To będzie łączenie wody z ogniem – mówią analitycy o nadchodzącej fuzji Banku Pekao z krakowskim Bankiem BPH. Niedzielna decyzja o fuzji inwestorów strategicznych polskich banków – włoskiego UniCredito i niemieckiego HVB – uruchomiła wyobraźnię analityków, którzy usiłują przewidzieć, jak będzie wyglądała największa w Polsce instytucja finansowa.
Pozornie wszystko wygląda różowo. – Oba banki doskonale się uzupełniają – mówi Remigiusz Sopel, analityk IDM.
Analitycy widzą jedno „ale” – oba banki radykalnie różni podejście do klienta. BPH cechuje agresywne pozyskiwanie klientów i przywiązywanie ich do siebie poprzez promocje. Do tego dochodzą gigantyczne wydatki na reklamę (ok. 50 mln zł rocznie) i stosunkowo luźna polityka udzielania kredytów. Prezes Pekao Jan Krzysztof Bielecki wyznaje zupełnie inne zasady – stawia na przejrzystość oferty, unika pełnych pułapek promocji, mało wydaje na reklamę (jakieś 20 mln zł rocznie) i koncentruje się głównie na wykorzystaniu potencjału własnych klientów, a nie agresywnym podbieraniu ich konkurencji.
Według „Gazety” różnice, które dzielą oba banki, najlepiej widać po ich podejściu do kredytów hipotecznych. BPH nie tylko nie ma żadnych oporów przed oferowaniem klientom kredytów w walutach obcych, ale nawet uczynił z nich swoją największą broń, dzięki której wywalczył drugie miejsce na rynku. Prezes Pekao uważa, że oferowanie kredytów w walucie jest zbyt ryzykowne i sprzedaje tylko złotowe, by – jak twierdzi – nie narażać klientów na ryzyko.
To oznacza, że szefowie nowej grupy będą musieli zdecydować – albo zbudują na bazie łączących się instytucji konserwatywny bank o polityce podobnej do Pekao, albo agresywnie walczący na rynku BPH. Już wiadomo, że UniCredito powierzyło zarządzanie całą Europą Środkową człowiekowi HVB Dieterowi Hampelowi. – Takie przesunięcie akcentów zwiększa szansę na to, że nowy bank będzie jednak bardziej przypominał BPH – mówi Andrzej Powierża.
„Wielki BPH” (to umowne określenie, bo badania pokazują, że bardziej rozpoznawalne jest logo Pekao) może zaskoczyć klientów niższymi opłatami i prowizjami. – Połączone banki dzięki oszczędnościom mogłyby sobie na to pozwolić – dodaje Powierża. Ale trzeba liczyć się też z tym, że opłaty spadną nieznacznie, bo bank będzie chciał po fuzji pokazać wysokie zyski.
Zanim klienci Pekao i BPH obudzą się w całkiem nowym banku (jakkolwiek by on nie wyglądał), w Wiśle upłynie sporo wody. Według Merrill Lyncha i CSFB proces łączenia może trwać nawet dwa lata i zacznie się dopiero w 2006 r. – pisze „Gazeta”.