Koniec 2007 roku był okresem poważnych przemian i zauważalnej stabilizacji sytuacji na rynku mieszkaniowym. Początek nowego roku nie zaskakuje niczym nowym, ale wyczuwalne jest rosnące wciąż napięcie związane z niepewnością co do rozwoju sytuacji. Deweloperzy wstrzymują nowe inwestycje licząc na wzrost popytu. Kupujący odkładają decyzje o zakupie czekając na obniżki, rabaty, bo ceny przekroczyły poziom społecznej akceptacji. Coś musi się wydarzyć.
W perspektywie najbliższego roku dostępne stanie się prawie 180 tysięcy nowych mieszkań, bo realizowanych aktualnie inwestycji jest o połowę więcej niż przed rokiem. Cóż podaż imponująca, ale kredyty wciąż drożeją – mogą pojawić się problemy z wykorzystaniem potencjału. Prawdopodobnie najlepiej zlokalizowane nieruchomości, te o najwyższym standardzie, z bogatą infrastrukturą nie stracą na wartości – mogą nawet zyskać. Jednak można również oczekiwać subtelnego (ok. 5%) spadku cen mieszkań używanych, bardzo drogich, dużych miejskich domów jednorodzinnych czy działek budowlanych, których wartość zakupu zrównała się niemalże z kosztem budowy domu.
W opinii ekspertów Gold Finance inwestycje w nieruchomości w roku 2008 będą jedynie formą długoterminowej lokaty. Nie warto liczyć na szybkie zyski do czego „gracze” zdążyli się już przyzwyczaić w ciągu ostatnich 2 lat. Od każdej reguły są oczywiście odstępstwa. Jeśli chłonność rynku się nie zwiększy i deweloperzy zaczną obniżać ceny, a sytuacja na rynku kredytów ustabilizuje się (proces podwyżek stóp procentowych zostanie wyhamowany) można spodziewać się kolejnej fali zakupów. Będzie to czytelny znak, że rynek znów wrócił w ręce oferentów, dyktujących warunki. Może nie będzie to pęd, jakim byliśmy do tej pory zaskakiwani, ale w dłuższej perspektywie z pewnością odczuwalny.
