Krajowy Rejestr Długów opracował pierwszy kompleksowy raport o poziomie zadłużenia Polaków, z którego wynika, że nieuregulowane w terminie zobowiązania konsumentów i przedsiębiorców wynoszą niemal 60 mld zł. Aż połowę tej kwoty stanowią tzw. należności zagrożone banków (wraz z odsetkami od nich), z czego blisko 15 mld zł to należności od gospodarstw domowych. Warto jednak podkreślić, że według danych NBP udział należności zagrożonych w całości kredytów udzielonych gospodarstwom domowym obniżył się w ostatnich dwóch latach z 6,5% do 3,8%.
W opinii finansowych ekspertów Polacy niezmiennie wykazują duże zainteresowanie kredytami gotówkowymi i kredytami na rachunkach kart kredytowych. Jak podkreślają, od pewnego czasu mniejszy jest popyt na kredyty mieszkaniowe. Roczne tempo wzrostu zobowiązań z tytułu kredytów zaciągniętych na cele mieszkaniowe zmalało z blisko 60% przed rokiem do około 35% w lipcu tego roku.
Czy jednak istnieje ryzyko nadmiernego zadłużenia i czy grozi nam kryzys podobny do tego, który obserwujemy za oceanem? Na te pytania odpowiadają eksperci BRE Banku.
„Takie ryzyko dzisiaj nie istnieje, ponieważ z jednej strony polskie banki opieraja się na udzielaniu finansowania, na innych warunkach i innym klientom. Niespotykane na razie w Polsce są struktury typu „interest-only”, „negative amortization” czy inne egzotyczne produkty niekiedy przekształcające klientów typu „prime” w „subprime”. W USA doszło do swoistego odwrócenia hierarchii płatności – w wyniku wzrostu wskaźnika relacji wartości długu do zabezpieczeniado ponad 100%, i wobec oparcia źródeł finansowania wyłącznie o wartość nieruchomości klienci decydowali się spłacać w pierwszej kolejności zadłużenia z kart i samochodowe.
Z drugiej zaś strony rynek amerykański bazował na koncepcji dalszego odsprzedawania ryzyka jeszcze bardziej zadłużającym się wtórnie kolejnym grupom kredytobiorców, tworząc w ten sposób kolejne struktury oparte na bardzo wysokiej dźwigni finansowej. Działał więc efekt mnożnikowi, kiedy należność oparta na niemal nieskończonej dźwigni była wyceniania na nowo jako instrument pochodny i sprzedawana podmiotom opartym o kolejną dźwignię. Na jednostkę niespłaconego pierwotnego kredytu hipotecznego przypadało np. 95 jednostek długu wtórnego. Stąd lawinowy wzrost niespłacanych łańcuchów należności. Nasz polski rynek pochodnych kredytowych de facto nie istnieje (jeśli pominąć listy zastawne hipoteczne). Stąd też myślę, że przez najbliższych kilka lat nie grożą nam tego rodzaju problemy, a nauczka, jaka płynie z przykładu kredytów subprime, była bardzo pouczającą, choć trudną lekcją (także w sensie psychologicznym) dla całego sektora ze skutkami raczej dla „importowanej” drożejącej płynnosci sektora niż polityki kredytowania hipotecznego ”- uważa Wiesław Thor, wiceprezes BRE Banku, dyrektor banku ds. zarządzania ryzykiem.
Niemałą rolę ma także nadzór bankowy, który, w ocenie ekspertów, jak dotąd skutecznie oceniał ryzyko systemowe.
Rekomendacja S
„Rekomendacja S” wydana przez Komisję Nadzoru Finansowego to dokument, który miał w zamierzeniu regulować proces ustalania zdolności kredytowej zalecając instytucjom finansowym, aby od klientów, którzy zamierzają wziąć kredyt walutowy, wymagać zdolności do zaciągania zobowiązań wyższej o 20 proc. niż dla pożyczki złotowej. Banki miały też zakładać, że stopa procentowa dla kredytu walutowego jest równa oprocentowaniu dla pożyczki złotowej.
„W moim odczuciu rekomendacje nadzoru są na tyle rygorystyczne, że niepotrzebne są nowe regulacje, nad którymi trwają obecnie debaty”, a raczej troska o dotrzymywanie najlepszych (może wręcz ujednoliconych) standardów w procesie oceny zdolności kredytowej klientów- mówi Wiesław Thor. „Jak do tej pory ryzyko było właściwie oceniane, a jak pokazuje praktyka chociażby BRE Banku, kredyty detaliczne są regularnie spłacane. Co więcej, odsetek tych problematycznych, chociaż nieznaczny, bo na poziomie –znacznie poniżej 1% jest wyższy właśnie w przypadku kredytów w złotówkach”, co w jakiejś części może być wynikiem oferowania klientom zgodnie z Rekomendacją S wyższych kredytów w PLN o ok. 25% w stosunku do tych w walutach obcych” – dodaje Thor.
„Warto zaznaczyć, że w Polsce banki skupiają się nie tylko na wartości nieruchomości, ale również na ocenie zdolności klienta, wnikliwie badając na przykład jego wydatki. W ten sposób oceniana jest realna zdolność do obsługi zobowiązania. Natomiast za oceanem banki przede wszystkim sprawdzały wartość zabezpieczenia. Można więc powiedzieć, że chociaż procedura przyznania kredytu hipotecznego jest czasochłonna, służy tak naprawdę bezpieczeństwu nie tylko banku, ale również klienta, a przez to całego sektora finansowego”- podsumowuje Thor.
Rynek kredytów hipotecznych
Ci, którzy podejmują decyzję o zaciągnięciu kredytu na zakup mieszkania czy nieruchomości, na samym początku muszą zastanowić się, w jakiej walucie będę starać się o finansowanie. Należy jednak pamiętać, że większość banków wymaga, aby osoby korzystające z kredytów walutowych miały wyższą od przeciętnej zdolność kredytową. Taka praktyka ma zagwarantować, że w przypadku niekorzystnej zmiany kursu będzie można kontynuować obsługę tego zobowiązania. W przypadku obaw o znaczny wzrost kosztów obsługi kredytów walutowych kredytobiorcy mają również opcję ich zamiany na kredyty w złotych.
Jak jednak pokazuje dotychczasowe doświadczenie BRE Banku jakość kredytów walutowych dla gospodarstw domowych, czyli udział należności zagrożonych jest dużo lepsza od przeciętnej, co sugeruje, że kredytobiorcy nie mają zbyt dużych trudności z ich obsługą.
„Stara zasada, że lepiej jest zadłużać się w walucie, w której uzyskuje się dochody obowiązuje nadal, jest jednak kilka istotnych wyjątków”- mówi Wiesław Szczuka, główny ekonomista BRE Banku. „Można zakładać, że w dłuższej perspektywie kurs złotego będzie się umacniał w relacji do głównych walut międzynarodowych (w tym franka szwajcarskiego), choć nie wykluczam, że tak jak obserwujemy to od kilku tygodni w pewnych okresach może ulegać przejściowemu osłabieniu. Jednakże, ze względu na dużą różnicę w poziomie oprocentowania w złotych i we frankach szwajcarskich zmiana kursu PLN/CHF musiałaby być bardzo duża, aby zniwelować obecną różnicę w kosztach obsługi. W sumie można powiedzieć, że zaciąganie kredytów walutowych wiąże się z nieco większym ryzykiem, ale ryzyko to wydaje się umiarkowane i są sposoby, aby się przed nim choćby częściowo zabezpieczać”- dodaje.