Dzisiaj dowiemy się, jak w drugim kwartale zmieniły się w Polsce wynagrodzenia. Dane miesięczne uznawane są za mniej wiarogodne niż kwartalne, więc teoretycznie raport ten może wpłynąć na zachowanie rynku walutowego (na GPW zdecydowanie nie), ale to jest tylko teoria. Nie wydaje się prawdopodobne, żeby dane znacznie odbiegały od tego, co widzieliśmy w kolejnych miesiącach, więc i reakcja będzie bardzo „letnia”. Nadal wszystko będzie zależało od ruchów EUR/USD, a ponieważ w kalendarium nie ma danych ważnych dla tej pary to zapowiada się, że na rynku będzie panował marazm.
GPW rozpoczęła wtorkową sesję podobnie jak inne rynki europejskie. Indeksy mocno rosły. Szczególnie śmieszyć wręcz mogły wzrosty kursów akcji w sektorze paliwowym. Cena ropy, po poniedziałkowym spadku o 4,5 proc., nadal spadała (wieczorem wzrosła o 0,5 proc.), ale gracze zdawali się nie widzieć związku kursów akcji z ceną surowca. Najmocniej rosły kursy ostatnio przecenionych banków, co nie mogło dziwić, bo taki był trend na całym świecie. Szczególnie mocno drożały akcje PKO BP (przed publikacją raportu kwartalnego). Już po godzinie wspinaczki indeksy weszły w trend boczny na dosyć wysokim poziomie i tam czekały na rozwój sytuacji. Publikacja danych o amerykańskiej wydajności pracy i jej kosztach nieco zmniejszyły zapał kupujących, więc sesja skończyła się nic niemówiącym i nieznaczącym wzrostem indeksów. Obrót na spółkach z WIG20 był niezwykle mały, co sygnalizuje, że duzi inwestorzy dalej stoją z boku i czekają na rozwój sytuacji.
Dzisiaj na GPW wpłynąć mogą (znowu jednak chyba tylko teoretycznie) raporty kwartalne PKO BP i Polimex. Jednak widać było, jak wcześniej reagowano na takie publikacje, więc niczego szczególnego się po tych raportach nie spodziewam. Z jednym wszakże wyjątkiem. Gdyby wynik PKO BP był gorszy od oczekiwań to bardzo negatywnie wpłynąłby na zachowanie sektora bankowe. Wydaje się prawie pewne, że po wczorajszym pokazie siły amerykańskich byków nasze indeksy rozpoczną sesję zwyżką indeksów, ale byłbym ostrożny z zakupami, bo rynki będą nadal bardzo nerwowe, a obawa przed końcem wzrostowej korekty w USA może w dowolnym momencie rynek przecenić. Nie jest to nadal rynek dla spokojnego inwestora.
Fed rozczarował, ale nie wystraszył
Początek wtorkowej sesji na giełdach europejskich był łatwy do przewidzenia. Po poniedziałkowym szturmie byków na rynkach amerykańskich europejskie indeksy wzrosły po więcej niż jeden procent. Kurs EUR/USD stabilizował się z lekką tendencją do osuwania. Po danych z USA obóz byków wyraźnie zwątpił w słuszność podejmowanych decyzji, ale pod wpływem zachowania rynków w USA indeksy w Europie wzrosły.
W USA rynki czekały na decyzje FOMC i wsłuchiwały się w informacje z rynku nieruchomości i długu. Opublikowane we wtorek dane makroekonomiczne wpłynęły jedynie na zachowanie rynku walutowego. Nie zaszkodziły giełdom akcji, ale chyba tylko dlatego, że uwaga graczy skupiona była na rynku długu i właśnie na posiedzeniu FOMC, bo dane były złe. Wydajności pracy w USA w drugim kwartale wzrosła jedynie o 1,8 proc. (oczekiwano wzrostu o 2,1 proc.). Pocieszano się tym, że był to największy wzrost wydajności od pierwszego kwartału 2006 roku. Jednak jednostkowe koszty pracy wzrosły aż o 2,1 proc. (oczekiwano wzrostu o 1,6 proc.). Tutaj też usiłowano się pocieszać tym, że wzrost był mniejszy niż w pierwszym kwartale. Problem jednak w tym, że dane z pierwszego kwartału zweryfikowano z 1,8 do aż 3 procent, co naprawdę trudno interpretować jako dobrą informację. Nie ulega wątpliwości, że takie dane zwiększają możliwość wzrostu inflacji i z pewnością utrudnią, jeśli nie uniemożliwią, obniżenie stóp procentowych. Nie dał się oszukać komentatorom rynek walutowy – kurs EUR/USD spadał dosyć wyraźnie (w końcu dnia zmniejszył straty). Nie miało to jednak wielkiego wpływu na rynek surowcowy. Jedynie cena złota prawie się nie zmieniła. Miedź i ropa drożały odrabiając poprzednie spadki (szczególnie ropa miała co odrabiać).
Na giełdach akcji tylko przez pierwsze 1,5 godziny trwała zacięta walka między niedźwiedziami i bykami. Otwarcie sesji było bardzo słabe, byki doprowadziły do stanu neutralnego i znowu nastąpił atak podaży. Jednak od 17.00 byki już przeważały. Czekano na komunikat FOMC, ale oprócz tego pomagały posiadaczom akcji informacje z rynku długu. Goldman Sachs zaprzeczył, że ma zamiar zlikwidować Global Alpha, swój fundusz hedżingowy. Countrywide Financial oświadczył, że będzie kontynuował działalność i przetrwa kryzysy w sektorze kredytów hipotecznych. Poza tym analitycy Moody’s Investors Service napisali w swoim raporcie, że dzięki dywersyfikacji banki inwestycyjne dadzą sobie radę z kryzysem. Nikt jakoś na razie nie zastanawia się jednak nad tym, że co prawda pewnie dadzą sobie radę, ale jak to wpływanie na ich zyski. Negatywem była informacja HomeBanc i Impac Mortgage Holdings, które to firmy ograniczyły udzielanie nowych kredytów.
Najważniejszym wydarzeniem był jednak komunikat, który ogłosił FOMC po swoim posiedzeniu. Oczywiste było, że Komitet stóp nie zmieni i rzeczywiście nie zmienił. Jednak nie dał też najmniejszego sygnału, że planuje je obniżyć. Słownictwo komunikatu różniło się nieznacznie w stosunku do tego opublikowanego po poprzednim posiedzeniu. Tak jak wtedy członkowie FOMC stwierdzili, że inflacja jest największym zagrożeniem dla gospodarki, która powinna nadal rozwijać się w umiarkowanym tempie. Dostrzeżono problemy rynku kredytów i rynku nieruchomości, ale według Komitetu „ryzyko spowolnienia trochę wzrosło”. Zdecydowanie nie tego spodziewali się posiadacze akcji, więc rozpoczęła się przecena.
Jednak taka, twarda postawa FOMC mogła też pomagać, bo wielu graczy doszło do wniosku, że skoro Fed nie widzi problemu to może go nie ma? Nic dziwnego, że znowu rozgorzała walka między popytem a podażą. Po sporych spadkach (prawie o 0,7 proc.) byki zaatakowały i błyskawicznie odrobiły stracony teren. Taka siła rynku musiała obezwładnić podaż i na godzinę przed końcem sesji jasne już było, że chęć kupienia przecenionych akcji i informacje ze spółek oraz przerażenie niedźwiedzi zamykających krótkie pozycje doprowadzą do pozytywnego zakończenia sesji. Skala wzrostu została jednak w ostatnich minutach sesji bardzo zmniejszona.
Sesja pokazała, że bez względu na dane (były złe), czy decyzje Fed (były rozczarowujące) rynek chce wzrostu, który na razie nie jest tylko mocną korektą poprzednich spadków. Mogą się one załamać tak szybko jak się rozpoczęły i do tego całkiem nieoczekiwanie. Trzeba też pamiętać, że pierwsza reakcja po decyzji FOMC jest często bardzo myląca i dopiero następnego dnia widzimy, co gracze o niej myślą. Jednak po sesji bardzo dobre raporty kwartalne opublikowały Cisco i Priceline. Dzięki temu indeks handlu posesyjnego (AHI) wzrósł o 0,49 proc. (to dużo jak na AHI), a kontrakty na amerykańskie indeksy rano rosły. Jest spora szansa na przedłużenie wzrostowej korekty.
Dzisiaj w kalendarium jest raczej pusto. Owszem, kilka dużych spółek opublikuje raporty kwartalne, ale nie przypuszczam, żeby miało to duży wpływ na rynek. Trudno spodziewać się też reakcji po publikacji danych o czerwcowych zapasach w amerykańskich hurtowniach – gracze nigdy na nie nie reagują. Dowiemy się też, jak zmieniły się w ostatnim tygodniu zapasy ropy w USA, ale jak dobrze wiadomo ten raport wywołuje najczęściej duże, ale nietrwałe zmiany ceny ropy. W sumie, jeśli nie nadejdą nowe informacje z rynku długu, najbardziej prawdopodobne jest, że rynki będą kontynuowały wczorajsze trendy.