Amerykański dolar znów mocno spada. Za euro płacono dziś w okolicach 1,37 dolara a kurs względem jena kształtował się w okolicach 93,00. Na takie osłabienie się waluty Stanów Zjednoczonych wpłynęła decyzja Fed, który zadeklarował zakup amerykańskich obligacji. Inwestorzy interpretują to działanie, jako akt desperacji Bena Bernanke.
Masowe drukowanie pieniądza, jak powszechnie interpretuje się niestandardowe sposoby zwiększania podaży w gospodarce, sprawiły, że bank centralny absorbuje dodatkowe ryzyko. Zakupy instrumentów powiązanych z toksycznym rynkiem nieruchomości jednoznacznie pogarszają sytuację Fed. Podobnie niekorzystny wpływ na jego sytuację wywrze nabywanie rządowych papierów, którym towarzyszy narastające ryzyko niewypłacalności Stanów Zjednoczonych. Oczywistym jest, iż dopiero kataklizm mógłby zmieść amerykańską gospodarkę z powierzchni Ziemi, niemniej jednak już samo pogorszenie sytuacji nie pozostaje bez reakcji ze strony inwestorów. Drukowanie pieniądza to również ryzyko trudnej do opanowania inflacji. Dolar nie jest już postrzegany jako bezpieczna przystań, dlatego traci on po kilka procent dzień po dniu.
Wraz ze spadkiem wartości dolara inwestorzy tracą tradycyjny punkt zaczepienia, a dalsze osłabienie amerykańskiej waluty oznacza wzrosty na większości rynków surowców. Tam większość transakcji nadal przebiega w oparciu o zieloną walutę. Słaby dolar, to wyższe ceny na przykład ropy naftowej. Gdy ta drożeje w czasach silnej recesji, może stać się gwoździem do trumny kilku mniejszych gospodarek. Ropa kosztuje już powyżej 50 USD. Jest jednak również optymistyczny akcent: parzący ręce dolar w nieco przymuszony sposób zwiększył apetyt na ryzyko wśród inwestorów. Kapitał zaczyna zatem napływać do segmentów, które mogą ożywić światową gospodarkę. W tej sytuacji potencjalnej inflacji towarzyszyć będą tak oczekiwane wzrosty PKB.
Michał Poła, analityk New World Alternative Investments
Źródło: New World Alternative Investments