w marcu kanał delikatnego trendu wzrostowego.
GPW rozpoczęła sesję od oscylacji wokół poziomu piątkowego zamknięcia, ale takie niezdecydowanie trwało krótko. Indeksy znowu zaczęły spadać. Tym razem segment mniejszych spółek też poddał się korekcie. Blue chipom nadal najmocniej ciążyły banki i KGHM. WIG20 dwa razy, w godzinnym odstępie, zaatakował poziom 1.666 pkt. i utworzył tam wsparcie. Przed południem zaczął się nawet wspinać. Widać było, że byki chcą wyrysować sesyjną formacje podwójnego dna. Nic z tego jednak nie wyszło i indeks wszedł w trend boczny 1.666 – 1.680 pkt.
Nie widziałam reakcji na publikację danych makro, ale odnotować trzeba, że były one zaskakująco dobre. W marcu w Polsce dynamika produkcji spadłą tylko o 2 procent, a oczekiwano spadku o około 6 procent. Ceny (PPI) produkcji wzrosły o 5,6 proc., czyli mniej niż oczekiwano. W lutym produkcja spadła o 14,3 proc., więc teoretycznie można powiedzieć, że marcowy wynik jest znakomity, ale spory wpływ miało to, że w zeszłym roku Wielkanoc była w marcu. W tym roku było o dwa dni robocze więcej, co dołożyło około 10 pkt. proc. do wyniku.
Poza tym dużo pomogło produkcji to, że nieznacznie jedynie spadła produkcja w sektorze samochodowym. To nie jest siła naszego przemysłu, a jedynie skutek dopłat, które rządy kilku państw stosują przy kupnie nowego samochodu. W przyszłym roku tego efektu już nie będzie. Nie zmienia to postaci rzeczy, że nasza gospodarka wygląda dużo lepiej niż inne gospodarki europejskie. Jest jeszcze jeden wniosek: RPP z pewnością nie obniży stóp w kwietniu. Marian Noga, członek RPP powiedział, że nie powinna obniżyć ich też i w maju. To powinno sprzyjać złotemu.
Po publikacji wyników Bank Of America i Halliburton indeks na chwilę opuścił górą kanał trendu bocznego, mimo że na europejskich giełdach nie było widać nawet śladu poprawy. Po pobudce w USA, kiedy indeksy na innych giełdach załamały się, WIG20 błyskawicznie wrócił do kanału i zakończył dzień wyraźnie poniżej jego dolanego ograniczenia. WIG20 wrócił (kosmetycznie) pod linię bessy, ale spadek ten nie został poparty obrotem – był niższy o 40 procent od piątkowego. Po prostu duże kapitały stanęły z boku czekając na rozwój sytuacji. Taki niepotwierdzony spadek nie jest sygnałem sprzedaży.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi