Czarne listy dłużników nie istnieją – istnieją natomiast rejestry tworzone przez upoważnione organizacje – biura informacji gospodarczej i Biuro Informacji Kredytowej. Instytucje te gromadzą dane o płatnościach, zarówno firm, jak i konsumentów indywidualnych. Ale nie wszystkie. Nie pełnią one przecież funkcji wywiadowni gospodarczych i nie zajmują się wyszukiwaniem informacji o dłużnikach. One tylko rejestrują dane napływające z firm i instytucji, które mają z BIG-iem podpisaną umowę. Przekazują informacje i mają je weryfikować, BIG je gromadzi i dzieli się nimi z innymi podmiotami – rzecz jasna pobierając stosowne opłaty.
Konieczność podpisania takiej umowy zawęża pole obserwacji i możliwość wyłapywania dłużników, ale tylko z pozoru. Podpisaniem umowy zainteresowanych jest bowiem coraz więcej instytucji, systematycznie też – i to w geometrycznym postępie – wzrasta liczba opracowywanych przez BIG-i raportów. To dobra wiadomość, bo trzeba dbać o bezpieczeństwo obrotu gospodarczego, a naciągaczy karać z całą surowością, albo przynajmniej maksymalnie utrudniać im życie.
Problem pojawia się jednak wówczas, gdy do rejestru trafi klient, który nie spłacił raty kredytu w terminie, bo chwilowo zabrakło mu gotówki albo miał do wyboru np. zapłacić rachunek za gaz czy kupić dzieciom podręczniki.
Kto i za co?
Do rejestru dłużników trafiają przede wszystkim klienci banków, SKOK-ów i innych instytucji oferujących kredyty i inne formy finansowania, jak pożyczki konsumenckie, leasing czy faktoring. Ale nie tylko. Umowy z BIG-ami podpisują operatorzy telekomunikacyjni, sieci telewizji satelitarnych lub kablowych, ubezpieczyciele, dostawcy gazu, elektryczności, wody, firmy świadczące usługi komunalne, spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe, deweloperzy, inni „sieciowi” usługodawcy, biura maklerskie, firmy zajmujące się obrotem wierzytelnościami, podmioty gospodarcze.
Nie wszystkie długi są jednak rejestrowane. Dla przedsiębiorcy jest to dług o wartości min. 500 zł, dla osoby fizycznej min. 200 zł. Zgłoszenie takich długów obwarowane jest jednak dodatkowym warunkiem – zaległość w spłacie musi wynieść minimum 60 dni. To nie wszystko – zgłaszający taki niespłacony dług ma obowiązek poinformować o tym dłużnika i dopiero po upływie kolejnych 30 dni może przekazać informację do BIG-u.
Konsekwencje
Umieszczenie w rejestrze dłużników jest dotkliwą karą dla wszystkich korzystających z usług finansowych – od kredytów, zakupów ratalnych, po wspomniany już leasing i faktoring, telekomunikacyjnych (telefony komórkowe i stacjonarne w abonamencie), multimedialnych (szerokopasmowy dostęp do internetu, telewizja kablowa), wynajmu mieszkania czy lokalu biurowego. Przykłady można mnożyć.
Firmy i instytucje świadczące podobne usługi weryfikują zdolność płatniczą potencjalnych klientów i z dużą rezerwą traktują tych, którzy widnieją w rejestrze dłużników. W efekcie albo żądają dodatkowych zabezpieczeń, albo wręcz odmawiają podpisania umowy. W największym stopniu dotyka to przedsiębiorców – zwłaszcza małych i średnich, a także całą rzeszę konsumentów, przede wszystkim tych borykających się z problemami finansowymi na co dzień.
Na przykładzie BIK
Wokół działalności BIG-ów narosło wiele opinii o zdecydowanie niepochlebnym zabarwieniu, ale najwięcej pretensji zgłaszanych jest pod adresem BIK, co ze względu na delikatną materię jaką się zajmuje jest najzupełniej zrozumiałe – a to, że przekazywane przez biuro informacje kredytowe przyczyniają się do tego, iż zgłaszający się do banków klienci spotykają się z odmową udzielenia pożyczki, a to, że bez podstaw tworzone są czarne listy osób nie spłacających swoich zobowiązań finansowych.
