Pozostało jeszcze czekać na wieczorny panel dyskusyjny zorganizowanej w Waszyngtonie Międzynarodowej Konferencji Monetarnej z udziałem przedstawicieli banków centralnych USA, Japonii i strefy euro. Wśród zaproszonych gości byli m.in. Ben Bernanke, szef FED i Jean-Claude Trichet prezes ECB. Zwykle w komunikatach po decyzji w zakresie poziomu stóp procentowych wykazują oni wysoką wstrzemięźliwość odnośnie komentowania przyszłej polityki pieniężnej w swoich gospodarkach. Ich retoryka bywa sucha a słownictwo mistrzowsko dobrane tak, aby za dużo nie powiedzieć. Jednak wieczorna atmosfera i lampka wina zrobiły swoje. Wyglądało to tak, jakby spierali się o to, gdzie jest większe zagrożenie inflacyjne i kto wyżej podniesie stopy procentowe. Oczywiście wyższy potencjał ma strefa euro i pewnie dlatego dolar się aż tak bardzo nie umocnił. Biorąc pod uwagę siłę wypowiedzi spadł o zaledwie 80 pipsów. Z przemówienia Bena Bernanke można było wyciągnąć wniosek, iż mimo oznak spowolnienia gospodarczego FOMC dalej będzie podnosił stopy procentowe, gdyż zagrożenie inflacyjne jest w jego ocenie istotne. Rynek długu nie zareagował silnie. Rentowności 10-letnich obligacji skarbowych wzrosły zaledwie o 2 pb do 5,02%. Rentowności 2-letnich papierów sięgnęły jednak 4,98% co oznacza, że do 4 pb zmniejszył się spread między tymi obligacjami. Warto wspomnieć, że w lutym mieliśmy do czynienia z odwróceniem krzywej rentowności w USA, tzn. rentowności obligacji o krótszym terminie do wykupu (2-letnich) były wyższe niż tych o dłuższym terminie (10-letnich). Taka sytuacja przepowiadała ostatnie cztery recesje w amerykańskiej gospodarce. Póki co do odwrócenia krzywej rentowności ponownie jeszcze nie doszło.
Silną reakcję widać było jednak na nowojorskich giełdach. DJIA i S&P500 straciły po 1,8% a technologiczny Nasdaq spadł o 2,2%. Sesje w Ameryce Łacińskiej również zakończyły się przeceną. Indeks w Argentynie stracił na zamknięciu 2,5% w Brazylii 3,2% a w Meksyku 2,4%. Także niektóre giełdy azjatyckie zanotowały ponad jednoprocentowe spadki. Stało się tak głównie ze względu na niskie otwarcie wywołane reakcją zza oceanu. Na koniec sesji Nikkei spadł o 1,8%, a Hang Seng 0,9%. Tracą również indeksy w Indonezji (-2,8%), Tajlandii (-1,3%), Korei (-0,6%) czy Singapurze (-1,2%). Notowania kontraktów terminowych na indeksy amerykańskie utrzymują się na lekkim „plusie” lecz trudno to uznać za dobry objaw. Na europejskich parkietach sesje również mogą rozpocząć się od spadków, lecz ich kontynuacja stoi już pod znakiem zapytania, gdyż impuls z rynku amerykańskiego powoli traci swój impet.
Reakcją na umocnienie dolara był spadek wartości naszej waluty. O godz. 7.45 za euro płaci się ponad 3,98 zł a za dolara blisko 3,09 zł. Warto jednak zauważyć, że dynamika aprecjacji amerykańskiej waluty wyraźnie słabnie i może być trudno kursowi EUR/USD utrzymać się poniżej 1,29 co powinno sprzyjać naszej walucie.
Dziś poznamy wskaźniki aktywności gospodarczej w sektorze usług w UE. Analitycy oczekują lekkich wzrostów indeksów PMI w stosunku do ich kwietniowych wartości, co powinno przysporzyć dodatkowych argumentów za czwartkową podwyżką stóp procentowych w strefie euro.