Na przełomie września i października br. spadek cen ropy naftowej został zatrzymany. Od tamtego czasu notowania kontraktów na ropę naftową wzrosły o ponad 22% – z około 77 USD za baryłkę do ok. 94 USD za baryłkę, przy czym w listopadzie i grudniu cena surowca kilka razy przekroczyła poziom 100 USD za baryłkę.
Największa część tego wzrostu nie wynikała bynajmniej z bardziej optymistycznych oczekiwań dotyczących sytuacji w światowej gospodarce. Większe znaczenie miało rosnące napięcie na Bliskim Wschodzie. 8 listopada Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej opublikowała raport, w którym zasugerowała, że w ciągu ostatnich kilku lat Iran w ramach swojego programu nuklearnego pracował na stworzeniem komponentów umożliwiających stworzenie broni atomowej. Raport wywoływał dyskusje już przed jego publikacją, a jego echa są na rynkach widoczne do dziś.
W minionym tygodniu nowe propozycje dotyczące nałożenia dodatkowych sankcji na Iran przegłosowali amerykańscy parlamentarzyści. Nowe amerykańskie regulacje są wycelowane w irański bank centralny oraz praktycznie cały przemysł naftowy tego kraju. Sankcje mają bowiem objąć podmioty, które w jakikolwiek sposób są zaangażowane w działalność powiązaną z branżą naftową Iranu, a więc m.in. spółki zajmujące się inwestycjami w ten sektor, zaopatrywaniem Iranu w urządzenia przemysłowe i produkty rafineryjne. Utrudnienia mają dotyczyć także podmiotów inwestujących w infrastrukturę portową Iranu czy też zakup irańskich papierów dłużnych. Sankcje mają być zdjęte dopiero 30 dni po tym, jak irański prezydent udowodni, że w Iranie nie prowadzi się prac nad produkcją broni atomowej oraz nie wspiera międzynarodowego terroryzmu.
Jednak amerykańskie sankcje, mimo że wiążą się z jeszcze większą izolacją Teheranu, prawdopodobnie nie skłonią władz Iranu do przedstawienia wymaganych przez USA dowodów. Iran od wielu tygodni przekonuje bowiem, że prace nad wzbogaceniem uranu mają służyć nie celom wojennym, lecz pokojowym, takim jak zastosowania medyczne (tomografy) czy produkcja energii. Sprawę irańskiego planu nuklearnego bagatelizuje Rosja, która sama przyczyniła się do wybudowania w Iranie pierwszej elektrowni atomowej, która zaczęła działać we wrześniu br.
Sprawa Iranu może być kolejną kwestią, która podzieli Amerykanów i Rosjan. Ci pierwsi nie ukrywają bowiem poparcia dla Izraela, który obawia się możliwych konsekwencji stworzenia broni atomowej przez Iran. Politycy izraelscy od początku tegorocznej dyskusji głośno mówią o możliwości interwencji zbrojnej, jeśli zajdzie taka potrzeba. W miniony piątek gotowości do realizacji takiego scenariusza zasugerował Barack Obama. Prezydent Stanów Zjednoczonych powiedział bowiem, że USA nie wykluczają żadnej opcji powstrzymania Iranu od wyprodukowania broni nuklearnej.
Oczywiście najbardziej prawdopodobną konsekwencją takiego scenariusza byłoby zmniejszenie podaży ropy z Iranu, co poskutkowałoby wzrostem cen ropy na światowych rynkach. Jednak na obecnych sankcjach i ewentualnej eskalacji konfliktu najbardziej ucierpiałaby nie Europa, lecz raczej niektóre kraje Azji. Problemy z definitywną deklaracją stanowiska względem Iranu mają Japonia i Korea Południowa – oba kraje są w bardzo dobrych stosunkach dyplomatycznych ze Stanami Zjednoczonymi, jednak z drugiej strony są one w dużej mierze zależne od dostaw ropy z Iranu. Zagadką pozostaje stanowisko Chin, które są największym odbiorcą ropy z Iranu – obecnie Pekin stara się z tego korzystać i wytargować jak najniższe ceny surowca na przyszły rok. Jednak blokada inwestycji w irański przemysł naftowy stwarza perspektywę ograniczenia podaży ropy naftowej w przyszłości, co będzie dla Chin problemem.
Kolejne komentarze dotyczące programu nuklearnego Iranu z pewnością będą istotnie wpływać na cenę ropy naftowej na światowym rynku. Utrzymujące się napięcie wokół tego bliskowschodniego kraju będzie czynnikiem ograniczającym efekt spowolnienia gospodarczego, generującego presję podażową.
Źródło: DM BOŚ