Sprzedaż Polcardu coraz bliżej. O jego zakup stara się kilka firm. Kwota transakcji może sięgnąć nawet 250 mln dolarów. Finał przetargu nastąpi prawdopodobnie jeszcze w pierwszym półroczu. Kto wygra?Polcard to lider polskiego rynku – jego udział wynosi około 45-proc. W tym momencie właścicielami firmy są GTECH (74,43 proc. akcji) i Innova Capital (25,24 proc. akcji). Drobny pakiet (0,33 proc.) ma również Związek Banków Polskich. Polcard to przykład jak szybko rozwija się polski rynek. W 2003 roku za tę firmę zapłacono 60 mln dolarów. Teraz może pójść nawet za 300 mln dolarów.
Kto kupi Polcard? Jak wynika z naszych informacji, chętnych na niego można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to gracze z branży – Euronet i First Data. Drugim to fundusze private equity. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, kupnem Polcardu zainteresowany jest na przsykład Warburg Pincus, który ostatnio kupił w Niemczech od First Data operatora easycash (165 tysięcy terminali). Trzecia grupa kupujących to podmioty, które zupełnie nie są związane z tą branżą. Wśród nich jest ponoć… grecki Eurobank EFG! Chociaż to tylko niepotwierdzone oficjalnie plotki, warto zastanowić się nad konsekwencjami udanej transakcji Polcardu przez bank, który na polskim rynku działa jako oddział, pod marką Polbank EFG.
Po pierwsze Polcard praktycznie od razu straciłby możliwość bycia outsourcerem dla banków. Postawiłoby to część instytucji w bardzo trudnej sytuacji. Konkurenci niekoniecznie są przygotowani do świadczenia usług na podobnym poziomie, skali i zakresie. Nikt jednak nie pozwoliłby na możliwość wcześniejszego poznania przez konkurenta firmowych tajemnic. Czy w takim razie Eurobank świadomie strzelałby sobie w stopę, rezygnując z dużej części biznesu? Niekoniecznie. Po pierwsze z takim udziałem na rynku byłby wspaniałą bazą dla kart kredytowych Polbanku. Ten ostatni może robić cuda, ale bez wsparcia, nie ma po prostu szans na zdobycie dużego udziału w rynku. A Polcard mógłby taki potencjał dostarczyć – chociażby rozbudowane programy rabatowe i partnerskie. Czegoś takiego nie miałby żaden bank – nawet dysponujący własnymi firmami Pekao SA, czy PKO BP – z tej prostej przyczyny, że mają mniejszy zasięg (inna sprawa, że nad takim programem te banki ponoć myślą). Obawy całego rynku może wzbudzać coś innego. Eurobank EFG to w końcu bank grecki. Łatwo pewnie by nie było – ale teoretycznie istnieje groźna, że nie będzie uznawał wysokości stosowanych w Polsce stawek interchange. Ostatnio MasterCard i Visa ma nowe problemy z Komisją Europejską, do tego dodajmy ostatnie decyzje UOKiKu dla polskiego rynku. Można od razu stwierdzić, że sprzedawcy masowo przerzuciliby się na Polcard, który miałby przy okazji błogosławieństwo wszystkich walczących o niższy interchange. Nie wiemy, czy scenariusz nieuznawania polskich stawek, tylko stosowania w Polsce greckich, mógłby być prawnie możliwy, ale z całą pewnością byłoby ciekawie. Owszem – zmniejszyłoby to w pierwszej chwili zyski Polcardu, ale jako cała grupa finansowa, mogłaby teoretycznie liczyć na duże zyski i udziały w rynku. W końcu w podobny sposób działają supermarkety – wydając własne karty kredytowe nie muszą ponosić wysokich w ich przypadku (działają na niskiej marży) opłat interchange. Polcard razem z Polbankiem mogłyby zaproponować taki układ nie tylko dużym sieciom, ale wszystkim sklepom (pytanie czy dla wszystkich kart, zmniejszając zyski konkurentom, czy tylko dla wydawanych przez siebie). No ciekawe.
Udziału Eurobanku EFG w przetargu nie udało nam się potwierdzić w Polbanku. Informacja ta pochodzi jednak z wiarygodnych źródeł i nie mamy powodu sądzić, że jest nieprawdziwa. Oczywiście Eurobank byłby tylko jednym z wielu chętnych, ale jeśli byłby zdeterminowany, to w licytacji mógłby spokojnie przebić konkurencję. W końcu w jego przypadku przyszłe zyski nie pochodziłyby tylko z podstawowej działalności Polcardu, ale z efektu synergii z Polbankiem!