PayPass to rewolucja zbliżeniowa, a nie tylko narzędzie do mikropłatności. Mam nadzieję, że wkrótce zawsze, wszędzie i bez względu na kwotę będziemy płacić zbliżeniowo – mówi w rozmowie z Bankier.pl Krzysztof Drzyzga, New Business Development Manager polskiego oddziału MasterCard Europe.
Czy po tych dwóch latach od wprowadzenia PayPassa na polski rynek można powiedzieć, że do tej formy płatności nie musicie już przekonywać banków?
O tym najlepiej świadczy fakt, że o ile po roku od wydania pierwszej karty mieliśmy jednego wydawcę kart w technologii PayPass, to po dwóch latach mamy ich już ośmiu i to jeszcze zdecydowanie nie koniec. Banki widzą potencjał tej technologii, wiedzą, że ten produkt może pomóc budować przewagę konkurencyjną i otwiera nowe możliwości rozwoju.
Dla nas PayPass to olbrzymi priorytet, więc intensywnie pracujemy z bankami, merchantami i agentami rozliczeniowymi nad rozwojem tej technologii. Nie tylko pozwala ona rozwijać płatności elektroniczne, otwiera nowe segmenty płatnicze, wprowadza nowe produkty i nośniki płatności, ale też pozwala nam budować silne przewagi konkurencyjne. PayPass to rewolucja zbliżeniowa, a nie tylko narzędzie do mikropłatności. Mam nadzieję, że wkrótce zawsze, wszędzie i bez względu na kwotę będziemy płacić zbliżeniowo. Raczej kartami, coraz częściej telefonem, a czasem zegarkiem. Zawsze zbliżeniowo – bez względu na kwotę. To jest myśl, która nam przyświeca i mam nadzieję, że ją wkrótce zrealizujemy. Mikropłatności to tylko jeden z elementów układanki tej rewolucji.
A czy Polacy w ogóle rozumieją co to płatności zbliżeniowe?
Gdyby tego nie rozumieli, nie oczekiwaliby takiego produktu od banków, a banki nie ryzykowałyby wydawnictwa karty, którą nikt nie byłby zainteresowany. Nie łudzę się, że np. jeszcze w tym roku każdy polski użytkownik kart płatniczych sięgnie po kartę zbliżeniową. Cudów nie ma – jest to nowinka, po którą w pierwszej kolejności sięgają osoby, których już w tej chwili do płatności kartą nie musimy przekonywać. Wierzę, że z popularyzacją tego produktu będzie trochę jak z telefonem komórkowym, na początku był to gadżet dla wybranych, a już po kilku latach nie wyobrażaliśmy sobie życia bez „komórki”. Zresztą oba te produkty już z powodzeniem weszły w płatniczo-komunikacyjną symbiozę.
Czy to oznacza, że w tej chwili jest za wcześnie na masową migrację do technologii zbliżeniowej?
Wszystko zależy od segmentacji klientów w poszczególnych bankach. Na pewno taka migracja ma sens w przypadku banków bazujących na portfolio stosunkowo młodych, przyzwyczajonych do zmian i aktywnych klientów. W przypadku przewagi klientów bądź nieaktywnych, bądź to używających kart nie do płatności w sklepie, a tylko do wypłat bankomatowych, droga do aktywacji będzie długa. A to oznacza dla banku wyższy koszt wydawnictwa przy sporym ryzyku, że karta i antenka nigdy nie zostaną użyte w sklepie. Szczególny potencjał widzimy w projektach co-brandowych. W takiej sytuacji bank wydaje kartę, a sieć handlowa, partner co-brandowy, chętnie zaczyna akceptować taką „swoją kartę”. To usprawnia proces akceptacji na linii sprzedawca-klient. Przykładem jest tu „AlterKarta”, czyli karta używana na dużych imprezach muzycznych. Tam PayPass sprawdza się świetnie i na pewno będziemy PayPass’a wprowadzać na inne imprezy masowe, gdzie taka sieć akceptacji się przydaje – po prostu przyśpiesza proces płatności i zwiększa sprzedaż. Wierzymy też w powodzenie tego rozwiązania w kartach miejskich i oczywiście w płatnościach mobilnych. Takie olbrzymie projekty i zmiany przed nami. Mając w świadomości fakt, że zgłoszonych do Q4 2009 mamy 70 mln kart PayPass i urządzeń oraz 200 tysięcy punktów handlowo-usługowych na świecie akceptujących PayPass, uważam, że bezstykowy świat jest przyszłością handlu.
Wspomniał Pan o karcie miejskiej. Jak to w praktyce mogłoby wyglądać?
Wrocław jest pierwszym miastem w Polsce, które już publicznie rozstrzygnęło przetarg na takie wdrożenie. Instalowane będą kasowniki akceptujące transakcje zbliżeniowe. To oznacza, że już mamy pierwsze miasto, w którym będzie można bilet jednorazowy kupić taką kartą. To pierwszy kierunek – chcemy umożliwić kupowanie biletów jednorazowych w autobusach, w biletomatach. Wierzę, że to będzie możliwe nie tylko we Wrocławiu, ale też w innych miastach i to już w najbliższych miesiącach. Drugą ciekawą opcją jest karta miejska z aplikacją biletu miesięcznego, taka jak ta stosowana w Warszawie. Tu są 2 możliwości – wydawanie karty prepaid z technologią PayPass, z dwiema aplikacjami – płatniczą i biletową na „chipie”, z możliwością zakupu w kiosku czy sklepie. Druga możliwość to aplikacja miejska na karcie debetowej wydanej przez dowolny bank. Świat płatności miejskich po upowszechnieniu PayPass’a bardzo się zmieni.
Dla nas bardzo ważne jest połączenie dwóch światów. Z jednej strony dostępności czytników w kasownikach i biletomatach, żeby klient mógł swoją kartą PayPass zapłacić w kasowniku, a z drugiej – żeby wydawane były karty miejskie z aplikacją płatniczą lub karty wydawane przez banki z założenia umożliwiały nagranie biletu okresowego. W takie dwie strony rozwijać się będzie rynek. Niesie to korzyści zarówno dla miasta, eliminując obrót gotówkowy i automatyzując sprzedaż biletów – oraz dla mieszkańców, bo to wygoda i oszczędność czasu szczególnie ważna przy przemieszczaniu się. Z tego tytułu korzyści odnosić będą także banki – wydawcy, przed którymi otworzą się nowe kanały dystrybucji i szersza baza klientów.
Zastanawiam się nad jednym, np. czy PayPass to dobre rozwiązanie dla dzieci?
Z pewnością to ciekawe rozwiązanie dla tych młodych ludzi, którzy mogą wedle naszego prawa korzystać z kart, czyli nastolatków. Problemem w tym przypadku może być sieć akceptacji. Sam jako ojciec dwójki dzieci życzyłbym sobie na przykład bezgotówkowej szkoły. Widzę to tak, że za parę lat – teraz dzieci mam za małe – daję dziecku kartę prepaid lub naklejkę na telefon z kieszonkowym, które wydawane jest w szkolnym sklepiku na drobiazgi. Tymczasem problem dotyczy kilku kwestii. Pierwsza najważniejsza bariera rozwoju rynku płatniczego to niechęć do akceptacji kart, bo uniemożliwiają one unikania podatków. Płatność kartą równa się z wpływem na rachunek, czyli odnotowaniem przychodów, czytaj – z opodatkowaniem. Po drugie szkoły to bardzo rozdrobnione punkty, więc akceptacji nie da się załatwić jednym uzgodnieniem, jak ma to miejsce przy sieciach handlowych. Chyba, że uda nam się ten problem rozwiązać systemowo. Ja jestem jednak optymistą i zakładam, że za kilka lat będziemy mieli za sobą nie tylko dyskusje, ale i poszerzenie akceptacji także o takie punkty jak małe sklepiki np. w szkołach.
Dlaczego stale akceptację poszerzacie poprzez duże brandy – największe sieci handlowe?
Łącząc doświadczenia z intuicją. Nawiązując do doświadczenia, muszę przyznać, że na początku Wielka Brytania rozwijała sieć w oparciu o pojedyncze punkty handlowe w Londynie i okazało się to niezwykle trudne. Nad pojedynczymi punktami trudno zapanować. Gdy w takim punkcie do sprzedawcy przychodzi klient, który nie do końca wie, jak zapłacić, to ten sprzedawca rzeczywiście musi być wyszkolony i zmotywowany do tego żeby przeprowadzić transakcję sprawnie i z uśmiechem. Pojedyncze punkty przekonują się do tego wolno. Duża sieć, brand, z założenia działa tak, że centrala czuwa nad jakością obsługi i decydując się na wdrożenie płatności zbliżeniowych szkoli w tym zakresie sprzedawców, w czym my oczywiście chętnie pomagamy. Jak? Na przykład organizując promocje, takie jak ta z McDonald’s, czy z Żabką. Nie ma lepszej akcji dla usprawnienia procesu akceptacji PayPass’a niż promocje. Prowadzimy również akcje mystery shopper’a, procesy reklamacyjne z sieciami, działania edukacyjne wobec sprzedawców itp. Tyle o pierwszym argumencie. Drugi argument za kooperacją z dużymi sieciami jest taki, że łatwiej jest zakomunikować współpracę z dużymi markami. Jeżeli pokazujemy logo McDonald’s i mówimy tam zapłacisz kartą PayPass, a przy okazji dostaniesz deser gratis, to tak naprawdę lepszego komunikatu dla klienta znaleźć nie możemy. Myślę, że jeszcze przez kilka najbliższych lat silne marki będą drogowskazami dla mniejszych, wskazując w którą stronę iść z akceptacją.
Jakie korzyści ma detalista, który przyjmuje PayPass’a?
Strategiczną korzyścią, widoczną po jakimś czasie od wdrożenia, jest przyspieszenie płatności. Dlatego zarządy dużych sieci, myśląc o tym, co będzie za dwa, trzy lata i chcąc przyspieszyć proces płatności decydują się na akceptację zbliżeniówek. Oczywiście, zakładając, że bariery wejścia nie są zbyt duże, czyli że nie trzeba za to dużo zapłacić. Drugą natychmiastową korzyścią jest udział w promocjach, które organizujemy z punktami akceptacji. Niedawno zakończyliśmy promocję z McDonald’s, w lutym i marcu z Żabką, od kwietnia rusza akcja z Kolporterem. Dziś do kilkuset tysięcy posiadaczy kart PayPass trafia informacja – zapłać w tym punkcie zbliżeniowo, a dostaniesz natychmiast nagrodę i to jest już korzyść policzalna. Naszą rolą, czyli rolą organizacji płatniczych i agentów rozliczeniowych jest obniżanie barier wejścia i promocyjne wsparcie punktów akceptujących karty zbliżeniowe.
Jak będzie się rozwijała ta sieć PayPass’a w Polsce?
Ciekawe pytanie. Można to analizować ilościowo i jakościowo, bo rzeczywiście jakbyśmy spotkali się rok wcześniej to musiałbym uczciwie powiedzieć, że problemów z akceptacją było sporo. Dzisiaj nie powiem, że ich nie ma, ale jest ich znacznie mniej. Działania skierowane do merchantów pomogły i dzisiaj wiemy, że każdy nowy czytnik to większa sieć akceptacji. Co do ilości, to z ostatniego badania, które otrzymaliśmy od firmy „Polasik Research” wynikało, że czytników jest w tej chwili około 6-7 tysięcy. Badacze przewidują, że do końca roku ta liczba powinna się minimum podwoić, a może nawet osiągnie poziom ok. 20 tysięcy. W akceptacji musimy osiągnąć taką masę krytyczną, żeby kolejne wdrożenia działy się automatycznie. Zaryzykuję stwierdzenie, że po stronie banków już widzimy efekt kuli śnieżnej. Mamy dzisiaj 8 wydawców i kolejne wdrożenia w toku, a możemy powiedzieć, że w perspektywie roku większość dużych banków w Polsce będzie oferować karty bezstykowe. Po stronie akceptacji ta granica też już jest blisko, potrzebujemy jeszcze kilku dużych sieci.
A to nie jest tak, że klienci jeszcze nie płacą zwykłymi kartami, a tu się im daje jeszcze trudniejszą funkcję pod względem zrozumienia?
Świat idzie do przodu. Apple wymyślił iPody. Na początku nikt ich nie miał i nie potrzebował, a dzisiaj to kolejna z rzeczy niezbędnych. Czy ona była potrzebna, czy i kiedy jest czas na rozwój rynku, w szczególności specyficznego rynku płatniczego? O tym najlepiej mówi zainteresowanie kartami zbliżeniowymi. My dzisiaj wiemy, że Polska rozwija się w tym obszarze bardzo harmonijnie i jest w światowej czołówce wdrożeń płatności zbliżeniowych. Naprawdę. Już nie tylko my się uczymy, ale pokazujemy rozwiniętym rynkom kierunek. Ośmielę się powiedzieć, że za rok to my będziemy szkolenia edukacyjne robić dla innych krajów.
Jaki jest największy rynek PayPass’owy?
To pytanie wielopłaszczyznowe, zależy na co patrzymy. Istotna jest nie tylko liczba kart i liczba banków je wydających, ale też, a może przede wszystkim liczba transakcji, liczba czytników, ich rozmieszczenie. Jak wspomniałem najważniejszy jest w tej chwili harmonijny rozwój. Nie można doprowadzić do sytuacji, w której nagle pojawi się kilka milionów kart, a zabraknie czytników. Wydawnictwo i akceptacja muszą iść w parze. Gdybym miał wybrać najbardziej modelowy rynek wspomniałbym o Kanadzie, który z pewnością w perspektywie dwóch, trzech lat może zupełnie przejść na technologię bezstykową. My idziemy w tym kierunku. Z kolei w Stanach Zjednoczonych jest najwięcej kart. W Europie wraz z Wielką Brytanią, Turcją i Francją jesteśmy w ścisłej czołówce.
Kto jest tu najważniejszy? Czy to organizacja płatnicza powinna dbać o to żeby i bank i acquierzy się rozwijali?
Ja tak strategicznie określam naszą rolę, jako organizacji płatniczej. Po to jesteśmy. Przyjęliśmy ofensywną strategię to oznacza, że symultanicznie stymulujemy banki, aby wydawały karty, sieci handlowe – by akceptowały takie płatności, agentów rozliczeniowych – aby byli przygotowani na popyt ze strony sieci handlowych, i oczywiście konsumentów, aby rozumieli działanie, korzyści i używali tej karty na co dzień. Taka harmonia jest niezbędna. I z naszego punktu widzenia po to też funkcjonują organizacje płatnicze. Bez zaangażowania organizacji płatniczej jako serca całego procesu nie osiągniemy tego punktu krytycznego. Dzięki takiemu zaangażowaniu, powiem więcej, dzięki zaangażowaniu MasterCard, nie rozmawialibyśmy dzisiaj w Polsce o płatnościach zbliżeniowych. Trzy lata temu zaczęliśmy nad tym pracować. Dzisiaj widzimy efekty tej pracy. Za rok lub dwa dziwna będzie karta bez antenki.
Dlaczego Polska to tak dobry rynek, skoro ciągle mówi się o niskim ukartowieniu, niskim ubankowieniu?
