Jak powszechnie wiadomo, dla Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nie ma alternatywy. Niestety. Już dziś ZUS prognozuje, że w ciągu najbliższych pięciu lat będzie musiał pożyczyć ponad 350 mld złotych. To suma wręcz nieprawdopodobna, świadcząca o skali choroby, jaka dopadła nasz system emerytalny. Co gorsza, Komisja Nadzoru Finansowego w żaden sposób nie rozwiewa wątpliwości i obaw dotyczących ZUS-u.
W komunikacie opublikowanym 9 marca br. roku stwierdza: „Przewiduje się, że emerytura wypłacana z dwóch obowiązkowych filarów – Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (zarządzanego przez ZUS) i otwartych funduszy emerytalnych (OFE) – będzie o ponad połowę niższa od ostatniego miesięcznego wynagrodzenia”. Chodzi przede wszystkim o świadczenia dla osób, które obecnie mają około 30 lat oraz tych, które zaczynają pracę.
Wobec wielu wątpliwości dotyczących polskiego systemu emerytalnego nasuwa się jeden wniosek: jeśli chcemy mieć pewność co do naszej przyszłości na emeryturze (i nie tylko, wszak chodzi o przyszłość „finansową”) – musimy się o nią zatroszczyć sami i absolutnie nie liczyć na jakąkolwiek pomoc państwa.
Polacy są generalnie narodem wciąż nie przyzwyczajonym do ponoszenia odpowiedzialności za stan swoich finansów. Lata socjalizmu nauczyły nas myślenia i postępowania roszczeniowego, na zasadzie „bo mnie się przecież należy”. Niestety, współczesna scena polityczna wciąż pełna jest „gadających głów” obiecujących stworzenie państwa opiekuńczego, w gruncie rzeczy socjalnego, co przy obecnym stanie finansów publicznych, a także układzie sił, nie jest możliwe. Może to i dobrze.
Całe szczęście jest szereg innych rozwiązań, które przynajmniej częściowo mogą rozwiązać problemy, którym ZUS w perspektywie może nie podołać. Najbardziej palącym i zastanawiającym tematem, w szczególności dotykającym młodych ludzi, jest wysokość świadczeń emerytalnych. Dotyczy to głównie pierwszego filaru, choć wobec wielu dziwnych pomysłów, jakie mają politycy na reformowanie drugiego, również i nad jego przyszłością należy się mocno pochylić.
Jedną z wielu form oszczędzania pieniędzy, jaką daje nam dzisiejszy rynek instrumentów finansowych, są fundusze inwestycyjne. Jest to rozwiązanie dobre, ale wyłącznie wtedy, gdy jest dobrze zarządzane, a decyzja o nabyciu jednostek uczestnictwa jest dokładnie przeanalizowana i przemyślana.
Czym jest fundusz inwestycyjny?
Fundusze inwestycyjne to forma zbiorowego lokowania, a dokładniej mówiąc, inwestowania środków pieniężnych, które odbywa się poprzez zakup jednostek uczestnictwa danego funduszu. Jednostki uczestnictwa są jednocześnie punktem odniesienia wartości naszej inwestycji. Warto pamiętać, że w przeciwieństwie do akcji, jednostki uczestnictwa nie są papierami wartościowymi.
Podział funduszy inwestycyjnych
Fundusze inwestycyjne dzielą się na dwie podstawowe grupy:
– otwarte (FIO) – czyli te, gdzie liczba jednostek uczestnictwa może być zmienna
– zamknięte (FIZ) – liczba jednostek uczestnictwa jest stała (inwestycja w tzw. certyfikaty)
FIO dzielą się na fundusze:
– akcji (fundusz bardzo agresywny, zwykle lokujący aktywa w akcjach)
– obligacji (fundusz bezpieczny, zwykle ograniczający ryzyko utraty kapitału, inwestujący aktywa w papiery o stałym oprocentowaniu)
– rynku pieniężnego (również fundusz bezpieczny, inwestujący np. w bony skarbowe)
W dzisiejszych czasach, dla uatrakcyjnienia oferty kierowanej do inwestorów, na rynku funkcjonują również fundusze:
– stabilnego wzrostu (choć inwestuje większość środków w papiery czy instrumenty dające przewidywalny zysk, to nie należy zapominać, że 40 proc. portfela mogą stanowić akcje)
– zrównoważone (podobnie jak powyżej, jednak z samą nazwą mają niewiele wspólnego, gdyż oprócz inwestycji bezpieczniejszych, aż 60 proc. środków mogą inwestować w akcje).
– surowcowe (inwestują środki na rynkach surowcowych, w tzw. kontrakty terminowe np. na ropę, czy złoto)
Każdy instrument finansowy, przy pomocy którego inwestujemy pieniądze, niesie za sobą zarówno szanse na zysk, jak i ryzyko poniesienia straty. I dlatego przed podjęciem decyzji o zakupie jednostek uczestnictwa powinniśmy dokładnie przeanalizować zarówno ofertę TFI (Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych), które oferuje jednostki uczestnictwa, jak i strategię inwestowania środków w poszczególnych funduszach.
Który fundusz wybrać?
Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Na rynku pod koniec 2009 roku mieliśmy dostępnych blisko 400 funduszy inwestycyjnych otwartych. Oprócz tego możemy również kupić jednostki uczestnictwa funduszy zagranicznych, których w Polsce jest dostępnych ponad 200. Tak więc sumując, przeciętny człowiek może wybierać spomiędzy ponad 600 funduszy i tak naprawdę nie ma realnej szansy, by je wszystkie poznać, a co dopiero przeanalizować ich strategię inwestycyjną i sposób alokacji środków. Dlatego ważniejszym pytaniem niż to, w jaki konkretnie fundusz zainwestować, powinno być kilka innych:
Po pierwsze: cel inwestycji i jej rodzaj
Rozróżniamy generalnie dwa rodzaje inwestycji: regularną i jednorazową. Tak, jak różny jest w większości cel tych inwestycji, różna będzie pewnie też ich wysokość. Zwykle jednorazowe inwestycje w fundusze mają być alternatywą dla nisko oprocentowanych lokat bankowych czy zwykłych ROR-ów. Rzadko spełniają rolę zastępczą dla systemu emerytalnego. Tę funkcję może spełniać regularne oszczędzanie w funduszach, co w długiej perspektywie może dawać całkiem niezłe rezultaty. Tak więc gdy już wiemy, czy inwestujemy pieniądze jednorazowo, czy regularnie, powinniśmy przede wszystkim określić okres, na jaki chcemy zainwestować pieniądze i konsekwentnie się go trzymać. To ma absolutnie kluczowe znaczenie przy doborze funduszy i konstruowaniu strategii inwestycyjnej.
Po drugie: mój profil inwestycyjny
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jakim jesteś inwestorem? Nieważne, czy inwestujesz dwieście złotych miesięcznie, czy sto tysięcy jednorazowo, musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie jest twoje podejście do ryzyka, z którym wiąże się każda inwestycja – nawet w skarpetę. Stosunkowo łatwo przewidzieć reakcję, gdy dowiadujemy się, że nasza inwestycja przyniosła dziesięć procent zysku, ale już trudniej określić zachowanie, czy reakcje organizmu na czterdziestoprocentową stratę, a przecież takie, nie tak dawno miały miejsce. Kryzys, niestety (a może i „stety”), pokazał prawdziwe oblicze inwestowania, przede wszystkim nieprzewidywalność zachowań rynków finansowych, a co za tym idzie kursów akcji, czy wartości jednostek uczestnictwa TFI.
Podstawowym kryterium określania naszego profilu inwestycyjnego jest nasz wiek. Zupełnie inaczej portfel powinien kształtować 30-latek, a zupełnie inaczej 60-latek. Im jesteśmy młodsi, tym przy odkładaniu, czy lokowaniu pieniędzy możemy pozwolić sobie na pewną „agresywność”. Warto też wziąć pod uwagę, jaką część naszego budżetu domowego stanowi dana inwestycja i jaki skutek może przynieść ewentualna strata jej wartości.
Po trzecie: koszty
Jak powszechnie wiadomo, nic nie jest za darmo, również inwestowanie w fundusze inwestycyjne. Każde towarzystwo funduszy inwestycyjnych pobiera opłaty:
– wstępną (tzw. dystrybucyjną) i wynosi od 0,5% aż do około 4,5%
– od wykupu (głównie w portfelach funduszy inwestycyjnych)
– za zarządzanie – w zależności od rodzaju funduszu – od 0% do 5,5%
Czasem zdarza się, że podmiot oferujący fundusze inwestycyjne w ramach promocji rezygnuje np. z opłaty wstępnej. Choć w takim przypadku należy dokładnie sprawdzić, czy np. opłata za zarządzanie nie jest wtedy wyższa, niż np. u konkurencji. Nie wolno również zapominać, że inwestycje w fundusze inwestycyjne obarczone są tzw. podatkiem Belki, który obecnie wynosi 19% od zysku z danej inwestycji. Tak więc zawsze przy sprzedaży jednostek uczestnictwa prawie 1/5 zysku oddamy budżetowi państwa.
