Miniony tydzień znowu rozpoczął się od wzrostów na polskim rynku akcji. Widać, że kolor zielony udzielił się inwestorom, którzy poczuli wiosnę w sercu. Co prawda obroty były mizerne, ale i tak byki się nie poddały presji małej liczby uczestników na giełdzie. Tydzień rozpoczął się od poziomu 1477 pkt na WIG20 i zakończył się o 22 pkt niżej, ale już dzień później inwestorzy dostali skrzydeł.
Kolejne dwa dni były lekkim oddechem dla wszystkich kiedy przebiliśmy poziom 1500 pkt. Niestety ta chwila nie trwała zbyt długo i już tego samego dnia upadł w inwestorach entuzjazm. Czwartek tak jak dwa tygodnie temu zakończył się na minusie (czyżby inwestorzy umawiali się na czwartkowe obiady jak za czasów króla Augusta?), ale tylko po to żeby otworzyć się w kolejnym dniu powyżej dnia poprzedniego pozostawiając „lukę”, którą najprawdopodobniej trudno będzie zamknąć.
W poprzednim tygodniu były podane wyniki spółek za IV Q 2008r. Jedynie dwie branże z dwunastu: budowlana i informatyczna mają zysk za ostatnie trzy miesiące poprzedniego roku. Pozostałe branże niestety zanotowały straty w wysokości 2,3 mld zł., oczywiście netto. Wynik jest niższy o 8,9 mld zł niż rok wcześniej. Czyli, w całym 2008 roku spółki zarobiły prawie 22,6 mld zł, ale to niestety o 27% mniej niż w roku poprzednim. Sam indeks WIG20 w ostatnich trzech miesiącach poprzedniego roku miał stratę 190 mln zł.
Z kolei inwestorzy, którzy zaufali obligacjom mogą się poczuć trochę zawiedzeni. Inwestycja, jakby się mogło wydawać, w bezpieczne instrumenty dłużne, zawiodła. Dla uspokojenia obligacje jak i bony skarbowe w minionym tygodniu trochę drgnęły idąc w tym samym kierunku co nasze indeksy.
Japonia, Chiny, Indie
Japońska giełda podążała śladami giełd światowych. Indeks Nikkei225 umocnił się ponad 5%, chociaż początek tygodnia tego nie zapowiadał, ponieważ we wtorek indeks omal nie ustanowił nowego 26 letniego minimum. Środa zakończyła się jednak zdecydowanym, ponad 4 procentowym wzrostem indeksu, głównie za sprawą dobrych wiadomości z Citi Bank, które pomogły również japońskiemu sektorowi bankowemu. Czwartek przyniósł niewielką realizację zysków. Inwestorzy pozbywali się głównie akcji eksporterów, ale już na piątkowej sesji ponownie inicjatywę przejęli kupujący, a indeks zyskał ponad 5%. Tym razem oczy inwestorów również były zwrócone na amerykański sektor bankowy, z którego napływały zaskakująco dobre informacje.
W Chinach indeks Hang Seng notowany w Hong Kongu wzrósł w zeszłym tygodniu o około 5,5%. Tym razem znacznie gorzej zachowywał się indeks Shangahai Composite, który w tym samym czasie zmniejszył swoją wartość o blisko 4%. Tydzień rozpoczął się od dużych spadków obu indeksów. Najwięcej traciły akcje instytucji finansowych i firm budowlanych. Jednak już we wtorek sytuacja zaczęła się poprawiać, przynajmniej na giełdzie w Hong Kongu. W środę dyrektor Narodowego Instytutu Badań Ekonomicznych w Chinach w swojej wypowiedzi stwierdził, że Chińska gospodarka wróci na ścieżkę 8-9% wzrostu PKB już w 2010 roku. Ma to się stać głównie za sprawą olbrzymich inwestycji zarówno infrastrukturalnych, finansowanych z planu pomocowego, ale także inwestycji korporacyjnych, których dokonuje teraz pomimo kryzysu bardzo wiele chińskich firm. Największym wyzwaniem chińskiego rządu będzie przekonanie ludzi, aby więcej wydawali. Stopa oszczędności w Chinach wynosi 51% i wielokrotnie przekracza tą w USA i Europie. Warto również zauważyć, że w ostatnich miesiącach bardzo mocno zwiększyła się podaż pieniądza w Chinach. Banki zwiększyły wartość udzielanych kredytów blisko 4-krotnie w porównaniu do zeszłego roku, co na pewno pozytywnie odbije się na aktywności gospodarczej.
Indeks BSE30 nie zaskoczył inwestorów i podobnie jak inne indeksy na świecie mocno zyskał na wartości – w tym tygodniu (około 5%) i był to największy wzrost tego indeksu od 7 tygodni. Podobnie jak na innych rynkach, punktem zwrotnym były wtorkowe notowania, kiedy Bank of America, J.P. Morgan Chase i Citi Group oświadczyły, że w styczniu i lutym ich działalność przyniosła zyski. Najbardziej dochodowe były akcje sektora paliwowego, finansowego oraz akcje spółek technologicznych.
Stany Zjednoczone
W ubiegłym tygodniu nad giełdą amerykańską w końcu zawitało słońce. Rynki wykorzystały brak publikacji ważnych danych makro by unieść się na słownych deklaracjach ważnych osobistości – przede wszystkim bankowych. Otóż wygląda na to, że instytucje finansowe, które dotąd straszyły inwestorów swoją niepewną przyszłością były w pierwszych dwóch miesiącach tego roku zyskowne. Pierwszy z taką informacją wyszedł Citigroup, potem dołączył JP Morgan Chase oraz Bank of America. Te informacje spowodowały, że indeksy eksplodowały z radości, a parkiet ogarnęła panika, ale tym razem kupna. Wszyscy zapomnieli o poniedziałkowych słowach Buffetta, że gospodarka amerykańska spadła w przepaść, czy słowach obecnego guru rynków Nouriela Roubiniego twierdzącego, że indeks S&P 500 spadnie poniżej 600 pkt. Rynek był tak wyprzedany, że wystarczyła iskra by uruchomić masowe zlecenia kupna. W czwartek nawet dane makro nie przeszkadzały wzrostom. Okazało się bowiem, że sprzedaż detaliczna spadła, ale o wiele mniej niż tego oczekiwano, a wyłączając dramatyczną sprzedaż samochodów nawet wzrosła. Co ciekawe upadający gigant – General Motors – poinformował, że obejdzie się bez 2 mld USD pomocy, o którą niedawno prosił. Rynek był tak optymistyczny, że zignorował informację, której obawiał się od dawna – chodzi o obcięcie ratingu GE. Czy te wzrosty coś zmieniają? Otóż niestety nie. Jakie spadki, takie wzrosty, a to co obserwujemy to silne odbicie na wyprzedanym rynku. Gospodarka nadal jest w gruzach, a co gorsze administracja, z którą wiązane były tak ogromne nadzieje, wydaje się nie mieć kompleksowego planu uzdrowienia fatalnej sytuacji. Oczywiście zły obraz makro nie musi przeszkadzać w kontynuacji odbicia do poziomów znacznie wyższych niż obecnie. Jednak za jakiś czas rynek prawdopodobnie znowu będzie testował minima bessy.
Europa Zachodnia
To był udany tydzień na Rynkach Starego Kontynentu. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym wylądowały na solidnych kilkuprocentowych plusach, co pozwoliło inwestorom odetchnąć z ulgą, pomimo nienajlepszych danych makro.
Praktycznie każdego dnia siła popytu przewyższała siłę podaży. Pozytywny sentyment płynął zza oceanu, z deklaracjami prezesów czołowych amerykańskich banków w kwestii dobrej kondycji ich spółek na czele, co nie pozostało bez reakcji na walorach europejskich instytucji finansowych. Rynki zupełnie zignorowały słabe dane o produkcji przemysłowej (Niemcy, Wielka Brytania) oraz większy od oczekiwań spadek styczniowych zamówień w przemyśle u naszych zachodnich sąsiadów. Widać było, iż inwestorzy – przynajmniej na jakiś czas – mają już dość spadków i postanowili wykorzystać niskie poziomy indeksów do doważenia części akcyjnej w swoich portfelach.