To też ciekawostka, zwłaszcza analizowana z perspektywą płatności mobilnych w tle. W krajach wysokorozwiniętych, gdzie ludzie przyzwyczaili się do używania tradycyjnych kart i infrastruktura płatnicza jest przestarzała, jest stosunkowo trudniej wprowadzić innowację płatniczą. Polska, ze względu na wielkość rynku i jednocześnie stosunkowo młody system płatniczy, przy założeniu inwestycji w sieć akceptacji ma olbrzymi potencjał, który MasterCard widzi i wykorzystuje. Przy odrobinie zaangażowania, energii i determinacji za parę lat Polska może stać w jednym szeregu z najlepiej rozwiniętymi rynkami, a pod względem innowacji wyprzedzać Europę. Ścigać będziemy się z Turcją.
Z czego wynika zamiłowanie polskich banków do nowinek technologicznych?
Po pierwsze wynika to z faktu, że polska bankowość jest młoda. U nas prawie każdy bank ma na tyle nowy system, że przy stosunkowo niewielkich modyfikacjach może wdrożyć produkty zbliżeniowe. Po drugie mamy sporo dynamicznych, ambitnych banków, które chcą dostać się do pierwszej dziesiątki albo nawet do pierwszej piątki. W tych bankach pracują ludzie, którym się po prostu chce. Chce im się wdrażać nowe produkty, odróżniać się od konkurencji, wchodzić w nowe, nieodkryte obszary. Konkurencja dynamizuje rynek. PayPass jest taką możliwością, którą aktywni polscy bankowcy chcą wykorzystywać nie tylko po to, żeby zarobić większe pieniądze, ale i po to, żeby zaoferować klientom innowacyjne, funkcjonalne, ułatwiające życie rozwiązanie.
A co z punktu widzenia organizacji płatniczej jest trudne do przekonania dużej sieci, żeby akceptowała takie karty?
Problemów z przekonaniem sieci jest coraz mniej. Jeśli dysponujemy budżetem na wsparcie i promocję z jakąś dużą siecią, co obniża jej koszty wejścia to coraz częściej mamy drzwi otwarte. Dzisiaj nie musimy już tłumaczyć, co to jest PayPass. Dzisiaj niektóre sieci same przychodzą do nas, chcąc się dowiedzieć, jak rozwijają się płatności zbliżeniowe. Kluczowym wyzwaniem, które dzisiaj opóźnia rozwój sieci akceptacji jest technologia. Duże sieci handlowe często mają swoich dostawców systemów kasowych i agentów rozliczeniowych. Ta technologia wymaga pewnych zmian w systemach kasowych i terminalach. Trzeba przeczytać specyfikację, przygotować się, przemyśleć wdrożenie, wycenić – to zajmuje kilka miesięcy. Dodatkowo agent rozliczeniowy musi przejść certyfikację – na dziś są to eService, FirstData i ePłatności. Czas od pomysłu do wdrożenia to ładnych kilka miesięcy.
A z punktu widzenia banku samo wdrożenie jest trudne?
Z punktu widzenia banków tych problemów jest mniej, zwłaszcza jeśli bank wdraża lub już wdrożył EMV. Od strony technologicznej istotne są 2 rzeczy, z czego jedną trzeba tylko sprawdzić, a jedną wdrożyć w systemie autoryzacyjnym i rozliczeniowym. Do tego dochodzą jeszcze konkretne decyzje biznesowe np. odnośnie tego ile nowych plastików z antenkami kupić, za jaką cenę i jak zbudować produkt, ale takie decyzje to dziś w bankach chleb powszedni. Nikt nie wdraża produktów kartowych dla zabawy, tylko na bazie gruntownej analizy potrzeb klientów i możliwości banku – wydawcy.
A z punktu widzenia klientów, co jest barierą?
