W USA gracze mieli w piątek do wyboru: cieszyć się z niezłych amerykańskich danych makro lub martwić się europejskimi danymi (słabe indeksy PMI i spadek zamówień w Niemczech) oraz wynikami szczytu G-20.
Okazało się, że praktycznie nie było krajów G-20, które zadeklarowałyby pomoc w zlewarowaniu EFSF. Nie udało się też osiągnąć porozumienia w sprawie udziału MFW w pomocy krajom europejskim mającym problemy z zadłużeniem. Osiągnięciem miało być to, że nie tylko Komisja Europejska, ale i MFW będą monitorowały (co kwartał) postępy reform we Włoszech. Problem w tym, że politycy kompletnie nie rozumieją rynków. Graczom takie inspekcje musiały przypominać „trojkę” wizytującą Grecję. Rentowności obligacji włoskich powędrowały do góry. Nic dziwnego, że indeksy w Europie spadły po ponad dwa procent.
W USA bykom pomagał raport makro. Miesięczne dane z amerykańskiego rynku pracy były bowiem dla byków korzystne. Na pozór wydawały się być złe, bo oczekiwano wzrostu zatrudnienia o 95 tys., a okazało się, że było to tylko 80 tys. Podobnie było z zatrudnieniem w sektorze prywatnym. Oczekiwano 120 tys., a było 104 tys. Jednak dane z września zweryfikowano w górę i to bardzo mocno, bo o około 50 procent (zamiast 103 tys. przyrostu miejsc pracy było 158 tys.). Jak można wierzyć takim danym, które weryfikowane są w taj znaczny sposób? Rynek najmniej ceni sobie stopę bezrobocia, ale odnotujmy, że spadła z 9,1 na 9 proc.
Na amerykańskim rynku akcji panowała duża niepewność. Indeksy spadały pod wpływem ich europejskich odpowiedników. Po spadku o blisko dwa procent zaczęły powoli odbijać. Jak tylko sesje w Europie zakończyły się, to Amerykanie postanowili zapomnieć o problemach Europy. Nie udało się odrobić strat. Indeksy spadły, ale spadki były bardzo umiarkowane. Rynek nadal ma nadzieję na kontynuowanie zwyżki.
W nocy, po sesji okazało się, że rząd premiera Jeorjosa Papandreu uzyskał wotum zaufania. Za wnioskiem o wotum głosowało 153 parlamentarzystów w 300 osobowej izbie. Premier chciał utworzenia rządu jedności narodowej, ale przywódca opozycji (Antonis Samaras) jeszcze w sobotę się nie zgadzał. Wydawało się, że do zgody nie dojdzie, bo przecież gdyby doszło, to opozycja dramatycznie umniejszyłby swoje szanse wyborcze.
Jednak w niedzielę (pod olbrzymią presją ze strony UE) doszło do porozumienia. Wstępnie uzgodniono utworzenie nowego rządu koalicyjnego. Ustalono, że na czele gabinetu nie stanie Papandreu, a nowy rząd może być zaprzysiężony w ciągu tygodnia. Dzisiaj ma być desygnowany nowy premier – być może będzie to – bardzo przez rynki szanowany – Lukas Papademos, były wiceprezes ECB. Parlament musi zaakceptować nowy rząd i ustalenia ze szczytu z 26.10, a za kilka miesięcy (najpóźniej) odbędą się nowe wybory. Jeśli parlament zaakceptuje ustalenia ze szczytu z 26.10 (zaakceptuje), to Grecja dostanie szóstą transzę pomocy. Wszyscy jednak wiedzą, że Grekom chodzi o to, żeby dostać te 8 mld euro, przeprowadzić wybory, a potem rozpocząć renegocjację ustaleń z UE/MFW/ECB. To taka oczywista gra.
GPW rozpoczęła piątkową sesję od oscylacji wokół poziomu czwartkowego zamknięcia. Po godzinie indeksy zaczęły rosnąć, ale opublikowane w samo południe dane o niemieckich zamówieniach przemysłowych WIG20 wrócił do poziomu neutralnego.
Również na rynku akcji nastroje popsuły się po wypowiedziach o monitorowaniu Włoch i daniu Grecji wyboru co do pozostania w strefie euro. Po publikacji danych w Stanach rynki przez chwilę się ożywiły, ale szybko wróciły do stanu sprzed publikacji. Podczas konferencji prezydenta Francji po szczycie G-20, kiedy indeksy w Europie już nurkowały, również WIG20 zabarwił się na czerwono. Stracił 1,44 proc., ale strata byłaby o pół punktu procentowego większa gdyby nie blisko czteroprocentowy wzrost ceny akcji KGHM (gra pod czwartkowe wyniki?).
Ciągle mamy sytuację, w której indeks WIG20 stoi przed oporem na poziomie 2.450 pkt. Jeśli go pokona, to utworzy nieco ułomną formację odwróconej RGR i da sygnał kupna. Rynek bardzo chce rosnąć, ale zachowanie długu Włoch każe zachować największą ostrożność.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi