Blisko 2 biliony dolarów rezerw banku centralnego doskonale pokazuje, gdzie tkwi siła, a jednocześnie i słabość chińskiej gospodarki. Chiny eksportując do Stanów Zjednoczonych (trzeba oddać słuszność, że nie zawsze na przejrzystych warunkach) uzależniły się same od tej współpracy. Ta dziwna symbioza gospodarcza, której nie przeszkadzają sprzeczności polityczne już sama w sobie wydaje się fenomenem. Uczciwie trzeba stwierdzić, że przecież Chiny pomimo daleko idących przemian gospodarczych, nadal są państwem totalitarnym. Nie przeszkadza to jednak we współpracy z tym państwem wiodącej światowej demokracji. Paradoks? Wcale nie. Im większe sukcesy gospodarcze Chin tym dłuższe trwanie jedynie słusznej linii i stabilność w tym regionie świata. To już w obecnych, niepewnych czasach samo w sobie stanowi wartość dla Amerykanów. Z drugiej strony wymuszona wysoka efektywność chińskiej gospodarki przez niskie koszty pracy pozwala finansować zachcianki tych ostatnich. Dodając do tego walutowy dumping kursem juana okazuje się, że chińska gospodarka od lat korzysta ze wzrostowego dopalacza.
Przed Chinami gospodarcze perspektywy nie są więc tak różowe. Regulowanie cen i kontrola działań firm, przy jednoczesnym taniej, ale przymusowej sile roboczej i ekstensywnej eksploatacji środowiska naturalnego już wkrótce może zaprowadzić w ślepy zaułek. Strategia ta może doprowadzić do klasycznego „przegrzania” gospodarki. Patrząc na boom cenowy na chińskim rynku nieruchomości, relatywnie wysoką inflację dóbr konsumpcyjnych okazuje się, że szybki wzrost ma swoją cenę. Taką cenę za zbyt szybki rozwój zapłaciły już państwa nadbałtyckie, a najbardziej drastycznym przykładem ostatnich dni jest Islandia. W rejonach dalekowschodnich przed laty i poniekąd dziś podobne kłopoty miała przecież Japonia. Chiny to jednak nie Japonia. Pomijając aspekty polityczne, gospodarczo to ciągle państwo relatywnie słabo rozwinięte. Chińskie społeczeństwo dopiero uczy się konsumowania. W najbliższym czasie, to właśnie popyt wewnętrzny powinien ratować trzecią już gospodarkę świata (według nominalnego PKB). Otwarta jest kwestia, jak wpłynie to na ostracyzm polityczny władz chińskich. Dziś chyba nie tylko Chiny, ale co ważniejsze świat nie wydaje się być przygotowany na demokrację w tym kraju. Teza odważna, ale wydaje się, że niestety też w znacznej części uzasadniona.
Podstawową bolączką chińskich strategów gospodarczych jest dziś utrzymanie tempa wzrostu gospodarczego. Już obniżenie tempa wzrostu do liczby jedno cyfrowej zostało odebrane w Chinach, jak prawdziwa recesja w niejednym kraju. Polityka gospodarcza jest coraz bardziej jest zdeterminowana przez uwarunkowania zewnętrzne i nie da się trzymając w garści bank centralny i rząd całkowicie kontrolować sytuacji. Otwieranie się Chin na świat staje się, więc ich największą szansą, ale i zagrożeniem. Dość optymistyczne wydają się działania władz chińskich podejmowane w celu stabilizacji gospodarki. Elastyczna polityka stóp procentowych, walka z inflacją oraz próby zmian w polityce kursu walutowego pokazują, że zasady stabilnej gospodarki nie są obce chińskim decydentom. Z drugiej jednak strony nie ma pewności, że podejmowane decyzje będą wystarczające. Jedno dziś jednak nie ulega wątpliwości, że Chiny będąc wierzycielem Stanów Zjednoczonych mają już pewien wpływ na ich funkcjonowanie. Zależność ta jednak nie jest opcją bez-kosztową. Ewentualne kłopoty Stanów Zjednoczonych, jako dłużnika są nie na rękę rządzących Chinami. Co więcej obecna sytuacja na rynkach finansowych to dobry moment do inwestycji. Być może już wkrótce amerykańskie banki będą miały chińskiego akcjonariusza i to wybitnie niedemokratycznego.
Dr Bogusław Półtorak
Główny Ekonomista Bankier.pl S.A.