Sektor chemiczny, informatyczny oraz paliwowy najlepszymi sektorami warszawskiej GPW w niedalekiej przyszłości.
Analizować poszczególne aktywa dostępne na rynku kapitałowym można na tysiąc i więcej sposobów. Można fundamentalnie poszukiwać wartości, można technicznie poszukiwać prawidłowości, można wreszcie zamknąć oczy i zdać się na ślepy los. Można pójść jeszcze inną drogą, którą do wykorzystania skłaniają jakże ciekawe czasy, w jakich przyszło nam funkcjonować.
Szukając miejsca do alokacji środków jako pierwszy punkt odniesienia posłuży nam dzisiaj sławna na cały świat „górka” z połowy 2007 roku. Wyznaczyła ona maksima możliwości cenowych akcji. Będą to dla nas punkty informujące o tym, dokąd znów mogą podążać ceny akcji. Nie twierdzimy przy tym, że są to poziomy docelowe naszych inwestycji. Nic z tych rzeczy. Pokazują nam jednak potencjał drzemiący na poszczególnych walorach, na których szlaki w górę zostały najmocniej przetarte.
Przyjmujemy więc poziomy z połowy 2007 roku jako wartości maksymalne, tego co możemy oczekiwać od rynku. To co się działo później nie trzeba z pewnością już nikomu przybliżać. Efektem tego ruchu były pokaźne zniżki cen akcji spółek, bez względu na to w jakich sektorach gospodarczych one operują. Ich bolesny upadek został zaprezentowany na rysunku poniżej.
Jak widać liderami spadków byli w tym czasie przede wszystkim deweloperzy, banki oraz spółki chemiczne. W ślad za nimi poszły także spółki z sektora spożywczego oraz budowlane. Z drugiej strony stosunkowo „dobre” wyniki osiągały ceny akcji firm telekomunikacyjnych oraz medialnych.
Po spadkach trwających do lutego 2009 roku przyszedł czas zaskakująco mocnej poprawy nastrojów wśród inwestorów. Czas zakupów panował blisko rok i zakończył się właściwie w zeszłym tygodniu, kiedy to niedźwiedzie przeszły do kontrataku, obniżając wartość indeksu szerokiego rynku WIG o 2,5 tys. punktów w ciągu zaledwie dwóch dni. Nie mniej jednak wzrosty od lutego 2009 to mocny sygnał prezentujący potencjał konkretnych sektorów oraz skłonności samych inwestorów. To przecież oni sami w ostatecznym rozrachunku napędzają (bądź nie) ceny walorów.
Cóż widzimy powyżej? Deweloperzy, banki oraz branża spożywcza tak bardzo „sponiewierani” przez bessę szybko powrócili do łask inwestorów wietrzących szanse szybkiego wzbogacenia się. „Promocje” na akcjach spółek z powyższych sektorów ominęły, co dość intuicyjne, branże lepiej radzące sobie w dobie globalnych spadków (patrz spółki telekomunikacyjne). Zarysowuje się także grupa, która co prawda zyskała w badanym czasie bardzo wiele, ale w stosunku do poniesionych wcześniej strat już nie tak wiele, jak liderzy rynku. Są to przede wszystkim sektory budownictwa, informatyki, paliw oraz medialny.
Określiliśmy już pukty maksymalne i minimalne wartości poszczególnych branż. Wiemy też, gdzie obecnie się znajdujemy. W ten jakże prosty i mało wyrafinowany sposób łatwo określić potencjał wzrostowy poszczególnych walorów. Mówi się przecież, że proste rozwiązania są najlepsze.
Liderami przyszłości wedle tak prosto skonstruowanych kryteriów powinny być spółki deweloperskie oraz budowlane. To one obecnie tracą najwięcej do maksimów z 2007 roku. W dalszej kolejności matematycznie największe zyski zapowiadają akcje spółek z sektorów: chemicznego, informatycznego oraz paliwowego. „Stabilność” pokazana w ostatnich latach przez firmy telekomunikacyjne, każe prognozować równie stabilne wyniki w przyszłości, choć i zarazem nieoferujące tak błyskotliwych możliwości wzrostowych. Pojawia się i tu zatem stara maksyma, że bez ryzyka nie ma zabawy.
Próbując przefiltrować otrzymane wyniki choćby przez czynniki fundamentalne, należałoby zdeprecjonować potencjał wzrostowy budownictwa i deweloperki. Ich szczyty z 2007 roku są bowiem jeszcze mocniej „przegrzane” niż szczyty innych branż. Bum na rynku nieruchomości pomimo galopujących cen jest dużo trudniejszy do powtórzenia, niż choćby prosperity na rynku petrochemicznym. Z drugiej jednak strony, na horyzoncie coraz bliżej widzimy rok 2012, a wraz z nim mocny bodziec do ożywienia budowlanego w postaci EURO 2012.
Uzyskaliśmy cztery sektory, które można typować na koła zamachowe przyszłości. Są to informatyka, chemia, paliwa oraz budownictwo. Czas zastanowić się już nad doborem konkretnych spółek. Ich wybór podążający w ślad za zaprezentowaną logiką wyboru branż, byłby już jednak objawem wysoko posuniętej ignorancji wobec ryzyka specyficznego inwestycji. A tego dopuścić się nie wolno. Czas na wybór spółek najlepszych w swojej dziedzinie, a nie najwięcej tracących do swoich maksimów. Jak to zrobić, to już jednak temat na kolejną publikację.
Źródło: Multifund.pl