W piątek wszyscy gracze na całym świecie czekali przede wszystkim na raport z amerykańskiego rynku pracy. Okazało się jednak, że to nie on grał pierwsze skrzypce.
Do „Wall Street Journal” wyciekł projekt regulacji, który miał zostać opublikowany (do publicznej dyskusji) we wtorek 11. października. Chodziło o tzw. „zasadę Volckera”, która ma ograniczyć działalność spekulacyjną dużych banków oraz ich inwestycje w fundusze private-equity i hedżingowe. Zaczęto studiować te propozycje, a ponieważ rynki nie lubią niepewności to na wszelki wypadek przeceniały akcje banków.
Drugim czynnikiem pomagającym niedźwiedziom było to, że agencja ratingowa Fitch obniżyła rating Włoch i Hiszpanii (z perspektywą negatywną), a rating Portugalii wylądował na liście obserwacyjnej. Zachowanie rynku walutowego potwierdzało jednak, że świat coraz mniej się tymi ratingami przejmuje. Owszem, kurs EUR/USD spadł, ale nieznacznie.
Dane makro bykom pomagały. Na rynku pracy oczekiwano poprawy sytuacji, co nie było nadmiernym optymizmem, choćby dlatego, że ostatnie dane były fatalne. Okazało się, że rzeczywiście we wrześniu przybyło 103 tys. miejsc pracy (oczekiwano 60 tys.). Co bardziej istotne dane z sierpnia zweryfikowano w górę (z 0 na 57 tys.). Zatrudnienie w sektorze prywatnym (bardziej istotne dla koniunktury gospodarczej) wzrosło o 137 tys. (oczekiwano 100 tys.). Stopa bezrobocia wyniosła 9,1 proc. (bez zmian). Jeśli jednak weszło się w głąb raportu to można było się dowiedzieć, że 45 tys. miejsc pracy z tych 103 tys. wynikało z powrotu do pracy zatrudnionych w sektorze telekomunikacji, którzy w sierpniu strajkowali. Dane tak naprawdę były słabe, ale ponieważ były lepsze od prognoz to uznano je za dobre.
Indeksy po początkowym wzroście spadały, co było normalna realizacją zysków po potężnych wzrostach. Na dwie godziny przed końcem sesji byki zaatakowały i wydawało się, że bez problemów wygrają tę potyczkę, bo indeksy wylądowały na plusach. Końcówka sesji była słabsza, ale korekta po dużych wzrostach i tak się rynkowi należała. Nie zmienia to postaci rzeczy, że rynek jest w „byczej” fazie.
GPW rozpoczęła piątkową sesję od niewielkiego wzrostu indeksów. Tak naprawdę było to neutralne rozpoczęcie dnia. Dość szybko jednak niepewność panująca na rynkach wymusiła powrót w okolice czwartkowego zamknięcia. Przed pobudką w USA byki przypuściły delikatny atak i indeks ruszył na północ, mimo że na innych giełdach nic się nie zmieniało.
Potem na innych giełdach sytuacja też zaczęła się poprawiać, co dodatkowo wspomogło obóz byków na GPW. Po publikacji danych w USA indeksy wystrzeliły na północ. Szalała wręcz cena akcji KGHM tak jakby pewne było, że cena miedzi będzie już tylko rosła. Zwyżka KGHM dodała blisko jeden punkt procentowy indeksowi WIG20. Rynek najwyraźniej wziął ostatnie sondaże za dobrą monetę i przestał przejmować się wyborami. W końcówce jednak niezachęcające zachowanie rynku amerykańskiego nieco rynek ochłodziło, ale wzrost WIG20 o 0,79 proc. ocalał.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi