Wpływ poglądów nowego prezesa banku centralnego na przygotowaną analizę powinien być raczej mocno ograniczony, ponieważ dokument ten jest tworzony przez fachowców na podstawie twardych (mierzalnych) przesłanek makroekonomicznych. Tym niemniej wydźwięk projekcji wydaje się bardzo zbieżny z poglądami na gospodarkę grupy ekonomistów przewidujących jeszcze długi okres szybkiego i zrównoważonego wzrostu naszej gospodarki.
Najbardziej popularne wskaźniki makroekonomiczne, czyli tempo wzrostu PKB i inflacja, kształtują się w najnowszej projekcji w bardzo optymistycznej postaci. Wyraźnie spada, w porównaniu do projekcji styczniowej, centralna ścieżka inflacji, czyli wariant najbardziej prawdopodobny. Z kolei centralna ścieżka wzrostu PKB wykazuje znacznie mniejszy spadek tempa w przyszłych kwartałach. Jednym słowem, zestawienie czynników bardzo budujące – dalszy szybki wzrost gospodarczy obarczony niewielkim wzrostem cen. Na tyle niewielkim, że centralna projekcja inflacji sytuuje się w 2009 r. poniżej górnego ograniczenia przedziału celu inflacyjnego.
Taka projekcja inflacji dała postawy prezesowi Skrzypkowi do przedstawienia opinii, że kwietniowa podwyżka stóp procentowych nie jest zapowiedzią serii takich ruchów w najbliższej przyszłości. Wygląda więc na to, że szef NBP uznaje dalszy szybki wzrost gospodarczy za mało ryzykowny dla stabilności parametrów makroekonomicznych. Uzasadnienie tego stanowiska można znaleźć w projekcji inflacji. W dokumencie tym wyraźnie przewiduje się zwiększenie potencjalnego tempa wzrostu PKB, głównie ze względu na napływ kapitału i dynamiczny wzrost inwestycji.
Cała koncepcja wydaje się spójna logicznie. Jest jednak oparta na założeniach budzących wątpliwości. Modele ekonometryczne opierają się na mierzalnych wskaźnikach. Jednak to, co jest ich siłą (obiektywizm), jest też i słabością. Należy pamiętać, że nasza gospodarka znajduje się w nienotowanej wcześniej (w tej skali) fazie rozwoju. Takiego zestawienia rozwoju gospodarczego i inflacji jeszcze nie było w naszej historii, oczywiście po 1989 r. Nie ma więc danych historycznych, pozwalających odnieść bezpośrednio obecne warunki do wcześniejszych.
Nasza gospodarka najprawdopodobniej skończyła właśnie okres ożywienia i weszła w fazę rozkwitu. Faza ożywienia, czyli najdynamiczniejszego wzrostu tempa rozwoju, przy niskiej inflacji trwała niezwykle długo. W gospodarkach rozwiniętych trwa zazwyczaj znacznie krócej. Okres trwania ożywienia wynika w dużej mierze z czynników zewnętrznych (np. koniunktura światowa), ale również w niemałej części z bardzo istotnych czynników jednorazowych, jak wejście do Unii Europejskiej. Ten nadzwyczaj długi okres ma istotne statystyczne znacznie dla wyników modelu rozwoju Polski. Czym dłuższy, tym większe. Jeśli więc przyjmiemy, że prawdą jest koniec fazy ożywienia, to następne projekcje inflacji (przy tym samym modelu) powinny stopniowo pokazywać coraz mniej optymistyczny obraz gospodarki. Nie oznacza to od razu prognozy popadania w recesję, ale przewidywania mniej zrównoważonego wzrostu.
W świetle tych uwarunkowań teza o braku konieczności dalszego zaostrzania polityki pieniężnej wydaje się dosyć odważna i optymistyczna. Odzwierciedla zresztą „gołębie” nastawienie szefa NBP i większości Rady Polityki Pieniężnej. Rynek finansowy nieco inaczej widzi perspektywy dalszego kształtowania się stopy procentowej. Ta rozbieżność ocen przyczyni się do niecierpliwego oczekiwania na kolejną projekcję inflacji – lipcową.