Na rynku akcji w czwartek od początku dnia panował marazm. Nie zachęcało do kupna akcji zachowanie giełd Eurolandu i taniejąca ropa. Rynek trzymał się jednak do 14.00 w okolicach środowego zamknięcia. Dopiero wtedy kilka transakcji koszykowych doprowadziło do spadku indeksów. Nie miało to nic wspólnego z sytuacją panującą na rynkach europejskich, gdzie nadal panował marazm. Po prostu komuś, na mało płynnym rynku, zachciało się gry spekulacyjnej. Warto zauważyć, że szczególnie mocno traciły spółki, które były liderami środowej zwyżki (za wyjątkiem BRE). Takie zachowanie potwierdza środową obserwację, zgodnie z którą nie ma na rynku poważnego kapitału zagranicznego zainteresowanego wzrostem indeksów. To zły sygnał dla posiadaczy akcji.
Dzisiaj dowiemy się, jaka w lipcu była dynamika produkcji i inflacja w cenach producenta (PPI). Oczekiwania są bardzo optymistyczne, bo wzrost dynamiki produkcji o blisko 15 procent trudno byłoby uznać za mały. Te dane są bardzo ważne, bo lipiec to już początek trzeciego kwartału, w którym trudniej będzie o uzyskanie dużego wzrostu gospodarczego – porównanie z zeszłym rokiem nie będzie już tak korzystne, bo baza będzie wyraźnie wyższa. Dlatego też dobre dane powinny zostać przyjęte bardzo przychylnie i mogą pomóc naszym indeksom i złotemu. Dane słabe postawią znak zapytania i mogą naszym rynkom wyraźnie zaszkodzić.
Jednak i bez tych danych nasz rynek może mieć poważne problemy. Na razie praktycznie nie reagował na spadki cen surowców, ale czwartkowe, duże spadki cen miedzi i ropy mogło doprowadzić do przekroczenia granicy bólu, a to może w końcu spowodować wyprzedaż. W nocy co prawda surowce próbowały odrabiać straty, ale nie na tyle, żeby wywarło to duże wrażenie na naszych graczy. Wydaje się, że sukcesem byłoby dzisiaj neutralne zamknięcie.
Odpoczynek obozu byków
W czwartek handel na rynkach europejskich był od rana bardzo niemrawy. Indeksy giełdowe nie chciały już rosnąć, czemu trudno się zresztą dziwi. Poza tym euro nadal zyskiwało do dolara, a to coraz mniej podobało się inwestorom europejskim. Praktycznie niczego nie zmienił raport o produkcji przemysłowej w Eurolandzie (spadła tak jak oczekiwano o 0,1 proc. m/m) i inflacji w Eurolandzie. Jednak inflacja była nieco niższa od prognoz (2,4 proc.), a to (jedynie na chwilę) zatrzymało wzrost kursu EUR/USD.
W USA znalazłyby się powody, dla których indeksy giełdowe powinny były wzrosnąć, ale problem leżał w tym, że po dwóch dniach dużych zwyżek potencjał wzrostowy na razie się wyczerpał i stąd niepewne zachowanie rynku. Popatrzmy na to, jakie impulsy kierowały graczami.
Opublikowane dane makroekonomiczne były niejednoznaczne. Nieznacznie lepsze od prognoz były tygodniowe dane z amerykańskiego rynku pracy, ale ten raport został zlekceważony. Indeks wskaźników wyprzedających (LEI), który teoretycznie sygnalizuje, jakie będą za kilka miesięcy trendy w gospodarce, spadł o 0,1 proc. (oczekiwano wzrostu o taką samą wartość), ale przypuszczam, że i tym raportem zbyt wielu graczy się nie przejęło, bo od co najmniej roku jego wskazania się nie sprawdzają. Niezwykle ciekawy był raport Fed z Filadelfii. Główny indeks aktywności gospodarki tego regionu wzrósł do poziomu najwyższego od 16 miesięcy (oczekiwano niewielkiej zwyżki), a subindeks cenowy spadł. Był to odczyt wręcz wymarzony dla posiadaczy akcji, bo sygnalizował, że gospodarka (przynajmniej w tym regionie USA) szybko rośnie, a presja inflacyjna spada. Istny raj inwestycyjny. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że subindeks przyszłej aktywności badanych firm gwałtownie spadł (z 15,4 do 7,4 pkt.). Wynikałoby z tego, że ten dziwny wzrost głównego indeksu był wypadkiem przy pracy, a firmy widzą w przyszłości osłabienie koniunktury.
Jak więc widać dla każdego było coś miłego. Rynek walutowy skwapliwie skorzystał z okazji, bo i tak był już gotowy do korekty i dolar wzmocnił się (nieznacznie) do euro korzystając z raportu Fed z Filadelfii. Rynek surowców też natychmiast skorzystał ze wzmocnienia dolara – ceny surowców kontynuowały krótkoterminowy trend spadkowy. Kolejny raz, mocno taniała ropa, staniało też złoto i prawie 3,5 procenta spadły kontrakty na miedź. Szukanie właściwego powodu dla takich spadków nie ma zbyt wielkiego sensu. Wydaje się, że głównym powodem jest ciągle to samo – zwalniająca gospodarka. W przypadku ropy dochodzi jeszcze zbliżający się koniec sezonu letniego. Wchodzimy w okres przejściowy między sezonem wakacyjnym i grzewczym, więc tylko huragany i geopolityka mogą być teraz fundamentalnymi pretekstami do wywołanie zwyżki ceny ropy.
Tak duży spadek ceny ropy musiał zaszkodzić sektorowi paliowemu na rynku akcji. Pozostałe informacje ze spółek były mieszane. Cieszył raport kwartalny i buy-back Hewlett-Packarda i podniesienie rekomendacji dla AMD przez Citigroup. Martwił Merck po przegraniu kolejnego procesu w sprawie przeciwbólowego Vioxxa oraz tracący Sears po opublikowaniu raportu kwartalnego. Jak widać powody do zwyżki miał NASDAQ i rzeczywiście ten indeks wyraźnie rósł, a S&P 500 szedł pokornie za nim. Można powiedzieć, że nawet się wlókł. Od 19.30 rozpoczęła się korekta, ale nie doprowadziła do niczego poważnego. Rynek zamknął się neutralnie, a byki nadal niepodzielnie na nim panują.
Po sesji raporty kwartalne opublikowała sieć sprzedaży detalicznej Gap oraz Della. W obu przypadkach raporty te nie mogły pomóc bykom. Gap rozczarował raportem, ale przede wszystkim prognozami, a Dell raportem i informacją o tym, że SEC (odpowiednik naszej KPWiG) prowadzi postępowanie w sprawie księgowości spółki. W obu przypadkach ceny akcji po sesji mocno spadły. Pozytywem był wzrost kursu Altria Group (przemysł tytoniowy) po korzystnym dla firmy wyroku sądowym. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy – Dell i Gap znacznie zwiększają prawdopodobieństwo niedużej realizacji zysków.
Zapowiada się, że ostatni dzień tygodnia będzie jednak na rynkach światowych dosyć spokojny. W kalendarium znajdujemy jedynie publikację indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan, ale są to dane wstępne za sierpień nieobejmujące jeszcze raportów o inflacji. Teoretycznie im lepsze nastroje tym lepiej dla akcji i dolara, ale praktycznie ten raport nie wzbudza dużego zainteresowania, bo rynek przyzwyczaił się, że deklarowane nastroje i realne decyzje konsumentów często nie chodzą w parze.