Ciekawe informacje napłynęły ze Szwajcarii, bank centralny tego kraju nie dość, że obniżył stopy procentowe do poziomu 0,25 proc. (zresztą zgodnie z oczekiwaniami), to jeszcze poinformował o zamiarach skupu skarbowych i komercyjnych papierów dłużnych, co w praktyce oznacza zwiększenie bazy monetarnej. Szwajcaria jest wiec po Wielkiej Brytanii drugim europejskim krajem, który otwarcie przyznaje się do dodruku pieniądza. Ciekawostką dla kredytobiorców we frankach jest też zapowiedź Narodowego Banku Szwajcarii w kwestii ewentualnej interwencji przeciwdziałającej dalszemu umacnianiu się franka wobec euro.
Zachodnioeuropejscy inwestorzy kończą miniony tydzień w dobrych nastrojach, z nadzieją utrzymania pozytywnego sentymentu w dłuższym okresie. Nie należy jednakże zapominać o wygasaniu marcowej serii instrumentów pochodnych na globalnych rynkach w przyszły piątek, co może powodować zwiększoną zmienność indeksów oraz nagłe zwroty nastrojów także na zachodnioeuropejskich parkietach.
Europejskie Rynki Wschodzące
Miniony tydzień na giełdach europejskich rynków wschodzących należał do udanych dla posiadaczy akcji. Największy wzrost zanotowała giełda w Moskwie. Poprawa sentymentu, związana z wypowiedziami CEO amerykańskich banków oraz danymi o sprzedaży detalicznej, wpływała nie tylko na rynki akcji, ale również spowodowała wzrosty walut regionu. Interesujące są dane o sprzedaży detalicznej w USA. Drugi miesiąc z rzędu dane te są lepsze od oczekiwań rynkowych. O ile w poprzednim miesiącu analitycy tłumaczyli to większymi wyprzedażami po świętach niż w poprzednich latach, to w lutym trudno będzie posługiwać się tym argumentem. Podobnie było w Polsce na początku 2008 roku, kiedy dane o sprzedaży detalicznej znacząco, na niekorzyść, odbiegały od szacunków analityków, pojawiały się stwierdzenia o możliwym błędzie statystycznym. Jak pokazała historia były to pierwsze objawy problemów w polskiej gospodarce. Można mieć nadzieję, że dane o sprzedaży detalicznej w USA są pierwszymi jaskółkami wyjścia z kryzysu gospodarki amerykańskiej. W piątek Goldman Sachs znowu postraszył rynek walutowy, najnowsze prognozy dla walut regionu są niekorzystne, jako powody ewentualnego osłabienia podane zostały trudności z dostępem do finansowania zewnętrznego. Marzec na giełdach potwierdza, że jest miesiącem kiedy diametralnie zmienia się klimat inwestycyjny. Przyszły tydzień powinien dać odpowiedź, czy pozytywny klimat utrzyma się dłużej.
Surowce
Kontrakty terminowe na ropę zdrożały o 1% w ujęciu tygodniowym, natomiast za baryłkę w Nowym Jorku płaci się obecnie 47 dolarów. Największy wpływ na wzrosty cen miał powrót pozytywnych nastrojów na światowych giełdach. Ożywienie strony popytowej na rynkach akcji pozwoliło podnieś się cenom surowców w tym także ropy. Nie bez znaczenia miało również osłabianie się dolara do głównych walut świata. Departament Energii podał, że ponownie wzrosły zapasy ropy, ale nieoczekiwanie i do tego drastycznie spadły zapasy benzyny w USA, co może świadczyć o chwilowym ożywieniu się strony popytowej. Nie powinno się przywiązywać do tego aż tak wielkiej wagi, gdyż prognozy zapotrzebowania na ten surowiec nie są zbyt optymistyczne co w dłuższym terminie może być czynnikiem ograniczającym wzrosty cen. Ponadto na niedzielę zaplanowane jest kolejne spotkanie krajów OPEC, które mogą być skłonne do następnych cięć produkcji surowca. Dotychczasowe działania nie przyniosły zamierzonego efektu, a obecna konsolidacja cen w przedziale 40-50 dolarów za baryłkę wydaje się być uzasadniona efektem działania rynku, a nie kartelu. Z drugiej jednak strony podwyżki cen w okresie kryzysu i przy tym poziomie konsumpcji nie mają racji bytu, gdyż w dłuższej perspektywie mogą jeszcze bardzie zredukować popyt.
