Jej zdaniem to m.in. zasługa wysokiej konsumpcji, a także słabego złotego. Spowodował on mniejsze, niż przewidywano, wyhamowanie eksportu oraz wywołał większe zainteresowanie Polaków rodzimymi produktami, podczas gdy import mocno spadł.
Zbieżną prognozę przedstawił wczoraj również nasz rząd. – Polska jako jedyna na kontynencie odnotuje w 2009 roku wzrost gospodarczy – chwalił się na konferencji prasowej minister finansów Jacek Rostowski. Tymczasem jeszcze 7 lipca rząd, nowelizując budżet, jako podstawę przyjął prognozę, że w tym roku nasza gospodarka wzrośnie o zaledwie 0,2 proc.
KE podtrzymała natomiast swoją prognozę spadku PKB w całej Unii Europejskiej o 4 proc. Największy spadek spośród siedmiu głównych gospodarek ma dotknąć Niemcy (-5,1 proc.) oraz Włochy (-5,0). Z kolei holenderska gospodarka skurczy się o 4,5 proc., brytyjska o 4,3 proc., hiszpańska o 3,7 proc., a francuska o 2,1 proc.
Komisja uważa jednak, że w trzecim kwartale gospodarka całego Eurolandu zacznie wychodzić z kryzysu. W stosunku do drugiego kwartału wzrost wynieść ma 0,2 proc. Już w II kwartale we Francji i Niemczech PKB wzrosło o 0,3 proc.
Niestety, zdaniem Komisji, najgorsze miesiące dopiero przed Polską. W III kwartale wzrost gospodarczy wyhamuje do zaledwie 0,2 proc., a w IV kw. do zera. W efekcie bezrobocie będzie jeszcze się pogłębiać. Komisja zrewidowała też prognozę inflacji: wyniesie 3,8 proc., podczas gdy wcześniej prognozowano 2,6 proc.
Zmiany prognoz nie pomogły złotemu. Wczoraj już czwarty dzień tracił na wartości: za jedno euro płacono ok. 4,25 zł, za dolara – 2,9 zł, a za franka – 2,8 zł. Zdaniem analityków spadki są opóźnioną reakcją inwestorów na zeszłotygodniowe zapowiedzi rządu, że w przyszłym rok deficyt budżetowy sięgnie 52 mld zł.