Giełdowa zasada, w myśl której lepiej sprzedać akcje w maju i trzymać się później od nich przez jakiś czas z dala, często sprawdza się na naszym rynku. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku też zadziała.
Choć większość giełdowych maksym związanych z sezonowością zachowania się rynków akcji nie daje jednoznacznych wskazań i nie gwarantuje sukcesu, nie sposób ich lekceważyć. Szczególnie, jeśli mogą przyczynić się do uniknięcia strat i ochrony kapitału. Do takich właśnie należy zasada, mówiąca że warto pozbyć się akcji w maju i przez kilka miesięcy trzymać kapitał w bardziej bezpiecznych aktywach (ang. sell in may and go away).
Ma ona równie wielu przeciwników, co zwolenników i każdego roku o tej porze mamy okazję poznać argumenty obu stron, poparte statystycznymi obserwacjami. Jej przeciwnicy twierdzą najczęściej, że nie zawsze się ona sprawdza, a jeśli nawet, to efektywność jej stosowania w niewielkim stopniu poprawia wyniki inwestycyjne, szczególnie jeśli inwestor stosuje strategie długoterminowe i oparte na analizie fundamentalnej. Gracze krótkoterminowi zwykle bardziej przychylnym okiem patrzą na majowe prawidłowości. Z pewnością przedstawiciele obu grup woleliby uniknąć strat, nawet tych chwilowych.
Zmiany wartości WIG20 w maju, czerwcu i od majowego szczytu do najbliższego dołka (w proc.)
Jak wynika z historycznych obserwacji, potrafią one być dotkliwe. Biorąc pod uwagę zmiany indeksu naszych największych spółek na przestrzeni ostatnich 18 lat zastosowanie się do majowej przestrogi czterokrotnie uchroniłoby kapitał przed stratą sięgającą co najmniej 30 proc. i dwukrotnie przed zniżką o ponad 20 proc. Tak wysokie straty zdarzały się średnio co trzeci rok. Warto uwzględnić to w inwestycyjnych strategiach, zdając sobie sprawę, że dla inwestora najcenniejszym dobrem jest kapitał. Tym bardziej, jeśli zdajemy sobie sprawę, że do odrobienia 20 proc. straty niezbędna jest zwyżka o 25 proc., a przypadku 30 proc. obsunięcia kursu na jego powrót do poprzedniego stanu trzeba się doczekać wzrostu o prawie 43 proc. Z punktu widzenia wzrostu wartości kapitału, każdy okres odrabiania strat po spadku jest czasem bezpowrotnie straconym.
Najczęściej w ocenach majowego efektu uwaga koncentruje się na porównaniu średnich stóp zwrotu ze zmianami zachodzącymi w innych miesiącach. Opierając się na tym kryterium majowe „strachy” można by zlekceważyć. W naszym zestawieniu wzięto pod uwagę nie tylko stopy zwrotu WIG20 w maju, ale także i w czerwcu. W przypadkach, gdy zapoczątkowana w maju dekoniunktura trwała dłużej, policzono wielkość strat do najbliższego znaczącego dołka, po którym następowała trwała zmiana tendencji na rynku. Wzięcie „pod lupę” nie tylko samych majowych zmian indeksu, ale uwzględnienie także tego, co działo się na rynku później, pozwala lepiej ocenić i docenić zalety majowej zasady.
Jak w przypadku każdej giełdowej zasady, warto patrzeć na nie w szerszym aspekcie, unikając mechanicznego podejścia i nie rezygnując z szerszej analizy warunków rynkowych. Jeśli te ostatnie potwierdzają obawy lub choćby sygnalizują możliwość pogorszenia się sytuacji, nie należy takich przesłanek lekceważyć. Lepiej żałować nieosiągnięcia potencjalnego zysku niż realnej straty.
W tym roku okoliczności wokół giełdy przed majówką wyraźnie nie sprzyjają posiadaczom akcji. Na horyzoncie mamy wciąż powracające obawy dotyczące najbardziej zadłużonych krajów Europy. Nakładają się na nie niepokoje związane z wyborami we Francji i Grecji oraz losami zapowiadanych reform po prawdopodobnej zmianie układu władzy w tych krajach. Do tego dochodzi nieoczekiwany kryzys polityczny w Holandii, także wynikły na tle sposobów walki z kryzysem. Po serii optymistycznych informacji ze Stanów Zjednoczonych, ostatnie dane dotyczące rynku pracy, nieruchomości i dynamiki produkcji, sygnalizują co najmniej chwilową zadyszkę. Spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego Chin jest już całkiem dobrze widoczne w postaci „twardych” danych makroekonomicznych (tempo wzrostu PKB obniżyło się z 8,9 proc. w ostatnich miesiącach ubiegłego roku do 8,1 proc. w pierwszym kwartale 2012 r.). Najnowsze odczyty wskaźników aktywności gospodarczej przemysłu i usług w strefie euro, a w szczególności w Niemczech, dają podstawy by sądzić, że recesja na naszym kontynencie nie będzie tak łagodna i krótkotrwała, jak jeszcze niedawno powszechnie sądzono. Do tego ani Europejski Bank Centralny, ani Fed nie kwapią się do dalszego luzowania polityki pieniężnej.
Taka mieszanka nie wróży rynkom akcji w najbliższych tygodniach niczego dobrego. Zanosi się więc na to, że w tym roku zasada sell in may and go away zyska kolejne statystyczne potwierdzenie.
Roman Przasnyski, Open Finance
Źródło: Open Finance