Po tym, co mogliśmy zaobserwować na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych w pierwszych tygodniach stycznia, czyli po panicznej wręcz wyprzedaży akcji przez inwestorów i ponadprzeciętnych spadkach głównych giełdowych indeksów, należy stwierdzić, że umiejętność wyczucia czasu jednak trochę kuleje. Zwłaszcza wśród inwestorów drobnych, niewykwalifikowanych. Za spadki odpowiedzialni byli bowiem w dużym stopniu klienci funduszy inwestycyjnych.
Według danych serwisu Analizy OnLine, aktywa funduszy w samym tylko styczniu br. skurczyły się
o prawie 21,5 mld zł, osiągając wartość 112,6 mld zł. To największy miesięczny spadek w ujęciu procentowym od siedmiu lat. Warto zwrócić uwagę, że aż 11,3 mld zł to efekt umorzeń jednostek uczestnictwa, zaś pozostałe 10,2 mld zł to wynik zarządzania (zwrot z aktywów wyniósł -7,6 proc.).
Wielu z tych, którzy w styczniu sprzedawali fundusze, do zainwestowania w nie skusiły krociowe zyski wypracowywane przez nie w ciągu ostatnich kilku lat hossy. TFI nie omieszkały też oczywiście wykorzystywać tego faktu w licznych reklamach. Maj, czerwiec i lipiec ubiegłego roku były rekordowe dla funduszy agresywnych pod względem napływu kapitału. W sumie, w ciągu tych trzech miesięcy, przewaga nabyć nad umorzeniami w samych tylko funduszach polskich akcji, wyniosła 10,5 mld zł, czyli więcej niż w roku 2005 i 2006 razem wziętych (9,3 mld zł).
Dokładnie 9 lipca 2007 roku, najszerzej opisujący koniunkturę na warszawskim parkiecie indeks WIG, osiągnął historyczne maksimum i od tamtej pory do połowy stycznia br. stracił na wartości ponad jedną trzecią. To właśnie na ten okres przypadła największa fala umorzeń w funduszach inwestycyjnych.
Wniosek z tego jest prosty, spora grupa świeżo upieczonych uczestników funduszy, którzy w euforii zainwestowali być może nawet wszystkie swoje oszczędności w fundusze akcji, w niespełna rok straciła ich trzecią część. Myślę, że niewiele się pomylę mówiąc, że czas, który doświadczonym inwestorom posłużył do zamykania pozycji i przynajmniej częściowej realizacji zysków, nowicjuszom posłużył do wejścia na rynek. Tak było w pierwszej połowie ubiegłego roku. Natomiast na początku tego roku sytuacja przedstawia się analogicznie, tyle że w przeciwnym kierunku – „nowi” w panice sprzedają, a „starzy” wyjadacze spokojnie napełniają portfele względnie tanimi akcjami.
Moją intencją oczywiście nie jest oskarżanie kogokolwiek, zwłaszcza tych bardziej doświadczonych uczestników gry, o niecne wykorzystanie niedoświadczonych i wzbogacenie się ich kosztem. Giełda rządzi się własnymi zasadami i jeśli się ich nie akceptuje (bądź nie zna czy nie rozumie), to nie powinno się do gry przystępować. Po to właśnie między innymi powstały fundusze inwestycyjne. Pieniądze oddaje się pod opiekę osobom obeznanym z tymi zasadami i należy im zaufać (choć oczywiście nie bezgranicznie), i przynajmniej nie przeszkadzać, np. wycofując pieniądze w dołku (pogłębiając go przy tym), który menedżerowie tych funduszy już prędzej wykorzystaliby do zakupów, aniżeli sprzedaży.
Nie wiem o ile po ostatnich wydarzeniach skurczy się rzesza ok. 3 mln klientów polskich funduszy. Niewątpliwie będzie to jednak liczba znacząca. Część z tych osób z pewnością zraziło się na dobre do inwestycji, zwłaszcza w akcje. A szkoda. Dane historyczne pokazują wyraźnie, że w długim terminie inwestowanie na giełdzie jest najkorzystniejsze. Nie szukając daleko – w ciągu ostatnich 17 lat główny indeks warszawskiej giełdy – WIG, zwiększył swoją wartość z 1000 do 47 000 pkt, czyli o 4600 proc.
Fundamentalne są czas i ryzyko oraz ich wzajemna relacja. Bo jak można skomentować rekordowe napływy do funduszy akcji po okresie czteroletniej hossy? Wydawać się by się mogło, że nawet „na chłopski rozum” powinno się bardzo ostrożnie podejść do takiej sytuacji. Niestety sporo osób na własnej kieszeni przekonało się ostatnio czym jest ryzyko związane z inwestycją w akcje. Dowiedzieli się o tym po niewczasie i sporo za tę lekcję zapłacili.
Prospekty informacyjne funduszy, czy nawet ich skróty, są pełne przeróżnych informacji. W jednym
z nich, dotyczącym funduszu polskich akcji, znalazłem opis 27 różnych rodzajów ryzyk, związanych
z inwestycją w ten fundusz. Ponad dwie strony zapisane drobnym maczkiem. Cała skrócona wersja prospektu informacyjnego ma ich 16. Faktycznie, można tam znaleźć chyba wszystkie czynniki, które w przypadku zaistnienia mogą negatywnie rzutować na wynik inwestycji w fundusz. Pytanie tylko, jaka część inwestorów rozpoczynających swoją przygodę z giełdą, poważnie podeszła do tematu, zapoznała się z nimi i postarała dokładnie zrozumieć. Obawiam się niestety, że spora grupa tego nie zrobiła.
Źródło: Przegląd Finansowy Bankier.pl nr 6 (13) 10 lutego 2008
Artykuł pochodzi z archiwalnego numeru Przeglądu Finansowego Bankier.pl. Chcesz otrzymywać aktualne informacje, nowe wywiady oraz podsumowanie najważniejszych wydarzeń mijającego tygodnia ze świata finansów?
Zapisz się na bezpłatną subskrypcję Przeglądu Finansowego Bankier.pl, by w każdy poniedziałek otrzymywać najnowszy numer naszego tygodnika.
Zapraszamy na http://www.bankier.pl/przeglad/! |