– BIK, jak każda organizacja, ma pełnić określone funkcje. My jesteśmy usługodawcą wobec banków i innych instytucji finansowych, którym udostępniamy produkty ułatwiające podejmowanie decyzji kredytowych – a więc wiarygodne informacje o klientach. Czasem rzeczywiście są one niepochlebne. Ale równocześnie dzięki działalności BIK każdy kto kiedykolwiek zetknął się z bankiem, ma szansę pokazać, że jest jego rzetelnym klientem. Tym samym działamy na korzyść każdego uczciwego obywatela – mówi Maciej Duszczyk, dyrektor departamentu marketingu BIK.
Statystyki wykazują, że tylko 5 proc. klientów banków ma zaległości w spłacie kredytów. Trzeba jednak pamiętać, iż straty, które w związku z tym ponoszą banki, pokrywane są przez pozostałe 95 proc. solidnych klientów.
Kłopoty z weryfikacją
Dla przeciętnego zjadacza chleba prawdziwe problemy pojawiają się jednak wówczas, gdy dane przekazane do rejestru okazują się nieprawdziwe.
– Oczywiście, incydentalnie mogą się zdarzać również pomyłki bankowe, które w efekcie uniemożliwiają wzięcie kredytu solidnym klientom. Są one jednak bardzo rzadkie i możliwe do skorygowania dzięki sprawdzonym procedurom. Niestety, takie „wpadki” są najbardziej nagłaśniane medialnie, choć stanowią ułamek promila zawieranych transakcji – komentuje Maciej Duszczyk.
Ale jednak się zdarzają. Tymczasem żadne z biur informacji gospodarczej nie ma prawa poprawiać danych na wniosek klienta. Nie ma takiego prawa również BIK. Dane skorygować może wyłącznie bank, który przekazuje te dane do bazy. Procedura korekty jest skomplikowana – najpierw klient powinien zwrócić się do banku i wyjaśnić zaistniałą nieprawidłowość, a następnie bank dostarczy do BIK skorygowane dane klienta. Jeśli klient zapomni lub nie wie – a to przecież się zdarza – w którym banku mogła wystąpić nieprawidłowość, powinien zgłosić się do BIK z prośbą o raport konsumencki, na podstawie którego ustali nazwę banku i przede wszystkim sprawdzi, jaka nieprawidłowość w jego danych wystąpiła. Następnie, analogicznie jak w poprzednim przypadku, bank dokona korekty danych klienta i przekaże tę informację do BIK.
Trudno o certyfikat
Wśród wspomnianych 5 proc. opóźniających się ze spłatą kredytu niewielu jest klientów świadomie wyłudzających pieniądze. Gros z nich to ludzie, którzy na skutek różnych wypadków losowych nie spłacili kredytu w całości – to podkreślają wszyscy zainteresowani tematem. Wszyscy też zwracają uwagę, że trzeba eksponować istnienie ogromnej większości kredytobiorców, którzy solidnie spłacają swoje zobowiązania, a dzięki budowanej w ten sposób pozytywnej historii kredytowej szybciej, łatwiej i taniej uzyskają następny kredyt. Pod warunkiem, że każdy będzie posiadał taki swoisty certyfikat uczciwości. A nie jest to takie proste.
To znaczy – jest, ale mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Rzecz w tym, iż każdy z klientów banku musi na piśmie wyrazić zgodę na gromadzenie informacji na jego temat o terminowej spłacie kredytów i systematycznym wywiązywaniu się z innych zobowiązań finansowych. Jest to regulowane przez przepisy. Jeśli klient nie jest zainteresowany gromadzeniem takiej informacji pozytywnej, to bank i tak z mocy prawa może – i z reguły o tym nie zapomina – gromadzić i przetwarzać informację negatywną dotyczącą operacji na rachunku. Natomiast na wykorzystywanie pozytywnej wymagana jest zgoda.