Kiedy wielu graczy rynkowych traciło swoje pieniądze na giełdzie, rosyjski minister finansów Aleksiej Kudrin liczył zyski. Pod koniec października ubiegłego roku rozpoczął on inwestowanie środkami Funduszu Narodowego Dostatku w akcje oraz obligacje prywatnych rosyjskich firm. Wtedy ich wartość liczono w kopiejkach, ale pół roku później ich cena znacznie wzrosła. Analitycy oceniają, że październikowa inwestycja ministerstwa finansów Rosyjskiej Federacji przyniosła około 50 mld rubli czystego zysku.
Sukces czy błąd?
Jednak Dmitrij Medwiedew nie jest zadowolony z poczynań ministra Kudrina. Zgodnie z oceną prezydenta, zakup akcji przedsiębiorstw prywatnych nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Medwiedew przypomina, że inwestorzy prosili rząd o zakup akcji rosyjskich spółek giełdowych, aby uratować rynek giełdowy i uchronić go przed krachem. W rzeczywistości jednak wartość akcji spadła, a prezydent próbę pomocy giełdzie nazywa błędem. Bardzo wielu poważnych graczy giełdowych chciało, aby ją powtórzyć w celu zapewnienia stabilnych warunków inwestowania. Warto przypomnieć, że wraz z interwencją państwa nastąpił gwałtowny wzrost wartości akcji na rosyjskiej giełdzie. Od początku roku indeks MICEX (Moscow Interbank Currency Exchange) wzrósł prawie o 70 proc. Ponadto kilka tygodni temu, po raz pierwszy od początku kryzysu, przekroczył on psychologiczną barierę 1000 punktów.
Kupiłeś w dołku? Świetnie, drugi dostaniesz gratis – żartowali jesienią rosyjscy maklerzy. Oczywiste jest, że kupując akcje w dołku można trafić na jeszcze głębszy spadek i stracić włożone pieniądze. Jednak rosyjskie ministerstwo nie bało się ryzyka, kupiło na dnie i osiągnęło zamierzony zysk.
Geneza wzrostu
Wartość rosyjskich akcji zaczęła rosnąć nie tylko dzięki interwencji państwa, ważną rolę odegrała także zmiana fazy cyklu koniunkturalnego. Ponadto, pomimo ogólnego zastoju gospodarczego, można zauważyć wzrost cen na surowce. Analitycy podkreślają, iż jest to efektem programów pomocowych w USA, dzięki którym gospodarka kraju jest intensywnie stymulowana państwową gotówką.
Dodatkowo przestała spadać też cena ropy naftowej, której sprzedaż stanowi fundament rosyjskiej gospodarki. Wraz ze stabilizacją strategicznego surowca, zatrzymał się także spadek wartości rubla. Ważnym momentem był koniec lutego, kiedy dolarowi nie udało się przełamać psychologicznej bariery 46,5 rubla za jeden dolar. W efekcie inwestorzy indywidualni zaczęli masowo skupować przede wszystkim tanie akcje, ponieważ trzymanie pieniędzy przestało się opłacać.
Warto zauważyć, że papiery wartościowe kupują nie tyko Rosjanie – na rynek aktywnie wracają również zagraniczni inwestorzy. Im więcej napływa dobrych wiadomości z amerykańskich banków, tym częściej słychać głosy optymistów, że pod koniec roku może zacząć się wzrost gospodarczy. Kiedy zaś międzynarodowi inwestorzy wierzą, że rozpocznie się wzrost, pojawia się u nich apetyt na ryzyko, czyli chęć zakupu rosyjskich akcji, ale tylko tych zaufanych.
Głosy ekspertów
Optymistyczni są także ekonomiści zatrudnieni w bankach komercyjnych. Eksperci Bank of America Securities – Meryll Lynch opracowali raport, w którym podzielili PKB Rosji na części składowe i dokładnie przeanalizowali każdą z nich. Zgodnie z ich analizą, PKB Rosji powinien wzrosnąć w czwartym kwartale bieżącego roku, zaś pod koniec 2009 r. zmniejszyć się o 2,1 proc.
Inne zdanie mają specjaliści z Credit Suisse UK. Analizują oni wskaźniki 40 największych gospodarek świata, oczekiwania konsumentów oraz nastroje w środowisku biznesowym. Twierdzą, iż jest zbyt wcześnie, aby mówić o tym, że faza spadku w globalnej gospodarce minęła, choć pojawiają się pewne symptomy ożywienia.
