Analitycy amerykańskiego banku inwestycyjnego Merrill Lynch uważają, że wzrost wartości kredytów walutowych, udzielanych przez banki w państwach Europy Środkowej i Wschodniej, niesie pewne ryzyko. Ale nawet w przypadku stopniowej deprecjacji środkowoeuropejskich walut czy też nawet ich dewaluacji przed wejściem do strefy euro nie powinno to spowodować katastrofy.
„Powtórka z masowej niewypłacalności, wynikającej z gwałtownej dewaluacji lokalnych walut, jakiej doświadczyły Meksyk czy Tajlandia, jest mało prawdopodobna” – czytamy w raporcie poświęconym zagrożeniom dla środkowoeuropejskiego sektora bankowego. Z analiz wynika, że chociaż z powodu osłabienia miejscowych walut niektórzy klienci banków zadłużeni w obcych walutach mogą ponosić straty, to nie oznacza to katastrofy. Problemy pojawiłyby się w sytuacji drastycznego osłabienia lokalnych pieniędzy. Dla osób mających kredyty dewizowe oznaczałoby to wzrost kwoty kapitału do spłaty i odsetek. W skrajnych przypadkach mogłoby to prowadzić do niewypłacalności części kredytobiorcówi w konsekwencji powodować problemy banków.
Wśród polskich banków, które z powodu udzielania kredytów walutowych są najbardziej wystawione na ryzyko związane z osłabieniem złotego, Merrill Lynch wymienia Bank BPH, BRE Bank, Bank Millennium i PKO BP. Dużo mniej zagrożone są BZ WBK i Pekao SA. Obydwie instytucje zaprzestały bowiem udzielania kredytów w dewizach – pisze „Rzeczpospolita”.