Dwa tygodnie temu kurs EUR/PLN triumfalnie przełamywał poziom 4,00. Sytuacja się nie zmieniła, a paleta powodów takiego zachowania stała się jeszcze szersza. Złoty zaatakował dzisiaj poziom, jaki widzieliśmy w marcu 2005 r.
Woda na młyn
Nadal właścicielom złotówek pomagały oczekiwania na obniżkę stóp procentowych, szczególnie, że dane dotyczące inflacji były praktycznie zgodne z oczekiwaniami analityków, a jej dynamika ciągle jest bliska 1,5 proc. Co prawda ceny obligacji od początku września praktycznie się nie zmieniały, jednak już w czwartek zaczęły rosnąć, wybijając się z „byczej flagi”, co zapowiada kontynuację wzrostów cen. Taka sytuacja musiała przyciągnąć kolejnych spekulantów z zagranicy. Oczywiście nie zmieniły się czynniki zewnętrzne, bo w USA rentowność obligacji nadal jest na niskim poziomie, kapitał jest tani, a jest to woda na młyn funduszy hedgingowych, które z upodobaniem atakują zarówno rynki krajów rozwijających się, jak i rynki towarowe. Apetyt na ryzyko jest nadal olbrzymi.
Są i nowe elementy. Chodzi o wybory w Niemczech (18.09) i w Polsce (25.09). Niemieckie wybory osłabiają euro na całym świecie, ponieważ okazuje się, że SPD powoli dogania CDU i wcale nie jest powiedziane, że w Niemczech dojdzie do zmiany warty. Wręcz przeciwnie, może się okazać, że po wyborach nastąpi paraliż parlamentarno-rządowy, a to nie jest sytuacja, którą lubią rynki finansowe. Zazwyczaj tracące euro wywołuje osłabienie naszej waluty. Jednak nie tym razem – złoty wzmacniał się zarówno do dolara, jak i do wspólnej waluty, chociaż do euro zdecydowanie szybciej. Powodem takiego zachowania nie są z pewnością niezwykle pomyślne rokowania dla gospodarki. Wręcz przeciwnie, w tej sferze widnieje dużo znaków zapytania. Po części wzmocnienie złotego wywołują więc rosnące ceny obligacji, ale przede wszystkim mamy do czynienia ze spekulacyjną „grą pod wybory”. Bardzo pomyślne dla PO sondaże są czynnikiem wzmacniającym złotego. Jasne jest już, kto zostanie prezydentem, a gracze zakładają, że mająca doskonałe recenzje Platforma Obywatelska zdecydowanie wyprzedzi PiS. Mówi się też, że po wycofaniu się z wyborczego wyścigu Włodzimierza Cimoszewicza straci SLD, a PO pójdzie za Donaldem Tuskiem. Nie musi się tak stać, a realne wybory przyniosą sporo niespodzianek, ale nic nie zagrozi PO i PiS, więc gracze są spokojni.
Złoty a wybory
Co będzie dalej? W okolicach wyborów najprawdopodobniej czeka nas korekta – która może rozpocząć się na dwa dni przed lub zaraz po wyborach. Co będzie się działo po korekcie? W dużej mierze zależy to od pierwszych wypowiedzi i posunięć nowej koalicji, którą czekają problemy związane z przyszłorocznym budżetem, a ten, w porównaniu do obecnego roku, trzeba będzie zasilić dodatkową sumą około 20 mld złotych. Obniżenie podatków w tej sytuacji może się okazać niemożliwe. Stanowiska PO i PiS są tak różne, że może nawet nie dojść do utworzenia koalicji. Groźnie byłoby szczególnie wtedy, gdyby PO miała nad PiS zdecydowaną przewagę, ale niewystarczającą do samodzielnego rządzenia. Można sobie wyobrazić, co by się wtedy działo. Rynki z napięciem będą czekały na pierwsze posunięcia i wypowiedzi członków nowej koalicji. Reakcje będą gwałtowne.
Istnieje jeszcze jedno zagrożenie. Może się okazać, że niedoszacowane przez sondaże partie lewicowe i populistyczne zdobędą dużo więcej głosów niż się oczekuje i to już będzie sygnał do poważniejszej realizacji zysków. Tak więc Polacy, którzy mają kredyty walutowe i chcą silnego złotego muszą trzymać kciuki za to, by samodzielnie rządziła Platforma Obywatelska. Wtedy złoty nadal by się wzmacniał, a poziom 3,50 PLN za euro nie byłby nierealny. Co prawda zmniejszyłyby się wtedy raty spłacanych kredytów, ale wielu kredytobiorców straciłoby przychody na skutek wzrostu bezrobocia bo taki kurs z pewnością zaszkodziłby eksportowi, który jest obecnie jedynym silnikiem naszej gospodarki.
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
WGI Dom Maklerski