Po trzech dniach niczym nie zmąconego wzrostu cen akcji w poniedziałek krótkoterminowi inwestorzy wymusili wreszcie korektę. Nie była ona gwałtowna, WIG20 oddał jedynie większą część zysków z poniedziałkowego poranka, kończąc dzień prawie 1 proc. na plusie. Jednak nie zdołał utrzymać się powyżej 1700 pkt. Zabrakło ponad 15 pkt.
Wiele wskazuje, że dziś będziemy mieli korekty dzień drugi. Nie najlepsze nastroje za Oceanem zapewne przeniosą się przynajmniej w pierwszej części sesji do Europy. Na Wall Street w poniedziałek wieczorem akcje po czterech dniach wzrostów zaczęły tanieć. Początkowo spadki były solidne, ale na zamknięciu Dow Jones stracił tylko pół procenta. Tu jako pretekst do sprzedawania papierów posłużył raport analityka banku inwestycyjnego Calyon, który oświadczył, że straty amerykańskich banków na kredytach będą większe niż zanotowane przez nie podczas Wielkiego Kryzysu. Nastroje popsuło także fiasko fuzji informatycznych gigantów IBM i Sun Microsystems.
W Warszawie trzeba więc spodziewać się raczej stabilizacji cen, niż kontynuacji rajdu w górę. Na korzyść naszego parkietu działa to, że ostatnio zachowywał się lepiej, niż inne duże giełdy. Najpierw nasze indeksy były w awangardzie wzrostów, a wczoraj należały do elity pozostającej na plusie, gdy na większości parkietów było czerwono. Jeśli relatywna siła naszej warszawskiej giełdy miałaby się utrzymać – kontynuacja korekty powinna być płaska.
W krótkim terminie główny indeks WIG20 miałby prawo spaść jeszcze o dobre kilka procent, bo przecież z sześciu ostatnich tygodni pięć było wzrostowych. Z analizy technicznej wynika, że nawet powrót w okolice 1600 pkt. (a więc jeszcze 85 pkt. niżej niż obecne notowania), byłaby dla WIG20 tylko naturalnym odreagowaniem, nie niosącym zagrożenia dla średnioterminowego trendu wzrostowego, który urodził się w bólach na początku marca. Jednak jeśli kupujący szybko zbiorą siły, do osuwania się indeksów w najbliższych dniach może wcale nie dojść.
Paweł Grubiak
Doradca inwestycyjny
Superfund TFI
Źródło: Superfund TFI