Po pierwsze dlatego, że mogło być dużo gorzej. WIG20 na godzinę po starcie notowań był już ponad 2 proc. na minusie, a pozostałe indeksy – spadły jeszcze głębiej pod kreskę. W tym momencie chyba w niejednej inwestorskiej głowie zaświtała myśl, że szykuje się mały krach. Zwłaszcza, że – to po drugie – na rynkach zagranicznych nastroje też były raczej minorowe. Już rano do inwestorów dotarły wieści, że brazylijski indeks Bovespa spadł o ponad 3 proc. A Brazylia to przecież jeden z najważniejszych tzw. rynków wschodzących. Można było spodziewać się, że nasz WIG pójdzie w ślady Bovespy. Niższym wymiarem kary byłoby odwzorowanie przez nasze indeksy ruchu japońskiego indeksu Nikkei i innych barometrów azjatyckich rynków – tu spadki nie przekroczyły 1 proc.
Przez cały dzień – i to była trzecia zła wiadomość – spadały też ceny akcji w Europie Zachodniej. Najmniej w Londynie (0,7 proc.), ale już we Frankfurcie i Paryżu spadki sięgnęły 1,2-1,5 proc. Po czwarte wreszcie niewesołe były prognozy rozwoju wypadków na rynku amerykańskim, bo kontrakty terminowe na tamtejsze indeksy były o 0,3-0,6 proc. na minusie. Krótko mówiąc – inwestorzy w Warszawie mieli aż nadto powodów, by stracić nerwy i zacząć paniczną wyprzedaż akcji.
Fakt, że do pogłębienia wyprzedaży nie doszło, a nawet przeciwnie – indeksom udało się częściowo odrobić poranne straty – świadczy w pewnym sensie o sile rynku. Popyt, choć nieprzesadnie potężny – w sumie na całym rynku obroty nie przekroczyły 1,8 mld zł – zdołał powstrzymać spadki akcji, zaś podaż uderzyła z umiarkowaną siłą, która nie zachwiała równowagą na rynku.
Inwestorzy mają jednak niewiele czasu, by oddychać z ulgą. Już w czwartek trzeba będzie potwierdzić zleceniami kupna chęć utrzymania cen na obecnym poziomie. Indeksy, zwłaszcza te obrazujące zachowanie małych i średnich spółek, są w krytycznym miejscu. Spadły nieco poniżej poziomu równowagi z ostatnich dni i jeśli w czwartek nie uda im się pójść w górę, na wykresach pojawią się złowróżbne znaki, sugerujące początek kolejnej fali spadków. Nie wszystko stracone, bo choć na rynkach wschodzących Ameryki Łacińskiej indeksy w czwartkowy wieczór początkowo mocno poszły w dół – od 1 do 2 proc. – to w drugiej fazie sesji odrobiły straty niemal w całości.
Optymistyczny scenariusz przewiduje utrzymanie cen w Warszawie na obecnym poziomie i czekanie na dobre sygnały ze spółek. Bez nich rynkowi może się nie udać zmiana niekorzystnego trendu, który ostatnio panuje na parkiecie.
