Za sprawą 28-letniej Kristen Christian, w listopadzie 2011 roku ponad 650 tysięcy Amerykanów przeniosło ponad 4,5 miliarda dolarów oszczędności z wielkich banków komercyjnych do unii kredytowych. O idei akcji, jej skutkach i wpływie unii kredytowych na rynek finansowy opowiada „Kobieta, która wstrząsnęła bankami”.
Kristen, po raz pierwszy odwiedzasz Polskę. Jakie są twoje wrażenia?
Jestem zachwycona. Polską i Polakami. Słuchając o waszej historii nie mogę nadziwić się, że kraj, który tyle przeszedł, ludzie którzy wiele doświadczyli są tak wytrwali i z takim optymizmem podchodzą do życia. Nie da się zaprzeczyć, że odziedziczyliście wiele wspomnień, wartości, cech charakteru, z których powinniście być naprawdę dumni.
Przyjechałaś tu miedzy innymi po to, żeby przedstawić Polakom ideę zapoczątkowanej przez Ciebie akcji Bank Transfer Day. W Stanach Zjednoczonych media jednogłośnie okrzyknęły ją wielkim sukcesem. Gdzie tkwi jego źródło?
Historia zatoczyła swego rodzaju krąg i odzyskaliśmy tę utkwioną w nas troskę o nasze otoczenie, o naszą lokalną społeczność. Zrozumieliśmy, że każda akcja, którą podejmujemy ma swoje konsekwencje. My decydujemy, jaki skutek przyniosą nasze działania i gdzie trafią nasze pieniądze. Każdy dolar, którego wydajemy ma znaczenie. Może nie jest on istotny dla prezesa wielkiego banku, przecież on ma ich dużo. Ale dla ciebie i twoich sąsiadów to ważny element. Dlatego tak bardzo podkreślam znaczenie lokalnych instytucji, między innymi właśnie unii kredytowych. Bezinteresowność ich misji i zaangażowanie pracujących tam ludzi odgrywa istotną rolę w kształtowaniu relacji międzyludzkich. Mam wrażenie, że to właśnie potrzeba współpracy i wzajemnego wsparcia była jednym z powodów sukcesu akcji Bank Transfer Day. Według szacunków, od października 2011 roku do dziś, z usług banków zrezygnowało około 2,5 miliona konsumentów, którzy przenieśli oszczędności do unii kredytowych.
Jaką, twoim zdaniem, rolę odegrało w akcji Bank Transfer Day rozczarowanie polityką banków, ich wpływ na kryzys finansowy?
Miało to wielkie znaczenie. Pamiętam, jak jeden ze znajomych zadał mi proste pytanie – co zmieniłabyś w polityce banków, gdybyś została prezesem jednego z nich. Odpowiedzią, która nasunęła mi się jako pierwsza – i przy niej pozostaję – było: skupiłabym się na ludziach, nie na zysku. Istotą problemu jest wrażliwość na ludzkie problemy, wsparcie społeczeństwa, w którym żyjemy.
Trudno w tej sytuacji pogodzić się z wydatkami i skłonnością do ryzyka, jaką prezentują wielkie korporacje. Mówiąc wprost, dlaczego bank, który nie chce udzielić kredytu drobnemu przedsiębiorcy jest gotowy wydać miliony dolarów na samolot, którym będzie podróżował prezes? Nie sądzę, żeby to pozwoliło zbudować zaufanie do instytucji dysponującej naszymi oszczędnościami. Dlatego uważam – i stąd zaczerpnęłam ideę Bank Transfer Day – że tam, gdzie zawodzi polityka wielkich korporacji, sprawdza się sposób działania spółdzielczych instytucji finansowych.
W pierwszej wiadomości, którą wysłałaś na Facebooku inicjując BTD zachęcałaś do przenoszenia oszczędności do „lokalnych” i „zaufanych” unii kredytowych. Czy sądzisz, że ten lokalny charakter i zaufanie są istotne?
Oczywiście. Ludzie chcą być częścią unii kredytowych, bo dzięki temu zyskują możliwość uczestniczenia we wspólnocie, nie chcą być po prostu częścią statystyki wielkiej korporacji. Nie ukrywam, że sama tego doświadczam. Do jednej z unii kredytowych chciała dołączyć moja mama, jednak jako osoba starsza nie mogła tego dnia pojawić się w oddziale. Kiedy poinformowałam o tym pracowników, natychmiast poprosili o jej adres i stwierdzili, że wyślą do niej swojego przedstawiciela. Są bowiem przygotowani do pomocy osobom starszym, które są ich członkami. W unii kredytowej czuję się jak w rodzinie. Tego naturalnego podejścia brakuje bankom komercyjnym, gdzie jestem po prostu klientem. Potrzebna jest zatem konkurencja, która będzie wyznaczała inne standardy.
Klienci zauważyli potrzebę istnienia takiej alternatywy i wyrazili swoje zdanie przenosząc oszczędności z banków do unii kredytowych. Czy administracja państwowa w Stanach Zjednoczonych również dąży do wyrównania szans na rynku?
Obawiałam się, że politycy zainicjowaną przeze mnie akcję potraktują jako atak na banki. Jednak okazało się, że zrozumieli, na czym naprawdę mi zależy – na zapewnieniu ludziom możliwości wyboru. Obecnie w USA toczy się swego rodzaju bitwa o wolny rynek usług finansowych. Obie partie (Demokraci i Republikanie) działają na rzecz zredukowania ograniczeń, które mają unie kredytowe, a z którymi nie muszą liczyć się banki. Dzięki wdrażanym zmianom legislacyjnym, według szacunków, możliwe będzie stworzenie ponad 140 000 nowych miejsc pracy bez zaangażowania jakichkolwiek środków publicznych. Banków dotychczas nie interesowało wsparcie małego biznesu, więc rząd zmierza do wprowadzenia zmian, które umożliwią większe zaangażowanie spółdzielczych instytucji finansowych. Politycy w USA zrozumieli potrzebę wsparcia Kas. To powinien być standard na całym świecie.
Źródło: Apella