Lokaty terminowe i strukturyzowane skutecznie odbierają klientów TFI
Banki poszukując kapitału na akcje kredytowe konkurują ze sobą na wysokość oprocentowania lokat. Rekordziści oferują roczne oprocentowanie w wysokości 7-8%. Furorę robią również coraz powszechniej oferowane lokaty strukturyzowane, przedstawiane jako produkty pozwalające zarabiać bez względu na panującą koniunkturę. Klienci coraz chętniej wybierają te formy inwestowania, tym bardziej, że wiele z nich oferuje gwarancję powierzonego kapitału.
Wyniki historyczne dają nadzieję, że kiedyś trend się odwróci
Trwające z niewielkimi przerwami spadki na rynku akcji i TFI jakie obserwujemy od wakacji 2007 roku skutecznie zmniejszyły stan portfela posiadaczy jednostek uczestnictwa większości funduszy. Posiadaczy akcji świadomie pomijam, za sprawą ich znacznie mniejszej ilości w porównaniu z ilością inwestujących w TFI.
Kiedy przejrzymy wyniki historyczne większości TFI, wyraźnie widać, że najbardziej poszkodowani są inwestorzy, którzy postanowili zainwestować w fundusze w pierwszej połowie ubiegłego roku. Najwięksi pechowcy stracili po kilkanaście procent licząc od listopada 2007 r.
Trudno uwierzyć, że zaledwie rok wcześniej tj. w roku 2006 najlepsze fundusze akcyjne jak DWS 25 Małych i Średnich Spółek zarobił prawie 90% tylko w jednym roku. Niewiele gorsze wyniki, rzędu 50-60% zysku, dały inne fundusze akcyjne inwestujące w bardzo modne wówczas fundusze małych i średnich spółek. Jeśli ktoś wówczas zainwestował, dziś nie powinien być zbyt poszkodowany. Potwierdza to jedynie regułę, iż na inwestycję w fundusze inwestycje należy patrzeć w perspektywie kilku lat.
Czas, aby TFI poskromiły swoje apetyty co do pobieranych opłat
Lata 2005-2007 roku były okresem prawdziwych żniw, jeśli chodzi o uzyskiwane przez TFI zyski. Wysokie prowizje i równie wysokie opłaty za zarządzanie aktywami nieco rozleniwiły zarządzających TFI. Klienci szturmowali fundusze w nadziei na duże zyski i przez dłuższy mogli na nie liczyć. Taka sytuacja sprawiła, że TFI nie musiały ze sobą konkurować wysokością opłat, a te są do dziś wyjątkowo wysokie. Opłaty manipulacyjne sięgają aż 4-5% w przypadku funduszy akcyjnych, mniej bo ok. 1% pobierane jest od funduszy obligacyjnych. Zyski z tych ostatnich trudno uznać jednak z satysfakcjonujące, przez co zainteresowanie nimi nie jest duże. Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych pobierają również wysokie opłaty za zarządzanie aktywami. Stawki w zależności od rodzaju funduszu sięgają 5% w funduszach akcyjnych, do niespełna 1% w funduszach pieniężnych. Oficjalnie TFI tłumaczą tak wysokie koszty koniecznością zatrudniania większej ilości analityków i zarządzających funduszami akcyjnymi. Może warto, aby TFI wprowadzały opłaty uzależnione od osiąganych wyników. Ta forma powoli przyjmuje się w małych TFI, jak Investors TFI, OPERA TFI. Inwestor wie, że jeśli fundusz zarobi np. 20% będzie musiał z tej kwoty oddać dodatkowe np. 4%. Jeśli zarobi mniej, nie zapłaci dodatkowej prowizji. Taka polityka skłania TFI do ciężkiej pracy. Im więcej zarobią klienci, tym więcej zarobią zarządzający.