Tona miedzi na giełdzie w Londynie kosztuje obecnie 3676 dolarów, co oznacza 0,5% wzrost cen. Zwyżce cen sprzyjała korzystna sytuacja na rynkach akcyjnych. Ponadto, premier Chin zapowiedział utrzymanie 8% wzrostu gospodarczego oraz wprowadzenie w życie pakietów stymulujących gospodarkę, co podniosło ceny. Pewnym czynnikiem, który poprawiał nastroje na rynku miedzi były odczyty zapasów, zarówno w Londynie, jak i w Szanghaju. Zapasy w stolicy Wielkiej Brytanii spadły o 3,7% tydzień do tygodnia, co jest największym spadkiem od września ub. roku. Z kolei zapasy zlokalizowane w Korei Południowej odnotowały spadek 16 dni z rzędu i obecnie są o połowę mniejsze niż na początku br. roku. Podobnie jak w przypadku inwentarza w Chinach gdzie składy miedzi spadły z poziomu siedmiomiesięcznej średniej o 9,7%. Wszystko wskazuje na zakupy ze strony chińskiej i to prawdopodobnie ten czynnik będzie podnosił ceny w niedalekiej przyszłości.
Złoto zamyka tydzień spadkiem cen. Pomimo, że kruszec nieznacznie potaniał to jest to trzeci tydzień z rzędu obniżek cen. Złoto kosztuje 922 dolary, co w porównaniu z poprzednim tygodniem daje ok. 1% zmianę. Trend wzrostowy jednak nadal obowiązuję, gdyż notowania odbiły się o dolnego ograniczenia kontynuując zwyżki. Zagrożeniem jest jednak formacja podwójnego szczytu, która ma negatywną wymowę. Wydaje się jednak, że złoto będzie podejmowało próbę ponownego podejścia pod szczyt.
Waluty
W poniedziałek notowania EUR/USD otworzyły się na plusie w porównaniu z zamknięciem poprzedniego tygodnia. Jednak po niewielkich wzrostach kurs zanurkował cofając się do poziomu 1,2554. Wartość ta okazała się najniższą w minionym tygodniu bo następne dni przyniosły wyraźne umocnienie europejskiej waluty. W piątek o godzinie 15-tej za euro płacono 1,29 dolara, co daje 2% wzrost w ujęciu tygodniowym. Patrząc na charakter tego kilkudniowego odbicia, gdzie każde cofnięcie wchodzi w zakres poprzednich fal wzrostowych, trudno jest mówić o początku większego impulsu wzrostowego. Raczej przypomina to korektę w obowiązującym trendzie spadkowym. Odbicie na warszawskim parkiecie sprzyjało złotówce, która tylko w poniedziałek traciła do głównych walut. Czwartkowe obniżenie stóp procentowych w Szwajcarii, spowodowało bardzo dynamiczne osłabienie franka na rynku walutowy, w tym również do złotego. Momentalnie przełożyło się to na pozostałe pary powiązane z naszą walutą. Dzięki temu byliśmy świadkami tygodniowego spadku kursów USD/PLN, EUR/PLN i CHF/PLN (piątek godzina 15) odpowiednio o 6%, 4,3% i 8,9%. Jest to skala umocnienia złotego nie widziana od października 2008. Jesienią ten ruch zakończył korekcyjną aprecjację złotego czy tym razem będzie podobnie?
Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:
Łukasz Bugaj, Jarosław Godyń, Zofia Kamińska, Michał Kurpiel, Paweł Pilzak, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Piotr Trzeciak, Kamila Urbańska-Pałac.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi