Grypa nie tylko podstępnie zagraża zdrowiu i życiu Polaków, ale też może zabić nadzieje na odrodzenie w gospodarce. Co prawda mieliśmy dużo czasu, aby oswoić się ze świńska grypą, ale nie wolno jej bagatelizować. Bo dziś wróg jest już w bramach, co gorsze, to trudno uchwytny i zjadliwy wirus (A/H1N1). Czy to tylko medialna papka, czy też realne zagrożenie, szczególnie wobec mizerii polskiej służby zdrowia?
Mniej spektakularnie niż na wiosnę tego roku, zareagowaliśmy na obecną pandemię świńskiej grypy. I to po mimo tego, że stajemy z nią już oko w oko. Kilka miesięcy temu informacje o śmiertelnych ofiarach grypy w Meksyku wstrząsnęły światem, również finansowym. Rozprzestrzenianie się wirusa stopniowo po Świecie, najpierw za Oceanem, a później już przez Hiszpanię, Niemcy i wreszcie Ukrainę dało nam dużo czasu na przygotowania, ale chyba nie do końca został on dobrze spożytkowany. Przywykliśmy do status quo. Patrząc na mizerię finansową naszej służby zdrowia, która w „normalnych” warunkach nie radzi sobie z rzeszami pacjentów, wybuch prawdziwej pandemii, to już po prostu stan oblężenia. Każdy kto oglądał film Zanussiego „Zaraza” o ostatniej epidemii czarnej śmierci na ziemiach polskich, wie o co chodzi. Nawiasem dodajmy, że przypadek ten wcale nie był taki odległy i spowodował zamknięcie kordonem sanitarnym w 1963 roku Wrocławia na wiele dni, a także ogólnonarodową akcję szczepień. Pośrednie skutki tych szczepień mogły być bardziej dotkliwe niż sama choroba. Doświadczenia z epidemiami, więc mamy dość konkretne. Obserwując jednak dzisiejszą „debatę”, za przeproszeniem polityczną, można odnieść wrażenie, że nauka chyba poszła w las. A wręcz jest jeszcze gorzej, bo o ile w tamtych czasach służba zdrowia działała na zasadach siłowych, to dziś w zarządzaniu usługami zdrowotnymi niewiele się zmieniło – w zasadzie „tylko” epoka. Służba zdrowia to pod względem ekonomicznym chyba najbardziej archaiczna część polskiej rzeczywistości po 1989 roku. W takiej sytuacji większą szkodę możemy sobie zrobić sami niż wirus, sezonowej czy świńskiej grypy, do wyboru.
Kolejka ku lepszemu
Sektor zdrowotny to chyba jedna z niewielu gałęzi polskiej gospodarki (właśnie gospodarki!), w którym usługodawcy mają ciągłe pretensje do nabywców, konsumentów. Ten fenomen rynku usług medycznych w Polsce jest oczywiście kuriozalny. W normalnych warunkach rosnący popyt powoduje wzrost i cen, ale i również podaży. Brak reform strukturalnych w polskiej służbie zdrowia powoduje, że to drugie po prostu nie może się odbywać, za to pierwsze przy braku konkurencji jest coraz bardziej dotkliwe. Oczywiście co jest proste w teorii, niekoniecznie od razu zadziała w praktyce (np. prywatyzacja). Spoglądając jednak na gehennę pacjentów, nie można przechodzić do porządku dziennego nad nieprawidłowościami. Konserwowanie przeświadczenia, że państwowa opieka zdrowotna jest bardziej efektywna w egalitarnym dostarczaniu usług medycznych i bardziej „sprawiedliwa” już doprowadziła do tego, że w wielu wypadkach, żeby się leczyć, albo trzeba być po prostu zdrowym, albo liczyć na cud. Z punktu widzenia biznesowego ten sektor można obstawiać w ciemno. Ma olbrzymie perspektywy, ale one to nie wszystko.
Z postępem medycyny, a z drugiej strony wraz z nieubłaganie postępującą globalizacją, co już dziś wydaje się wyświechtanym truizmem, ale i oczywistością, koszty leczenia będą odgrywać coraz większe znaczenie. Wydłużanie się czasu życia człowieka, szereg zagrożeń cywilizacyjnych, już bowiem powoduje, że rośnie popyt na usługi medyczne. Z drugiej strony coraz chętniej korzystamy z ubezpieczeń i świadczeń zdrowotnych. Zmiana struktury finansowania staje się już naglącą potrzebą przeciwdziałania permanentnej zapaści służby zdrowia. Strajki personelu, który nie godzi się na wprowadzanie rynkowych zasad rozliczania pracy, z drugiej strony dość konfrontacyjna postawa NFZ oddają najlepiej dramatyzm decyzji. Pacjenci sprowadzani do roli petentów zdanych na łaskę, a raczej niełaskę systemu to też jedna strona medalu. Kolejną jest bardzo chętne wykorzystywanie zwolnień lekarskich do wyłudzania świadczeń, zarówno od pracodawców, jak i od ZUS. Zasiłki chorobowe wypłacane przez ZUS to rocznie przynajmniej 8 mld zł, a pieniędzy traconych przez pracodawców za krótkoterminowe zwolnienia nikt nawet nie liczy. Absencja chorobowa pracownika często powodowana może być zupełnie innymi przyczynami (np. ucieczka przed zwolnieniem), co gorsze w efekcie często ci, którzy powinni korzystać ze zwolnienia chorobowego, tego nie robią, co w obliczu pandemii grypy nie jest dobrym prognostykiem.
Maski włóż
Panaceum na pandemię według niektórych miało jest proste. Moda na maseczki jednorazowe przywędrowała zza wschodniej granicy, jako już chyba symbol bezradności człowieka wobec czegoś nieznanego. Dla producentów utensyliów medycznych to oczywiście dobra informacja, jak się okazuje również dla pośredników. Dla potencjalnych zarażonych dość złudna forma ochrony, chociaż efekt placebo też jest nie do przecenienia. Dużo poważniejsza kwestia to szczepionki. Te nie do końca przetestowane, ale już sprzedawane, oczywiście bez gwarancji. W zamieszaniu ze szczepionkami na nową grypę, których domaga się najgłośniej nasz Rzecznik Praw Obywatelskich, najgorsze jest chyba to, że żadna z firm je przygotowująca nie chce brać odpowiedzialności za skutki. Już nie tylko te oczekiwane (uodpornienie lub nie), ale przede wszystkim uboczne. Zakup niesprawdzonej szczepionki i rekomendowanie jej obywatelom, to przede wszystkim wzięcie odpowiedzialności, również finansowej, za ewentualne błędy. Państwa polskiego dziś nie stać na taką odpowiedzialność, która w wymiarze odpowiedzialności finansowej może liczyć się w miliardach euro. Najlepszą rekomendacją szczepionek jest odmowa zaszczepiania się przez miliony Włochów i Niemców, którym rządy przecież stworzyły taką możliwość. Za dużo znaków zapytania. Warto też zauważyć, że Polsce na „zwykłą” grypę szczepił się zaledwie co dwudziesty Polak. Zwykle z tzw. grup ryzyka. Powszechne szczepienie niesprawdzoną szczepionką mogą skutkować różnymi konsekwencjami, w tym także wspomnianą odpowiedzialnością deliktową. Rezerwa wobec pandemii na pewno więc ma uzasadnienie, chociaż nie oznacza to równocześnie jej lekceważenia. Zastąpienie „epidemii strachu” bagatelizowaniem problemu może być równie niebezpieczne. Z punktu widzenia gospodarki praktycznie brak jest jakiejkolwiek reakcji. Przypomnijmy, że gdy w Meksyku umierały pierwsze ofiary nowej wersji grypy, na rynkach finansowych nastąpił odwrót od branż narażonych na skutki epidemii – traciły głownie linie lotnicze czy hotele. Inne konsekwencje gospodarcze pozostają w ukryciu i po cichu obciążają całą gospodarkę ryzykiem osłabienia aktywności, kontaktów i wymiany towarów i usług. Ewentualna panika byłaby już tylko przysłowiowym gwoździem do trumny. Wtedy już na pewno wygrają tylko firmy farmaceutyczne.
Epidemia niemocy
Niestety, dziś trzeba stwierdzić, że działania prewencyjne w Polsce nie zostały podjęte, a lekcje innych krajów niewiele nas nauczyły. W kontekście przygotowań do obrony przed pandemią grypy w Polsce zmienić powinno się całkowicie, chociażby postrzeganie kwestii reformy systemu zarządzania finansami jednostek tzw. służby zdrowia. Oportunizm środowiska lekarskiego, czy też opóźnianie prywatyzacji nie jest już tylko sprawą polityczną, ale staje się zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Większe nakłady na tę sferę i konieczne w takiej sytuacji zwiększenie jej efektywności, może być argumentem za przyspieszeniem przemian polskiej służby zdrowia i np. prywatyzacją. Próbując ocenić wpływ pandemii grypy na polską gospodarkę można stwierdzić w uproszczeniu, że pierwszym jej efektem było odwrócenie uwagi mediów od problematyki gospodarczej. Kuriozalnie sprzyja to uspokojeniu nastrojów i przywraca zaufanie do chociażby instytucji finansowych. Odzyskanie zaufania, jak obserwujemy po zachowaniach giełd, jest już po prostu faktem. Skupienie negatywnych sentymentów poza gospodarką może być wbrew pozorom w krótkim horyzoncie korzystne, pod jednym jednak warunkiem, że pandemia grypy nie przerodzi się w kataklizm. Jak na razie gospodarka przechodzi grypę stopniowo, co jest w tym całym zamieszaniu chyba jedną z niewielu pozytywnych informacji.
Bogusław Półtorak
Główny Ekonomista Bankier.pl S.A.
Źródło: Bankier.pl