Kto chce natomiast, może 14 lutego przyjechać do centrali mBanku w Łodzi i posłuchać argumentów zarządu.
Rzecz idzie o ok. 20 tys. kredytów udzielonych przed wrześniem 2006 r. Ich oprocentowanie nie zależy od stawki rynku międzybankowego LIBOR powiększonego o marżę, lecz od decyzji zarządu banku. W efekcie większość klientów ma oprocentowanie nawet dwukrotnie wyższe niż osoby, które w BRE wzięły kredyt później. Bank zaproponował im zmianę umów i przejście na nowe warunki. Ale marże zaoferował powyżej 3,5 proc., gdy w ubiegłym roku standardem było 1-1,5 proc. Klienci są oburzeni. Założyli nawet dwie strony internetowe, na których wylewają swe żale.
– Klienci bez żadnych opłat mogą zrezygnować z umowy z nami i przejść do innego banku. Ale tego nie robią. Mają świadomość, że inne banki nie chcą udzielać kredytów we frankach – mówi Jarosław Mastalerz, wiceprezes BRE. – Duża część tych klientów teraz w ogóle nie dostałaby finansowania we franku – dodaje. I mówi, że marży nie zmniejszy. Tym bardziej że zarabianie na wysokich marżach jest jednym z głównych punktów strategii BRE na ten rok.
Spółka będzie także cięła koszty. Nie ukrywa, że również przez zwolnienia, rezygnację z premii i podwyżek. Nie ujawnia, ile osób pójdzie na bruk. W sumie BRE chce zaoszczędzić 280 mln zł. Oszczędności, ograniczenie akcji kredytowej i rezygnacja z walki o nowych klientów ma być sposobem na przetrwanie kryzysu. Bank już odczuł go boleśnie. W IV kwartale stworzył 130 mln zł rezerwy m.in. na portfel związany z opcjami walutowymi i kredytami.
Beata Tomaszkiewicz