To, co czasem klienci określają mianem rosnącej chciwości banków, bierze się stąd, że z roku na rok są one zmuszone zarabiać coraz więcej na opłatach i prowizjach, bo kurczy im się marża, czyli inaczej zarobek na pożyczanych pieniądzach. To efekt spadku stóp procentowych i rosnącej konkurencji między bankami, co najwyraźniej widać na rynku kredytów hipotecznych. Tam walka toczy się nie tylko o pozyskanie nowych klientów, ale i podebranie konkurencji starych.
Nasze banki nie robią nic, co byłoby nieznane na międzynarodowym rynku finansowym. Na dojrzałych rynkach, gdzie inflacja jest pod kontrolą, a stopy procentowe niskie, pozostaje zarobek na opłatach i prowizjach.
Wiele z nich nasze banki wprowadzają po cichu i niektórzy klienci mogą się długo nie zorientować, że płacą więcej, bo jest to ściągane bezpośrednio z konta. Czasem chodzi o symboliczną złotówkę, na którą klient może machnąć ręką. Dla banku ta złotówka przemnożona przez liczbę kont oznacza co miesiąc dodatkowo zyski bez jakiejkolwiek wysiłku.
Jak podaje dziennik, w ostatnich dwóch latach kurą znoszącą złote jajka stali się zwłaszcza posiadacze kont osobistych, których można obciążać nie tylko za samo prowadzenie rachunku, ale za poszczególne czynności bankowe. Zysk jest łatwy i systematyczny. Średnio w największych bankach przeróżne prowizje stanowią od 20 do 25 proc. łącznych dochodów.
W ostatnim czasie kilka banków podwyższyło opłaty związane z kontami osobistych. W BPH miesięczny abonament za prowadzenie konta Sezam podrożał z 5,45 do 6,95 zł, zaś w PKO BP Superkonto zdrożało z 4 do 5,4 zł, zaś jego bardziej prestiżowej odmiany – Złotego konta – z 12 do 16,5 zł. Z kolei w ING Banku Śląskim o 1-2,5 zł zdrożały przelewy.
Banki lubują się we wprowadzaniu przeróżnych ubezpieczeń. To dobry pretekst, by „przy okazji” podwyższyć klientom prowizje. Czerpią też zyski z oferowanych klientom debetów. Jeszcze kilka lat temu debet związany z kontem osobistym można było otrzymać już przy zakładaniu konta i – co ważne – zupełnie za darmo. Bankowi wystarczyło, że zarabiał na odsetkach, gdy zjeżdżaliśmy „pod kreskę”. Teraz bankowcy nie są tak łaskawi. Każą sobie płacić nie tylko za odsetki, ale i za sam fakt, że dają nam możliwość korzystania z debetu!
Z bankowymi nadużyciami walczy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W swoim ostatnim raporcie o bankach zwracał uwagę m.in. na opłaty za wysłanie do klientów monitów (nawet 10 zł za każdy), prowizje za nieuzasadnioną reklamację, obciążanie klienta dwa razy za to samo (np. karne odsetki i opłata za nieterminowe wyrównanie salda). Nie mówiąc już o „cichym” wprowadzaniu zmian w prowizjach – ogłaszaniu ich tylko poprzez wywieszki w oddziałach.
Każdy klient, który ma zastrzeżenia do banku, może zgłosić skargę do Arbitra Bankowego, polubownej organizacji powołanej do rozwiązywania konfliktów na linii bank – klient. Opłaty za rozpatrzenie sprawy są niskie (od kilkudziesięciu złotych), a bank ma obowiązek zastosować się do orzeczenia arbitra.