Kosztem jest również w tym przypadku inflacja, której wysokość niestety jest zmienna i nienegocjowalna i w obecnej chwili wynosi 3,0% (o tyle średniorocznie spadnie wartość zainwestowanych przez nas pieniędzy).
Po czwarte: kupuj tanio, sprzedawaj drogo
Brzmi, jak banał, jednak większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Niestety, udział przy podejmowaniu złych decyzji mają najróżniejsi doradcy, czy to w banku, czy tzw. doradcy finansowi, którzy nie zważając na sytuację na rynku, czy koniunkturę, bez najmniejszych skrupułów sprzedają klientom fundusze nie najkorzystniejsze, ale te, za które otrzymują największą prowizję.
Warto przy kupowaniu jednostek uczestnictwa dokładnie przeanalizować, jak kształtowała się wartość danej jednostki funduszu, w szczególności przed samym kryzysem, jak i w trakcie jego trwania. Odnoszenie się jednak wyłącznie do danych historycznych wcale nie musi i z reguły nie oznacza, że podobna sytuacja będzie miała miejsce w przyszłości. Wszak cykle koniunkturalne się powtarzają i zawsze po bessie przychodzi hossa, jednak siła zarówno spadków jak i wzrostów może być bardzo różna, a co za tym idzie, różna może być zmienność wartości jednostki.
Trzeba pamiętać też o tym, że w przypadku załamania się rynku i wyraźnego spadku wartości naszej inwestycji, dopóki nie sprzedamy jednostek uczestnictwa, nie poniesiemy faktycznej straty. Można to porównać z sytuacją, kiedy kupiliśmy 10.000 EUR po 4,20 zł. Dziś euro kosztuje ok. 3,90 zł, ale dopóki mamy 10.000 euro i nie wymieniliśmy tej gotówki na złotówki, nic nie straciliśmy. Dokładnie tak samo jest w przypadku jednostek uczestnictwa. Dlatego warto czasem powstrzymać emocje i nawet gdy giełda, a wraz z nią ceny jednostek uczestnictwa lecą na łeb na szyję, po prostu przeczekać. Fundusze z reguły odrabiają straty, a po gwałtownych spadkach nierzadko osiągają nawet większe zyski (choć dotyczy to głównie funduszy akcyjnych).
Dlatego też decyzję o tym, czy w ogóle sprzedajemy swoje jednostki uczestnictwa, czy dokonujemy tzw. konwersji (sprzedaż np. funduszu akcyjnego i zakup za uzyskaną kwotę obligacyjnego), powinniśmy podjąć po dogłębnej analizie sytuacji oraz stanu naszej inwestycji ,a także ogólnej sytuacji na rynkach finansowych.
Nie od dziś wiadomo, że przy inwestowaniu decydującą rolę odgrywają emocje, a wygrywają Ci inwestorzy, którzy najlepiej sobie z nimi radzą. Nie wolno podejmować pochopnych decyzji, a także inwestować środków w rozwiązania, co do których mamy wątpliwości, lub nie jesteśmy przekonani.
Po piąte: edukacja finansowa
Nikt nie każe nam być ekspertem od rynków finansowych. Jednak systematyczne zdobywanie podstawowej wiedzy z zakresu finansów na pewno pozwoli spokojniej podchodzić do tematów inwestowania, a także podejmować lepsze i bardziej świadome decyzje. W dzisiejszych czasach dostęp do fachowych analiz i materiałów jest dzięki internetowi praktycznie nieograniczony, pamiętać jednak trzeba, że internetowe fora nie są jednak najlepszym miejscem do zasięgania wiarygodnych i opinii.
Fundusze inwestycyjne na pewno są ciekawą formą lokowania środków i dobrym rozwiązaniem uzupełniającym pierwszy i drugi filar. Jednak każdorazowa inwestycja musi być podejmowana w sposób przemyślany i wykluczający przypadek, a także po bardzo wnikliwej analizie zarówno stanu domowego budżetu, jak i w miarę możliwości, sytuacji na rynkach finansowych. Dobrze jest czasem zdywersyfikować ryzyko, czyli zainwestować pieniądze nie w jeden, a kilka odrębnych funduszy. Problem może stanowić tylko fakt, że zakup kilku funduszy wiąże się z dodatkowymi kosztami, jak również po kieszeni uderzy nas każda konwersja środków.
Źródło: Bankier.pl