Sugerują, że najszybciej będą rosły te branże, które obecnie doświadczają kryzysu najbardziej, tj.: przemysł samochodowy, budownictwo, handel oraz przemysł usług rozrywkowych. Ich obroty wyraźnie spadły w ostatnim czasie, ponieważ przestraszeni kryzysem konsumenci starają się oszczędzać. Kiedy rosyjska gospodarka skurczyła się o 10 proc., sprzedaż samochodów spadła o więcej niż 30 proc.
A co po kryzysie?
W Credit Suisse wierzą, że kiedy zacznie się faza ożywienia, nastąpi gwałtowny wzrost popytu. Ponadto rządy wszystkich krajów świata starają się stymulować swoje gospodarki niskimi stopami procentowymi. Jednak Rosja jest wyjątkiem, choć wielu ekonomistów jest przekonanych, że do końca roku stawki procentowe spadną do 12 proc. Kredyty znów będą dostępne, przedsiębiorcy dostaną zielone światło na inwestycje, zmniejszy się ilość bankructw z powodu niewypłacalności, a w rezultacie banki również zaczną zarabiać.
Wiele korzyści odniosą także przedsiębiorstwa przemysłu ciężkiego. Dzisiaj nawet największe firmy z tej branży oszczędzają, aby spłacać wcześniej zaciągnięte kredyty. Kiedy jednak nastąpi faza ożywienia, zwiększy się ilość inwestycji, pojawi się popyt na specjalistyczne oprzyrządowanie i wzrośnie ilość zamówień na wyroby przemysłu ciężkiego.
Historia lubi się powtarzać
Podobny scenariusz miał miejsce w Rosji całkiem niedawno. Warto przypomnieć, że rosyjska gospodarka znajdowała się w fazie ożywienia podczas pierwszej kadencji Władimira Putina. Wielu ekspertów ma nadzieję, że obecny okres panowania Dmitrija Medwiedewa będzie przejściem ze spadku w długotrwały i stabilny wzrost.
Po kryzysie w 1998 r. Rosję prawie wcale nie dotknął boom firm typu start-up, charakterystyczny dla pokryzysowych gospodarek. Jednakże dzięki wielu przemianom gospodarczym pojawiła się w kraju nie tylko finansowa, lecz także technologiczna infrastruktura pomocy dla tego typu przedsiębiorstw. Ponadto pod koniec kwietnia rząd wprowadził pakiet ulg podatkowych dla małego biznesu oraz znacznie złagodził nadzór administracyjny. Takie informacje utwierdzają inwestorów w przekonaniu, że rynek rosyjski będzie rósł i warto w niego zainwestować.
Czy nadszedł już czas?
Wielu ekspertów uważa, że ekonomiczny bałagan jeszcze się nie zakończył. Amerykańscy konsumenci nadal toną w długach, ilość niesprzedanych nieruchomości zaczyna rosnąć, a symptomy ożywienia koniunktury pojawiają się tylko z powodu państwowych inwestycji.
Kosztowne programy rządowej pomocy w USA sięgają trylionów dolarów i rzeczywiście mogą stymulować gospodarkę, ale tylko w krótkim okresie. Kiedy efekt pomocy zacznie słabnąć, poprawa koniunktury nie utrzyma się nawet do końca 2009 r. W rezultacie bieżące ożywienie może trwać krócej niż się oczekuje, szczególnie jeżeli rynki papierów wartościowych zaczną panikować z powodu stale rosnącego strumienia wydatków w wielu państwach świata przy jednoczesnym spadku ich dochodów.
Przewiduje się, że w 2009 r. suma deficytów budżetowych krajów rozwiniętych wyniesie około 10 proc. światowego PKB. Według prognoz zaś, już w następnym roku stosunek długu publicznego do PKB w USA osiągnie poziom nienotowany od czasu II wojny światowej. Dlatego też sceptycy podkreślają, iż warunków dla rozwoju giełdy jeszcze nie ma.
Zgodnie z majową prognozą Citigroup, indeks S&P 500 mógłby w tym roku wzrosnąć do 1000 punktów. Teraz wynosi on około 940, lecz potencjał wzrostu jest już prawie całkowicie wyczerpany. Każdy spadek indeksów w USA ma swoje konsekwencje na giełdach świata, wliczając Rosję. Pytanie czy nadszedł czas inwestowania pozostaje zatem nadal nierozstrzygnięte.
KAMIL PIKUŁA
Autor jest pracownikiem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie