Po ledwo ponad roku Alicja Kornasiewicz odchodzi ze stanowiska prezesa zarządu Pekao SA. Po czwartkowych doniesieniach prasowych otrzymaliśmy oficjalne potwierdzenie ze strony banku – od początku maja nowym szefem zarządu zostanie Luigi Lovaglio. Naciski z włoskiej centrali, zmęczenie ograniczeniami kompetencyjnymi czy krok naprzód?
Pekao zaczyna już właściwie budować tradycję tajemniczych dymisji. W podobny sposób, pozornie bez podania przyczyn, z bankiem pożegnał się Krzysztof Bielecki. Kornasiewicz nie znika jednak ze struktur grupy UniCredit. Ma ubiegać się o stanowisko w radzie nadzorczej Pekao SA, mówi się także o możliwości objęcia funkcji przewodniczącej rady. Luigi Lovaglio, który już od maja nieformalnie (do czasu uzyskania zgody KNF) obejmie stanowisko prezesa, z Pekao związany jest od 1999 roku – odpowiadał za integrację banku w ramach struktur UniCredit i przejmowanie twardego rdzenia BPH, a także za bieżące zarządzanie polskim bankiem. Zasadniczo więc, wszystko zostaje w rodzinie. A o Alicji Kornasiewicz z pewnością jeszcze usłyszymy.
Ta zmiana nie jest dla nas zaskoczeniem. Luigi Lovaglio typowany był na stanowisko prezesa Pekao SA już przy okazji odejścia prezesa Bieleckiego. „Z miasta” niejednokrotnie słyszeliśmy, że pomiędzy nim, a Alicją Kornasiewicz „nie ma chemii”. Na jesieni ubiegłego roku ze stanowiska szefa UniCredit ustąpił Alessandro Profumo – po oskarżeniach o niewystarczające informowanie akcjonariuszy o rosnącym zaangażowaniu libijskich finansów w akcje grupy. Alicja Kornasiewicz z Profumo rozumiała się świetnie, oboje mocno związani byli z bankowością inwestycyjną, tymczasem nowy szef UniCredit, Federico Ghizzoni, skupia się przede wszystkim na bankowości detalicznej. I zdecydowanie nie darzy Kornasiewicz takim sentymentem jak poprzednik.
Inną sprawa jest kwestia kompetencji związanych z zarządzaniem bankiem. Już przy okazji dymisji Bieleckiego spekulowaliśmy, że decyzja prezesa może opierać się o faktyczny brak wpływu na strategię spółki. Dywizjonalizacja wprowadzona w grupie UniCredit, przez niektórych kąśliwie nazywana zarządzaniem na odległość przez telefon z Mediolanu, znacząco ograniczała pole do popisu lokalnemu menedżerowi. Jednocześnie Luigi Lovaglio już za czasów prezesa Bieleckiego uważany był za postać o nierzadko szerszych kompetencjach (i chwilowo nawet wyższymi zarobkami) niż szef zarządu. Takie kierowanie z tylnego fotela nie każdemu musiało się podobać.
To, co miało być podstawą rezygnacji Krzysztofa Bieleckiego, mogło jednak sprawdzać się w przypadku Kornasiewicz. Tak długo, jak po mediolańskiej stronie telemostu znajdował się Profumo. Zmiana na szczycie zarządu włoskiej grupy mogła oznaczać koniec faktycznej niezależności szefa Pekao SA. A na dłuższą metę połączenie Alicji Kornasiewicz i realizowania poleceń z centrali w jednym zdaniu nie brzmi najlepiej.
Trudno zresztą nie odnieść wrażenia, że zarządzanie Pekao SA mocno podporządkowanym włoskiej centrali nieco przygasiło tak charakterystyczną dla Kornasiewicz biznesową drapieżność. Nowa szefowa miała stać się wyraźnym zaprzeczeniem spokojnego konserwatyzmu Krzysztofa Bieleckiego. W ostatnich miesiącach Pekao SA niejednokrotnie wyrażało zainteresowanie udziałem w procesach zmian właścicielskich – BZ WBK czy Millennium, jeśli do takiej sprzedaży miałoby dojść. Produktowo także nie mamy rewolucji, choć oferta Pekao SA aż prosi się o kilka zmian. Chwilowo można odnieść wrażenie, że Pekao SA przysypia. Szczególnie w chwili, gdy konkurent atakuje z nowym pakietem kont.
Z pewną dozą złośliwości można by spytać, kto teraz zajmie się kierowaniem bankiem z tylnego siedzenia, skoro Luigi Lovaglio formalnie usiądzie za kierownicą? Po zmianie na stanowisku prezesa nie spodziewałbym się rewolucji, Pekao SA z konserwatywnego rynkowego gracza nie przemieni się nagle w drapieżnego konkurenta o włoskim usposobieniu. Może trochę szkoda, bo patrząc na ruchy konkurencji – jak chociażby nowe, nie idealne, ale nadal nowe konta PKO BP czy coraz silniejsze aspiracje ING Banku Śląskiego – Pekao SA przydałoby się kilka nowinek, które odświeżą wizerunek instytucji drogiej i niezbyt elastycznej. Bank odkręcił kurek z kredytami gotówkowymi i nadal sprzedaje karty kredytowe, słyszymy też o planach szerokiego wdrożenia plastików z PayPassem, ale co z produktem najbardziej podstawowym, czyli zwykłym RORem? Bank nie musi bić się o nowych klientów, ale zarazem warto zadbać także o tych obecnych. Tu wciąż pozostaje szerokie pole do popisu. I pytanie, na jak wiele pozwoli bankowi centrala grupy.
Pytanie także, czy Pekao SA nadal pozostanie bankiem mylonym wiecznie z PKO BP, z charakterystycznym żubrem w logotypie? Za gwaranta „polskości” banku i utrzymania marki uważano Krzysztofa Bieleckiego. Pod rządami Alicji Kornasiewicz do rebrandingu nie doszło i Pekao nadal stanowi wyjątek w międzynarodowej działalności bankowej grupy UniCredit. Spontaniczna rozpoznawalność marki jest wartością samą w sobie, a jak pokazywały kolejne badania, jako klienci najbardziej ufamy bankom, które uważamy (najczęściej błędnie) – za polskie. Dotychczas włoska grupa przycinała identyfikację lokalnych banków równo z ziemią, a kolejne zapewnienia o utrzymaniu marki przez Pekao SA nie brzmią przekonująco. Wystarczy zresztą spojrzeć na przypadki pozostałych przejęć z ostatnich lat. Na razie żubr zostaje, ale nie sądzę, by włoscy akcjonariusze mieli specjalne wyrzuty sumienia zmieniając w najbliższym czasie flagi nad Pekao. W końcu, kto im zabroni?
Ważne, żeby zabawa w zmianę identyfikacji wizualnej i integrację z grupą nie przesłoniła troski o ofertę.
Źródło: PR News