TFI coraz więcej – klientów coraz mniej
Z taką nietypową sytuacją mamy obecnie do czynienia. Podczas gdy klienci masowo uciekają z funduszy, rośnie ilość TFI, które uzyskują zgodę Komisji Nadzoru Finansowego na prowadzenie działalności. Na rynku mamy już 35 TFI, a kilkanaście rozpocznie walkę o klienta w najbliższych miesiącach. Co ciekawe, na rynku finansowym zaczyna brakować fachowców od zarządzania aktywami. Aby uruchomić TFI trzeba więc albo podkupić konkurencję oferując wyższe wynagrodzenie, albo, co jest ryzykowne, zdać się na mało doświadczonych zarządzających, którzy dopiero zaczynają pracę w zawodzie.
Jeszcze w ubiegłym roku strumień pieniędzy jaki płynął do funduszy był tak duży, że część funduszy ograniczała wpłaty, gdyż burzyło to przyjętą politykę inwestycyjną. Rynek wydawał się chłonąć każdą ilość nowego pieniądza. Ogromną popularnością cieszyły się zwłaszcza fundusze małych i średnich spółek. Ich dobra passa z 2006 roku uśpiła nieco inwestorów, którzy niemal w ciemno powierzali oszczędności funduszom MSP. W okresie spadków to właśnie one najbardziej ucierpiały.
Na fali popularności inwestowania w fundusze powstawały i powstają nowe TFI. Tworzą je byli zarządzający z innych TFI, szukający nowych wyzwań.
Konkurencja jest zawsze mile widziana, ale moment debiutu wydaje się niezwykle trudny.
Nowe TFI nie mogą ani pochwalić się dobrymi wynikami, które mogłyby skusić klientów, ani tak dużymi nakładami na kampanie reklamowe jak liderzy rynku wydający na ten cel miliony. Ich szansy należy doszukiwać się w strategii, niskich opłatach dystrybucyjnych i niższych niż u konkurencji opłatach za zarządzanie. Na bardzo trudnym obecnie rynku to właśnie konkurencyjne koszty nabywania jednostek mogą być wabikiem dla klientów.
Niezłe wyniki spółek nie są wystarczającym impulsem do wzrostów na GPW
Sezon publikacji wyników kwartalnych dobiega końca. I choć średni zysk wśród spółek, które już opublikowały raporty za I kw. wzrósł, nie zrobiło to większego wrażenia na inwestorach. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy inwestorzy spodziewali się znacznie więcej, czy ogólne nastawienie do akcji jest negatywne. Niewykluczone także, że co więksi inwestorzy obawiają się pogorszenia sytuacji firm w związku ze spodziewanym spowolnieniem gospodarki. Wolą poczekać na przyszłe wyniki i ewentualnie kupić akcje, gdy te spadną do jeszcze atrakcyjniejszych poziomów.
Tym samym zarządzającym funduszami pozostaje szukać perełek, które albo nie są uzależnione od polskiego rynku zbytu, albo też przeszły ostatnio duże zmiany, poczyniły inwestycje i ich wyniki finansowe będą się polepszać w najbliższym czasie bez względu na ogólną koniunkturę. Wiadomo, że to co dobre, występuje zwykle w ograniczonej ilości. Nie inaczej jest w przypadku spółek giełdowych. Wygrają te fundusze, które odpowiednio wcześnie dostrzegą owe perełki i wykorzystają ich rekordowo niskie kursy do zakupów. Za kilka miesięcy to właśnie one mogą dać powody do zadowolenia posiadaczom ich jednostek uczestnictwa.
Pora na zagranicę
Widząc coraz większy odwrót klientów od funduszy i trudności w osiągnięciu zysków na krajowym rynku akcji, coraz więcej zarządzających decyduje się tworzyć fundusze inwestujące głównie na rynkach zachodnich.
Przy inwestycjach zagranicznych nie można jednak zapominać o dwóch czynnikach:
– ryzyku walutowym,
– wolniejszym niż w Polsce tempie wzrostu gospodarczego,
Kryzys na rynku kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych przełoży się po części na sytuację na rynku UE. To z kolei może mieć wpływ na wyniki wielu sektorów, z finansowym na czele, i o wysokie zyski z akcji może być trudno. Po odjęciu opłat manipulacyjnych jakie pobierają fundusze i przeliczeniu środków na wciąż umacniającego się złotego osiągnięte zyski mogą okazać się dalekie od oczekiwań.
Wiele zależy od ogólnego stanu polskiej gospodarki w najbliższych latach
Zdania co do jej kondycji są podzielone. Jedno jest pewne. O równie imponującym wzroście jak w ubiegłym roku kiedy to PKB wzrósł o 6,6%, możemy zapomnieć. Prognozy zagranicznych instytucji finansowych, jak Unicredit czy EBOiR, mówią o spowolnieniu nawet do 4,4%-4,7% PKB w latach 2009-2010. Co to oznacza dla budżetu państwa nie muszę chyba mówić. Wraz ze spadkiem wzrostu tempa gospodarczego spadną dochody państwa. Pogorszą się warunki do funkcjonowania firm, co wpłynie bezpośrednio na ich wyniki finansowe.
Nadzieja w kapitale zagranicznym
Spadki na GPW nie pozostają nie zauważone przez zagraniczne instytucje finansowe. I choć ze względu na ogromne aktywa jakimi dysponują ich zainteresowanie ogranicza się do spółek z indeksu WIG20, daje to szansę na częściową poprawę sytuacji na GPW.
Polskie spółki po ostatniej korekcie stają się relatywnie tanie. Ostatnie wzrosty kursu złotego są potwierdzeniem napływu do Polski znacznych środków. Pozostaje mieć nadzieję, że kapitał pozostanie tu dłużej niż kilka dni. Nigdy jednak nie można wykluczyć, że zagraniczne instytucje wejdą do Polski na dwa, trzy tygodnie, aby zrealizować kilka procent zysków, po czym znów się wycofają. Tym samym krajowym TFI znów odebrany zostałby impuls do zakupów akcji.
Polacy mogą zacząć oszczędzać zamiast inwestować
Pierwszym sygnałem przemawiającym za takimi zmianami mogą być ogłoszone niedawno dane z Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych i SGH.
Boom kredytowy jaki obserwuje się w Polsce od kilku lat zaczyna zbierać powoli żniwa. Polacy zadłużali się często ponad stan, a ostatnio dokonane siedem kolejnych podwyżek stóp procentowych zaczyna mieć wpływ na stan ich portfela.
Analitycy pierwszej w Polsce porównywarki produktów finansowych Comperia.pl dokonali wyliczeń, z których wynika, iż przeciętna rata kredytu hipotecznego na 300 tys. zł wzrosła w okresie roku o 20%. Nie jest to jednak koniec podwyżek oprocentowania, co nie napawa optymizmem na przyszłość.
Według danych z w/w konferencji coraz więcej gospodarstw domowych ma problemy z bieżącą obsługą swoich kredytów. Choć na chwilę obecną jest to ok. 6-8%, to kolejne 9-10% może mieć problemy już w najbliższej przyszłości. Razem daje to ponad milion gospodarstw domowych.
„Przyciśnięci” przez rosnące raty klienci raczej nie udadzą się do TFI. Tym bardziej, że oprócz kredytów na mieszkania Polacy chętnie brali kredyty gotówkowe, samochodowe i mocno zadłużyli się na kartach kredytowych. Tylko z ich tytułu zadłużenie sięga 10 mld zł i szybko rośnie.
To wszystko sprawia, że Polacy zamiast o inwestowaniu mogą zacząć myśleć o refinansowaniu i konsolidacji swoich kredytów.
Wakacje tuż tuż
Drugi kwartał roku w pełni. Większość inwestorów pamiętając o ubiegłorocznych spadkach na rynku, jakie nastąpiły podczas wakacji, będzie zapewne wolała nie ryzykować i nie zostawiać swoich oszczędności w funduszach. Wrzesień będzie miesiącem próby dla rynku TFI. Do tego czasu warto obserwować zarówno stan gospodarki polskiej jak i światowej. Od tego w dużym stopniu zależy, czy koniec roku znów będzie należał do TFI.