W większości banków karta PayPass kosztuje odrobinę więcej niż tradycyjna karta, co oznacza, że jeszcze przez jakiś czas będziemy musieli pokazywać, że warto wydać na taką kartę więcej. Za rok, może dwa, ma to się stać takim samym standardem jak dzisiaj pasek magnetyczny. Tymczasem argumentów dla klienta jest już sporo. Na pewno są to promocje. Wystarczy wizyta w Żabce i zakupy z użyciem PayPassa, żeby dostać napój wart więcej, niż miesięczna opłata za kartę. A pójść do Żabki mogę codziennie. To jest rzeczywisty argument, który sprzedawcy już teraz wykorzystują. Argumentem są też takie projekty jak nasze działania z festiwalami, dzięki temu na wielkie kilkudziesięciotysięczne imprezy nie trzeba zabierać gotówki, czy wymieniać jej tam na vouchery i przy okazji można czas spędzać na zabawie, a nie na szukaniu drobnych do zapłacenia za napój, czy kanapkę. Tych argumentów będzie przybywać wraz z rozwojem projektów kart miejskich, powstawania stref płatności wyłącznie zbliżeniowej, nowych nośników – naklejek, zegarków, telefonów.
A kwestia bezpieczeństwa?
Kluczowe jest poradzenie sobie z twierdzeniem „nie znam tego”. Karty z tą technologią są traktowane przez banki jak wszystkie inne karty płatnicze. Z doświadczenia z innych rynków wiemy, że wszędzie tam, gdzie PayPass się rozwinął, np. w Stanach, czy Turcji, nie odnotowano wzrostu przestępczości kartowej. Takie są fakty.
Mogę wziąć Pana kartę, zapłacę nią za zakupy, nic nie podpisując, więc jest mniej bezpieczna…
Transakcje PayPass są tak samo bezpieczne jak tradycyjne transakcje przy użyciu kart płatniczych. Ze względu na rodzaj karty chipowej, PayPass ma szereg wbudowanych zabezpieczeń. Na przykład karta zostanie zablokowana, jeśli przekracza pewną liczbę kolejnych transakcji bez podawania kodu PIN. Gdy ten limit zostanie przekroczony, terminal poprosi o podanie kodu PIN w celu sprawdzenia czy użytkownik jest prawowitym właścicielem karty, uniemożliwiając w ten sposób wykorzystywanie karty niezgodnie z prawem. Kiedy mówimy o wysokiej wartości zakupów, warto zwrócić uwagę, że zawsze wymagają one weryfikacji, choć co ważne nadal są zbliżeniowe.
Prawda jest też taka, że płatności niskokwotowe nie są obszarem działalności przestępczości zorganizowanej. Przestępcy nie kradną kart, by kupować wino czy hamburgera. Większość oszustw nie wynika z kradzieży pojedynczej karty, a nawet jeśli dojdzie do kradzieży karty, prawo jest po stronie konsumenta. Przestępczość zorganizowana kradnie dane i zna na to wiele sposobów– w większości przez internet oraz podczas transakcji przez bankomat. Praktycznie 80% oszustw w każdym państwie odbywa się w taki sposób. Przy czym te 80% oznacza parę promili obrotu kartowego. Przypadki kradzieży w terminalach są bardzo rzadkie. Warto przypomnieć, że tylko transakcje poniżej 50 złotych nie wymagają podania kodu PIN, powyżej jest on już wymagany. Lecz wciąż nie muszę podawać mojej karty sprzedawcy albo przeciągać jej przez czytnik. Dzięki temu używając karty PayPass mogę być pewien, że jestem jedyną osobą z całkowitym dostępem do niej
A gadżety i PayPass? Czy oczekujecie jakiegoś wzrostu, czy to po prostu marketingowa „zabawka”?
Każde urządzenie PayPass to trochę inna historia. Dzisiaj do dyspozycji mamy zegarki, naklejki, breloczki.
Naklejki – nasze najmłodsze PayPass’owe dziecko można fantastycznie wykorzystać przede wszystkim w projektach co-brandowych, czyli np. takich jak projekt Polbanku z Erą. Taka naklejka, przy założeniu rozwoju sieci akceptacji, może zastąpić portfel, łącząc cechy funkcjonalne, takie jak cashback, z emocjonalnymi. Z kolei np. breloczek znakomicie można wykorzystać w projektach co-brandowych ze stacjami benzynowymi. Wyobrażam sobie projekt, w którym do klasycznej karty jest wydawany breloczek. Przyczepiam go do kluczy w samochodzie no i płacę na stacji benzynowej tak jak lubię, czyli zbliżeniowo.
Zegarek to świetne narzędzie marketingowe – przyciąga uwagę, uczy robienia transakcji zbliżeniowych i w tym się znakomicie sprawdza. Jeszcze inną ciekawą możliwością wykorzystania jest projekt „bankowej półki” z gadżetami PayPass. Pierwszy krok w tę stronę zrobił ING z naklejkami, ale równie dobrze na jednej półeczce mógłby stać zegarek, naklejka czy breloczek. Klient decydowałby, za który z gadgetów chce zapłacić. Takie drobiazgi mogą doskonale budować więź emocjonalną i lojalność klientów banków – wydawców kart płatniczych.
A jakie są fizyczne możliwości zmniejszenia anteny i karty?
Ograniczenia narzuca tu fizyka. MasterCard chce, aby technologia działała na karcie w odległości ok. 5cm od czytnika. W przypadku stickera, przy zmniejszonej antenie, trzeba zbliżyć urządzenie na ok. 3 cm. I to jest wymagane minimum. Może w przyszłości wraz z rozwojem technologii przenoszenia danych zmniejszenie będzie możliwe, żeby całość dała się wpasować np. w malutki damski pierścionek, ale to tymczasem pieśń przyszłości.
Z kolei podstawową barierą, która zatrzymuje rozwój NFC, czyli płatności PayPass z telefonu z aplikacją płatniczą na karcie SIM jest brak odpowiednich telefonów. Pojawiło się juz światełko w tunelu, bo Polscy operatorzy wywierają presję na producentów telefonów, więc jest szansa, że w ciągu kilku lat większość telefonów będzie dostosowana do tego typu płatności.
A liczbowo jak będzie się rozwijał PayPass pod względem liczby kart?
W grudniu zeszłego roku według banków – wydawców PayPass’a mieliśmy na rynku nieco ponad 220 tysięcy kart.
To kiedy pierwszy milion?
To pytanie do naszych partnerów biznesowych – banków wydających karty PayPass. To od nich zależy tempo wzrostu wydawnictwa. My ze swej strony wspieramy zarówno wydawnictwo, jak i wzrost sieci akceptacji, podejmując szereg działań promocyjnych i edukacyjnych. Dlatego wierzę, że osiągnęliśmy efekt kuli śnieżnej, która pociągnie polski rynek ku rzeczywistości zbliżeniowej. Mamy już 8 banków, więc nie jest to niemożliwe już w najbliższej przyszłości.
A ile z tych 220 tys. kart jest aktywnych? Czy to nie jest tak, że połowa z nich to „alter karty” które były użyte raz i „ do widzenia”.
Nie możemy powiedzieć ile z nich jest aktywnych. Na pewno jest to cyfra powyżej średniej dla standardowych kart i zależy od kilku czynników: od tego, czy i jak bank edukuje użytkowników, do jakiej grupy trafia produkt, jakie otrzymuje wsparcie marketingowe. Jestem przekonany, że dzięki profilowaniu oferty jest on wyższy niż w przypadku wznowienia kart, czy wysłania ich „domyślnie” do wszystkich klientów. Dlatego wolimy trafiać z ofertą do klientów, którzy są gotowi zapłacić parę złotych, by mieć PayPass’a, bo prawdopodobieństwo, że go użyją jest wielokrotnie większe.
Ciekawe są też dane z takich projektów jak AlterKarta na festiwalach. Zgodnie z danymi BZ WBK na rynku jest w tej chwili 30 tysięcy AlterKart. Na jednym festiwalu każda z tych kart zrobiła średnio po 6 transakcji PayPass-owych, to tyle ile średnio polska karta płatnicza robi w ciągu blisko 2 kwartałów! Mało! Karty te zachowują swoje funkcje płatnicze także poza festiwalami i mogą być wykorzystywane jak wszystkie inne karty systemu MasterCard.
Źródło: PR News