Wprawdzie poniedziałek na rynku walutowym był spokojny, jednak przez cały ubiegły tydzień złoty słabł – kurs CHF na rynku międzybankowym wzrósł o 2,8 proc., czyli 7 groszy, a euro zdrożało o 2,58 proc., o około 10 groszy. W rezultacie podrożały kredyty udzielane w tych walutach.
Jednak doradcy finansowi uspokajają: wyższy kurs franka szwajcarskiego czy euro przekłada się tylko na bieżące raty kredytu.
– Nie oznacza to natomiast wzrostu łącznego zadłużenia pozostałego do spłaty, ponieważ to, ile ostatecznie kredytobiorca odda bankowi, będzie zależało od kursu walut w kolejnych miesiącach spłaty rat – uspokaja Maciej Kossowski z firmy Doradca Finansowy Expander.
Nie zmienia to faktu, że kredyt w walucie obcej to sposób finansowania dla osób o mocnych nerwach. Przy wahaniach na rynku walut łatwo wpaść w panikę i wykonać najgorszy z możliwych ruchów, czyli przewalutować kredyt tuż po osłabieniu złotówki. Taka kredytowa panika miała miejsce na początku ubiegłego roku, kiedy notowania euro zbliżyły się do 5 zł, a franka do 3,10 zł. Kto uległ wówczas emocjom i przewalutował kredyt na złote, słono za to zapłaci (zwiększyła się kwota kredytu po przeliczeniu na złotówki). Poza tym taka operacja wiąże się z dodatkowymi kosztami, przede wszystkim z zapłaceniem prowizji (choć nie wszystkie banki ją pobierają), która wynosi około 1 proc.
Według wyliczeń firmy Expander, przy obecnej różnicy w oprocentowaniu kredytów we frankach i złotych, dopiero umocnienie szwajcarskiej waluty grubo powyżej 3 zł zniwelowałoby oszczędności w miesięcznych ratach. Maciej Kossowski podkreśla, że ważny jest kurs, przy którym kredyt był zaciągany (wysokość kredytu w złotych przeliczana na franki szwajcarskie). Mimo wzrostu notowań te waluty mogą kosztować mniej niż w momencie kiedy klient brał kredyt – czytamy.