Głównymi „dostawcami” pieniądza mają być największe polskie spółki: PKN Orlen, KGHM, PKO BP, PGNIG i grupy Lotos. Jak twierdzą eksperci, dywidendy traktowane są ostatnio jako zastępniki wpływów z działań prywatyzacyjnych, które ostatnio mają się raczej kiepsko.
Według byłego ministra przekształceń własnościowych i skarbu, Janusza Lewandowskiego, zastępowanie wpływów prywatyzacyjnych ściąganymi dywidendami może mieć katastrofalne skutki. Członkowie zarządów tych firm, zamiast stać na straży ich interesów, będą musieli działać przeciwko interesom spółek, na ich szkodę.
Inni analitycy twierdzą, że już niedługo zarządy prawdopodobnie się zbuntują. Będą bowiem chciały zatrzymać w spółkach jak najwięcej gotówki, która następnie będzie mogła być wykorzystana na inwestycje, a nie na dywidendy dla ratowania skarbu państwa. Według Alfreda Adamca, ekonomisty z Noble Banku, szykuje się ostry spór na linii resort – zarządy spółek.
Skarb państwa skorzysta na pewno w tym roku na dwóch obecnych na giełdzie spółkach, z których zamierza ściągnąć prawie 85 proc. całego planowanego wpływu z dywidend. Są nimi Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Pozostałe procenty zamierza zapełnić pieniędzmi z największego polskiego banku PKO BP, na którego hojność liczy, i dopiero potem wpływami z pozostałych spółek.
W zeszłym roku pionierem wpłat do skarbu państwa był KGHM, który wniósł z tytułu dywidend 886 mln, po nim zaraz PZU (742 mln), a ostatnie miejsce zajęło w tym rankingu PKO BP (411 mln).
