S&P po spadku o 2,8 proc. na wczorajszej sesji, przełamał tegoroczne dołki (i zarazem wsparcia) by znaleźć się na najniższym poziomie od ponad roku. Perspektywy pogarszają się.
Najważniejszy indeks Wall Street spadł wczoraj poniżej 1100 pkt i brakuje mu tylko 9 pkt, by oficjalnie ogłosić panowanie rynku niedźwiedzia (za taki punkt przyjmuje się spadek indeksu o 20 proc. od szczytu). Jeśli ktoś jednak łudzi się, że S&P ma szansę właśnie z tego poziomu zakończyć spadki i rozpocząć odbicie, powinien pamiętać, że w rynek niedźwiedzia weszło już większość światowych indeksów.
Wczorajsze dane były niezłe, indeks ISM sektora produkcji w USA nieoczekiwanie wzrósł, co wskazywałoby na możliwość odbicia w pierwszych miesiącach przyszłego roku, ale to nie perspektywy gospodarcze martwią teraz inwestorów, lecz sytuacja w Europie. Tu stanowiska w sprawie Grecji nie wypracowano, kolejna zwłoka potrwa do 13 października. Inwestorzy na całym świecie pozbywają się akcji banków nie oglądając się na ceny, obawiając się, że kryzys zadłużenia uderzy w ich bilanse w pierwszej kolejności.
Jakby zmartwień było mało, na linii USA-Chiny nabrzmiewa kolejny konflikt. Ministerstwo spraw zagranicznych Chin ustami swojego rzecznika wyraziło stanowczy sprzeciw wobec projektu ustawy, która zezwala USA nakładać karne cła na towary pochodzące z krajów, które utrzymując sztucznie niski kurs walutowy dotują swój eksport (równocześnie głos w tej sprawie zabrało także Ministerstwo Handlu i bank centralny). Chiny uważają propozycję za przejaw protekcjonizmu i rozgrywki politycznej (na rok przed wyborami amerykańscy politycy będą mogli pochwalić się działaniem na rzecz ochrony miejsc pracy) i zwracają uwagę, że to nie kurs juana stoi za problemami USA. Kolejne skojarzenia z okresem Wielkiego Kryzysu (za jedną z jego przyczyn uznaje się wojny celne) nasuwają się same. Ustawa będzie w tym tygodniu tematem obrad amerykańskiego Senatu, a z nieoficjalnych wyliczeń wynika, że ma poparcie 200 senatorów (potrzebuje 219 głosów). Już wcześniej (w zeszłym roku) ustawę przeforsowała izba niższa.
Indeksy w Azji spadały, choć nie tak dramatycznie, jakby inwestorzy naprawdę obawiali się wojny handlowej na linii Chiny-USA. Kospi tracił wprawdzie 3,7 proc. kwadrans przed końcem notowań, ale koreański indeks nadrabiał straty z poniedziałku, kiedy giełda w Seulu nie pracowała. Nikkei spadał w tym samym czasie o 1,1 proc., po wyraźnie wzrostowej drugiej części sesji, która pozwoliła ograniczyć straty o połowę.
Notowania w Europie zaczną się zapewne od spadków, ale ponieważ kontrakty na S&P odbijają, a już wczoraj widzieliśmy silną przecenę na Starym Kontynencie, jest szansa, że podaż wyczerpie swoje siły krótko po otwarciu i nie dojdzie do pogłębienia strat. Mimo całego strachu, który króluje na rynkach, nie można zapominać, że wyceny wielu spółek są już na poziomie z 2009 r. i wiele z negatywnych zdarzeń zostało już zdyskontowanych, łącznie z kontrolowanym bankructwem Grecji.
Większość indeksów w Europie – łącznie z WIG20 – utrzymuje się powyżej dołków z września, co daje pewien margines bezpieczeństwa, a nawet zuchwałość śmiałkom chętnym do zakupów. Jeśli chodzi o planowane na dziś wydarzenia, to największym będzie chyba premiera nowego telefonu Applea. Inwestorzy z uwagą wysłuchają prezesa ECB Jeana Clouda Tricheta, ale trzeba pamiętać, że w tym tygodniu odbędzie się już ostatnie posiedzenie ECB pod jego kierownictwem. Zapewne kluczowe decyzje zostawi on już swojemu następcy.
Źródło: Noble Securities SA