Ze względu na historyczny wymiar światowej recesji i mnogość informacji potwierdzających rozmiary kryzysu, inwestorzy dość szybko „znieczulają” się na wiele zagadnień. Tak było z branżą motoryzacyjną w Stanach Zjednoczonych, ta jednak od niedawna ponownie o sobie przypomina.
Pesymistyczne nastroje wśród Amerykanów automatycznie ograniczają popyt na samochody. Nieustannie malejąca sprzedaż sukcesywnie pogarsza kondycję tych spółek, a ich zarządy ponownie kierują prośby o pomoc finansową do władz. O ile wątpliwe jest podtrzymywanie źle funkcjonujących firm przy życiu, branża motoryzacyjna jest obecnie jedną z glinianych nóg amerykańskiego kolosa gospodarczego. By zapobiec jego zawaleniu, może okazać się niezbędne konserwowanie tego filara, szczególnie z perspektywy planu Obamy może stać się to kluczem w walce z kryzysem.
Z branżą motoryzacyjną jest powiązanych od 2,5 do 3 mln osób. Upadek Wielkiej Trójki z Detroit (oraz setek powiązanych z nią przedsiębiorstw) może zlikwidować blisko milion etatów. Stopa bezrobocia może wówczas szybko przekroczyć 10 proc. i oczywiste jest, jak szybko ten proces pogłębi spadki konsumpcji. Największe jednak obawy związane są z psychologicznym efektem, jaki mogą wywołać tak spektakularne bankructwa. Najlepszym tego dowodem był upadek Lehman Brothers we wrześniu ubiegłego roku, gdy inwestorzy na całym świecie zadrżeli. Bankructwo Wielkiej Trójki rozlać może paniczne nastroje poza kręgi inwestorów i wówczas nawet najbardziej ambitny plan ratunkowy może okazać się niewystarczający.
Michał Poła, analityk New World Alternative Investments
Źródło: New World Alternative Investments