Początek obecnego tygodnia dość mocno studzi temperament tym, którzy liczyli na marsz giełd do góry bez znaczących potknięć. W ciągu 5 tygodni od wyznaczenia nie widzianych od 5 lat minimów indeks WIG20 wykonał plan minimum, jeśli przyjąć tezę o długoterminowym punkcie zwrotnym w dniu 18 lutego. Wskaźnik w ramach wzrostowej fali trwającej do ubiegłego czwartku pokonał 400 punktów, czyli równoważnie, odreagowanie sięgnęło 24 proc., a więc niewiele mniej od błyskawicznego, emocjonalnego odbicia po jesiennym krachu.
Ponad sto punktów zdążyło się z tego już ulotnić. Obecnie możliwe jest obsunięcie znoszące połowę najnowszego dorobku byków, co dawałoby docelowo rejon 1450 pkt. Nie wykluczam, że zostanie to osiągnięte w ramach formacji flagi mogącej trwać do 2 tygodni, co wpisywałoby się w zasłużoną korektę na rynkach zachodnich. Mimo wszystko na giełdzie zmiany zachodzą dużo szybciej niż w realnej gospodarce, w której formowanie ekstremów cykli zabiera całe miesiące.
Dlatego też nie należy zbytnio radować się choćby objawionym w ubiegłym tygodniu drgnięciem aktywności w amerykańskich nieruchomościach. Ingeruje tutaj czysta filozofia odbicia na martwego kota po długim okresie grawitacji. O ewentualnym odwróceniu będzie można mówić dopiero po wystąpieniu długiej stabilizacji, popartej później organicznym polepszeniem. Nasz rynek (również nieruchomości) podlega tym samym prawom i należy uodpornić się na demagogiczne wróżby rychłej i gwałtownej mobilizacji popytu. Ogólnie, Takie „akumulacyjne niecki” w pobliżu dna jakiegoś procesu mają równie silną wymowę, co kopulaste formacje dystrybucyjne wieńczące szczyt. Dlatego potwierdzenia wychodzenia z kryzysu należy poszukiwać w jak największej ilości statystyk wskazujących na owe objawy polepszenia, przy czym trzeba pamiętać o dużym opóźnieniu i bezwładności np. danych o bezrobociu.
Co ciekawego niesie rozpoczynający się tydzień? Wzmiankujmy najpierw o obecności dwóch globalnych szczytów: państw G20 oraz NATO. Sądząc po skromnych dorobkach całej serii poprzednich równie „przełomowych” elitarnych zbiorowisk, nie należy łudzić się wizjami wepchnięcia świata i gospodarki na nowe tory. Skutek tego jest taki, że coraz mniejszy odsetek społeczeństw zawraca sobie głowę owymi, pardon, bezpłodnymi szczytowaniami (w ostatecznym rozrachunku pochłaniającymi kolejne miliony i niezmiennie prowokującymi demonstracje).
Tydzień ten jest ważny z kalendarzowego punktu widzenia, gdyż wtorek zamyka pierwszy kwartał br., fiksując tym samym ogół dokonań makroekonomicznych, które następnie zostaną podane w formie kluczowych danych. Jeśli chodzi o kwartalne wyniki zarządzania, to kwartał należy ponownie spisać na straty: nie ma żadnych szans na dojście indeksu WIG20 w dwie sesje do 1790 pkt zamykających 2008 r. Przypomnijmy kolejne zamknięcia wskaźnika na zakończenie trzymiesięcznych okresów, począwszy od końca 3 kw. 2007 r.: 3634 – 3456 – 2981 – 2591 – 2384 – 1790. Obecnie celujemy w okolice 1550 pkt, czyli kwartalną stratę bliską 15 proc. Jeśli zatem tej wiosny klimat zewnętrzny pozwoli, to najbliższy kwartał ma szansę przerwać tę tasiemcową serię ujemnych zwrotów. Nie zdziwiłbym się, gdyby już jutro rzutem na taśmę więksi inwestorzy instytucjonalni (TFI, OFE) zdecydowali się na redukcję strat.
Spośród prezentowanych danych warto wyróżnić liczne odczyty europejskich wskaźników PMI, liczonych osobno dla przemysłu i usług, a także ich amerykańskie odpowiedniki ISM. W czwartek oczekuje się kolejnego cięcia stóp w strefie euro. Uwaga skupi się jednak przede wszystkim na piątkowych danych o stopie bezrobocia oraz zmianie etatów w sektorze pozarolniczym w USA. Do tego dnia możemy pozostawać w oparach bezładnej konsolidacji z lekkimi szarpnięciami.
Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions