Poniedziałkowa sesja miała przebiegać spokojnie i bez większych zmian. Perspektywa braku handlu w Stanach, gdzie wczoraj świętowano urodziny Martina Luthera Kinga, zazwyczaj działała na rynki uspokajająco.
Bez kierownika na zmianie na pozostałych rynkach finansowych nie dzieje się nic wyjątkowego. Tak też rozpoczął się wczorajszy dzień. Neutralne otwarcie warszawskiej giełdy przygotowywał sielankę porównywalną do tej z okresu między-świątecznego. Dodatkowo optymizmem wiało z europejskich parkietów, które wystartowały znacznie lepiej i notowały jednoprocentowe zwyżki.
Sytuacja z biegiem czasu wyglądała coraz ciekawiej. WIG20 nie utrzymał wzrostu szybko zszedł do poziomu 1700 punktów. Wysokość była idealna do postoju i wyczekiwania na ruchy zachodnich rynków, ale naciskająca podaż spychała indeks coraz niżej. Spadki przybierały na sile za sprawą tracącego 6 proc. ORLEN- u i sektora finansowego. Dobrze wyglądał tylko KGHM, którego wzrosty nie dopuszczały do dramatycznych spadków na indeksie. Pogorszenie sytuacji na zachodnich parkietach tylko utrwaliło trwającą tendencję. Do sprzedających dołączały coraz to nowe zastępy inwestorów rozczarowanych nowym rokiem. Ku zaskoczeniu (niektórych) zmiana kalendarza nie zagwarantowała dłuższego odbicia, a nadchodzące informacje z gospodarek i spółek budzą grozę. Swoisty rekord pobił wczoraj angielski bank Royal Bank of Scotland. Poinformował, że może za 2008 rok może zanotować stratę w wysokości 41 mld USD, co byłoby największą stratą w historii angielskich firm. Akcje banku potaniały o 67 proc.
Równie słabo jak giełda spisywał się wczoraj złoty. Tydzień rozpoczął od silnego osłabienia się do euro i dolara. Za wspólną walutę trzeba było płacić ponad 4,34 zł, a dolar kosztował 3,33. Najbardziej martwi jednak na potęgę wzmacniający się frank. Wczoraj kurs CHF/PLN wyniósł 2,93, czyli najwięcej od lipca 2004 roku. Psychologiczna bariera 3 złotych za szwajcarską walutę jest na wyciągnięcie ręki i jeżeli na rynki akcji nie powrócą wzrosty to możemy ją zobaczyć jeszcze w tym tygodniu.
Na naszym parkiecie przecena ostatecznie sięgnęła 3,5 procent. Znacznie gorzej wyglądał szeroki rynek mniejszych spółek, gdzie spadki nie były aż tak dynamicznie, ale wciąż nie ma najmniejszej ochoty na odbicie. Bessa króluje tam niepodzielnie od 1,5 roku. Zamiast spokojnej sesji niedźwiedzie pokazały pazury i udowodniły, że wcale nie boją się nowego prezydenta USA i są dominującą siłą na rynku. Dziś najważniejsze wydarzenie to zaprzysiężeniu na prezydenta USA Baracka Obamy i jego przemówienie, które jak zawsze będzie podnoszące na duchu, ale nie musi mieć żadnego przełożenia na rynki. Same obietnice poprawy już nie wystarczają, teraz potrzebne są efekty planu Paulsona i obniżek stóp procentowych.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse