Początek notowań w poniedziałek nie był lekki dla inwestorów. WIG20 zaliczał 2,5 proc. spadek co mniej więcej odpowiadało nastrojom panującym na Zachodzie. Niemiecki DAX czy francuski CAC obniżały się o podobne wielkości, z tą różnicą że dla nich oznaczało to osiąganie nowych minimów bessy. Nasz rynek pod tym względem jest jeszcze stosunkowo bezpieczny, bo do dołka z lutego mamy jeszcze 8 procent.
Dalej sytuacja rozwijała się w interesujący sposób. Zagraniczne parkiety kontynuowały spadki, a tymczasem krajowe byki wyniosły WIG20 na poziom neutralny. Przez moment znalazły się nawet po zielonej stronie. Taką tendencję trudno uzasadnić odrobinę lepszym odczytem dynamiki PKB w Polsce za czwarty kwartał. Zamiast oczekiwanych 2,8 proc. gospodarka zwiększyła się o 2,9 proc., co i tak było wartością dwukrotnie mniejszą od tempa rozwoju na początku 2008 roku. Znacznie gorzej pod względem danych makro prezentowały się indeksy rozwoju PMI dla poszczególnych gospodarek europejskich. We wszystkich krajach nadal utrzymują się one na głęboko recesyjnych poziomach, ale nie różniły się od oczekiwań.
Przyczyną początkowej przeceny były oczywiście piątkowe spadki w USA, ale graczy znacznie bardziej niepokoiły inne informacje. Bank HSBC poinformował, że chce się dokapitalizować kwotą 18 mld dolarów. Ten największy europejski bank do tej pory, mimo spadku zysków w ciągu roku o 70 proc., nie potrzebował świeżego kapitału, ani rządowej pomocy, ale w czasach które bank określa jako „ekstremalnie trudne” chce zabezpieczyć swoją bazę kapitałową. Problemem po drugiej stronie Atlantyku było AIG. Amerykański gigant ubezpieczeniowy potwierdził rekordową stratę niemal 62 mld dolarów w czwartym kwartale. To rekordowa strata w historii finansów. Aby „uspokoić” sytuację AIG jednocześnie zapewnił, że ma otrzymać od rządu USA pomoc za co najmniej 30 mld dolarów. Wszystko przez to, że instytucja jest postrzegana za „zbyt ważną aby upaść”, bo mogłoby to wpłynąć na 100 milionów Amerykanów i ponad 100 tysięcy firm z którymi AIG jest związana umowami.
Niby informacja o pomocy powinna stabilizować sytuację, ale rząd pomagał już tej instytucji dwa razy. Skoro mimo to wciąż jest to niewystarczające, to automatycznie rynki zaczęły się obawiać, że zaraz w kolejce po nową pomoc ustawią się pozostałe przedsiębiorstwa.
Mimo złych informacji nasz parkiet kontrariańsko dążył do nowych maksimów i nie przeszkadzała mu w tym nawet stabilizacja zachodnich parkietów na minimalnych poziomach.
Z danych makro pojawiła się jedyna dobra informacją o przychodach i wydatkach Amerykanów w styczniu. Wydatki zwiększyły się o 0,6 proc., a przychody o 0,4 proc. To pierwsze pozytywne dane od co najmniej trzech miesięcy, ale jednocześnie trudno optymistycznie oceniać okres poświątecznych wyprzedaży z takimi wynikami. Znacząco wzrosła też stopa oszczędności Amerykanów. Wynosi już 5 proc., co jest wielkością największą od maja 1995 roku. Nie oznacza to jednak, że najbardziej konsumpcyjny naród świata zaczął oszczędzać. Jest to związane z rządowymi wydatkami, które mają pomóc obywatelom.
Ostatecznie WIG20 mimo negatywnego otwarcia w USA zdołał wybronić plusy. Dziś ten wczorajszy wyskok na przekór innym byki mogą mocno odchorować, ponieważ amerykański S&P500 zakończył handel na 4,7 procentowym spadku i znajduje się najniżej od października 1996 roku. Daje to silny sygnał sprzedaży, który będzie nad rynkami ciążył przez długi czas. Przy dzisiejszym braku informacji marko jedyną nadzieją popytu na krajowym rynku jest liczenie na odbicie w Stanach po wczorajszej przecenie. To bardzo słaby argument, ale może wystarczy. Początek będzie jednak nieuchronnie negatywny.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse