Na GPW indeksy rozpoczęły sesję neutralnie, co nie mogło dziwić w sytuacji, kiedy rosły indeksy w Eurolandzie, a cena ropy pobiła szczyt wszech czasów, co nieznacznie pomagało naszemu sektorowi paliwowemu. Od początku sesji zwracała uwagę sytuacja panująca na ryku kontraktów, gdzie utrzymywał się bardzo duży optymizm, zupełnie nieuzasadniony sytuacją na ryku kasowym. Wyglądało to tak jakby ogon machał psem, czyli kontrakty chciały wymusić wzrost rynku kasowego. W końcu, dzięki dużej pomocy sektora surowcowego, bykom udało się wygenerować duży wzrost indeksów. Kropkę nad i postawiła rekomendacja „kupuj”, która Merrill Lynch podtrzymał dla akcji TPSA.
Oliwy do ognia dolało wystąpienie prezesa ECB, bo wywołało ono osłabienie dolara i wzrosty cen surowców. Tego tylko naszym bykom było trzeba. Indeksy gwałtownie ruszyły na północ i już nic nie było w stanie ich zatrzymać, mimo że wpływ tego wystąpienia na rynki był bardzo krótki. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że wracamy znowu do szaleńczych i euforycznych wzrostów, a to korzystne dla rynku nie jest. Rola kontraktów w wygenerowaniu tego wzrostu jest oczywista i nieco niepokojąca. Nie jest bowiem możliwe, żeby kontrakty od początku dnia tak mocno rosły, jeśli ten duży popyt nie miałby świadomości, że za parę godzin pójdzie atak na rynek kasowy. Wnioski każdy musi wyciągnąć sam. Jednym z nich jest to, o czym pisałem w części zagranicznej – zagraniczne fundusze hedżingowe doszły do wniosku, że podwyżek stóp w USA już nie będzie i wróciły tam, gdzie im się najlepiej powodziło przed korektą: na rynki rozwijające się i surowcowe. Na wykresie kontraktów na miedź anulowana została formacja podwójnego szczytu, a cena ropy bije rekordy wszech czasów. To najlepiej pokazuje obecne nastroje.
W tej sytuacji trudno nie być optymistą. Obraz techniczny indeksów też jest coraz lepszy. Przełamanie oporu, na którym stanął w czwartek WIG20 rysowałoby formację odwróconej RGR, która zapowiadałaby atak na szczyt. Dzisiaj otwarcie sesji nie ma większego znaczenia. Rozstrzygnie się ona po danych za amerykańskiego rynku pracy, ale byki mają na naszym rynku zdecydowaną przewagę.
Światowe giełdy w poszukiwaniu kierunku
W czwartek od rana kurs EUR/USD kosmetycznie rósł, bo rynek obawiał się komunikatu ECB. Tego strachu nie było jednak widać na giełdach, bo drożejące surowce podnosiły ceny akcji w tym sektorze rynku. Okazało się, że zgodnie z przewidywaniami zarówno Bank Anglii jak i ECB nie zmieniły stóp procentowych. Jednak konferencja Jean-Claude Tricheta, prezesa ECB wystraszyła nieco graczy, bo była bardziej „jastrzębia” w tonie niż oczekiwano. Kurs EUR/USD ruszył na północ, ale ponieważ prezes zasygnalizował również, że stopy będą podnoszone stopniowo, to reakcja nie była duża. Nie przestraszyła też graczy w Europie, którym, dzięki dobremu początkowi sesji w USA, udało się zakończyć sesję zwyżką.
Inwestorzy w USA dostali porcję danych makroekonomicznych i informacji ze spółek, z którymi nie bardzo wiedzieli co zrobić. Raporty makroekonomiczne jednoznacznie sygnalizowały, że dynamika wzrostu gospodarczego spada. Raport Challengera zapowiedział ponad 20 procent więcej planowanych zwolnień niż w poprzednim miesiącu, a bezrobocie w ostatnim tygodniu nieznacznie spadło. Nie miało to jednak żadnego wpływu na zachowanie rynków. Czekano przede wszystkim na opublikowanie przez instytut ISM raportu o sytuacji w sektorze usług (to 80 procent gospodarki USA).
Okazało się, że główny indeks spadł z 60, 1 do 57 pkt., czyli do najniższego poziomu od stycznia tego roku. Raport potwierdził w ten sposób odczyt indeksu ISM dotyczący sektora produkcyjnego – widać, że cała gospodarka zwalnia, ale jednak ciągle się rozwija (indeksy przekraczają poziom 50 pkt.). Spadły też i to mocno subindeksy rynku pracy i nowych zamówień, a subindeks cenowy osunął się, ale nadal utrzymał się na bardzo wysokim poziomie. Takie dane musiały obniżyć rentowność obligacji i osłabić dolara, który już przedtem trochę ucierpiał na skutek uwag szefa ECB. Jednak czekanie na piątkowe dane z rynku pracy hamowały chętnych do sprzedaży amerykańskiej waluty.
Raport ISM zachęcił fundusze inwestycyjne do kupowania surowców, a liderem była miedź (kontrakty wzrosły o ponad 6 procent). Gołym okiem widać, że fundusze operujące na rynku surowców nie przejmują się wcale tym, czy popyt wzrośnie czy będzie malał, a jedynie tym czy będzie rosła cena pieniądza. Po komunikacie FOMC (błędnie rozumianym) i raportach instytutu ISM fundusze doszły do wniosku, że podwyżek stóp już nie będzie i wróciły tam, gdzie im się najlepiej powodziło przed korektą: na rynki rozwijające się i surowcowe. Najsłabiej zachowywała się ropa (cena spadła o 7 centów) dlatego, że nieoczekiwanie okazało się, iż w ostatnim tygodniu wzrosły w USA zapasy zarówno ropy jak i paliw.
Rynek akcji zupełnie nie wiedział, co zrobić z tymi danymi. Z jednej strony cieszono się, że Fed może wstrzymać się z podwyżkami stóp, ale z drugiej martwiono spadkiem dynamiki wzrostu gospodarki. Na domiar złego ze spółek dochodziły niejednoznaczne informacje. Przebojem dnia były firmy przemysłu tytoniowego. Sąd najwyższy Florydy wydał korzystny dla nich werdykt w sprawie olbrzymiego odszkodowania (145 mld USD). Akcje spółek tego sektora mocno rosły, dzięki czemu najmocniej rósł indeks DJIA – za ten wzrost w stu procentach odpowiadał właśnie koncern tytoniowy Altria Group. Bardzo mieszane informacje dochodziły z sektora sprzedaży detalicznej. Część spółek bardzo zawiodła sprzedaż w czerwcu (między innymi Wal-Mart), ale część ucieszyła (J.C. Penney i Kohl’s). Trudno było wywnioskować jakie tak naprawdę nastroje panują wśród konsumentów. Indeksowi NASDAQ szkodziły eBay (zmiana części kierownictwa) i Apple (procesy sądowe w związku z przyznanymi opcjami na akcje). W tej sytuacji nie może dziwić, że sesja zamknęła się w zasadzie neutralnie (o dużym wzroście DJIA można zapomnieć), co nie zmieniło w niczym obrazu rynku szczególnie, że wolumen był mały.
Kończymy tydzień miesięcznym raportem z rynku pracy w USA. Zawsze przypominam, że dużo się o nim mówi, ale nieczęsto jego publikacja wywołuje istotne ruchy na rynku akcji. Zupełnie inaczej zachowuje się rynek walutowy, gdzie zmiany najczęściej są gwałtowne i w wielu przypadkach, w okresie tuż po publikacji raportu, bardzo mylące. Reakcja rynku akcji jest często niepewna, bo targają nim ambiwalentne uczucia. Z jednej strony dobre dane pokazują, że w gospodarce trwa ożywienie, a to jest dla akcji bardzo dobre, a z drugiej nie zniechęcają Fed do podwyżek stóp procentowych. Na rynku walutowym sytuacja wydaje się być oczywista, bo dobre dane, zwiększając prawdopodobieństwo podwyżek stóp, wzmacniają dolara. Nie jest to jednak i na tym rynku takie proste, bo nie zawsze można dane zaklasyfikować jako jednoznacznie dobre lub złe, a poza tym dochodzi jeszcze technika, a analiza techniczna jest obecnie po stronie euro.
Trzeba pamiętać, że w środę ADP National Employment Report zapowiedział duży wzrost zatrudnienia w sektorze prywatnym gospodarki USA, więc jeśli dane oficjalne (sektor prywatny i publiczny) będą słabe to rynek walutowy zareaguje bardzo gwałtownie, kurs EUR/USD ruszy gwałtownie do góry, a to podniesie ceny surowców (ale może pomóc akcjom). Dane lepsze od oficjalnych prognoza powinny być już zdyskontowane, więc nie oczekuję po nich gwałtownych ruchów. Może się też okazać, że gracze zwrócą uwagę na wzrost płacy. Gdyby średnia płaca za godzinę wzrosła mocniej niż o 0,3 proc. to taki wzrost umożliwiłby powrót obaw o wzrost presji inflacyjnej, co zazwyczaj szkodzi akcjom i pomaga dolarowi.
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi