Na światowych giełdach trwa kończące rok podciąganie indeksów. Japoński Nikkei, po wzroście w dniu dzisiejszym o 1,3 proc. do 10634,23 pkt., znalazł się na najwyższym poziomie od 4 miesięcy. Wzrost popytu na akcje to m.in. efekt wigilijnych rekordów na Wall Street oraz wpływ nieco lepszych od prognoz listopadowych danych o produkcji i sprzedaży detalicznej w Japonii.
W Wigilię, w czasie skróconej sesji, Wall Street kontynuowało marsz na północ. Humory inwestorom poprawiały opublikowane w tym dniu lepsze od prognoz tygodniowe dane o zasiłkach dla bezrobotnych (452 tys. wobec oczekiwanych 470 tys.) oraz silniejszy wzrost zamówień na dobra trwałego użytku po wyłączeniu środków transportu w listopadzie (2 proc. wobec prognozowanego wzrostu o 1 proc.). Indeks S&P500 wspiął się do 1126,48 pkt., zyskując 0,5 proc. Podobny wzrost zanotował DJIA, który zakończył notowania na poziomie 10520,10 pkt. Natomiast technologiczny Nasdaq Composite po zwyżce o 0,71 proc., zamknął dzień na poziomie 2285,69 pkt. We wszystkich trzech przypadkach było to najwyższe zamknięcie w tym roku.
Utrzymujące się dobre nastroje na globalnych rynkach akcji, jak również brak potencjalnych zagrożeń ze strony danych makroekonomicznych sprawia, że poniedziałkowa sesja na europejskich giełdach także powinna stać pod znakiem wzrostów. W przypadku GPW przede wszystkim będą zyskiwać największe spółki. Tradycyjnie najbardziej czułe na impulsy płynące z rynków zagranicznych.
Utrzymujące się dobre nastroje w końcówce roku mają pozytywny wpływ nie tylko na wyceny akcji, ale również i na surowce. Dziś rano drożeje miedź, ropa i złoto.
W czwartek, po wzroście o 1,8 proc., ceny miedzi sięgnęły 7110 dol. za tonę, pokonując szczyt z 2 grudnia br. (7096 dol.). To otworzyło drogę do dalszych wzrostów. Szczególnie, że spadek zapasów miedzi w Chinach, lepsze od prognoz listopadowe dane o produkcji w Japonii oraz zagrożenie strajkiem w chilijskich kopalniach tego metalu, tworzy fundamentalne podstawy do takiej zwyżki. W tym tygodniu miedź może zdrożeć do 7300 dol. za tonę.
Poprawa nastrojów na rynkach finansowych, zahamowanie procesu umacniania dolara, a przede wszystkim spadające zapasy ropy w Stanach Zjednoczonych pozwoliły cenom ropy odrobić straty z pierwszej połowy grudnia. Dziś rano za baryłkę ropy Brent trzeba zapłacić 76,64 dol. Jeżeli publikowane w środę tygodniowe dane o zapasach paliw ponownie okażą się dużo mniejsze niż oczekiwano, to w pierwszych dniach stycznia kurs ropy może zbliżyć się do szczytu z 18 listopada br. (79,49 dol.). Jednak już jego trwałe pokonanie będzie bardzo trudnym zadaniem.
Stosunkowo najdalej od tegorocznych szczytów znajdują się ceny złota. Aktualnie za uncję trzeba zapłacić około 1110 dol., podczas gdy jeszcze 3 grudnia br. było to rekordowe 1226,18 dol. Ten silny spadek w ostatnich tygodniach, który na gruncie analizy technicznej póki co należy interpretować jako zwykłą korektę w trendzie wzrostowym, to trochę przesadzona reakcja na umocnienie dolara. O ile więc w odróżnieniu do rynku miedzi i ropy, w ostatnich dniach grudnia raczej nie należy oczekiwać wyraźnego wzrostu cen złota, to już początek stycznia powinien przynieść próbę powroty do trendu wzrostowego.
W poniedziałek nie trafią na rynek żadne liczące się raporty makroekonomiczne, które mogłyby mieć wpływ na notowania. Brak świętujących brytyjskich i kanadyjskich inwestorów dodatkowo wpłynie na spadek aktywności rynków finansowych. Nie powinno to jednak przeszkodzić w kontynuacji zwyżek na rynkach akcji oraz surowców.
Pierwsze impulsy mogące mieć wpływ na decyzje inwestorów pojawią się dopiero jutro, gdy zostaną opublikowane amerykańskie indeksy S&P/Case-Shiller oraz Conference Board. Dzień później światło dzienne ujrzy indeks szwajcarskiego instytutu KOF, dane o zapasach paliw w Stanach Zjednoczonych oraz indeks Chicago PMI. W Sylwestra natomiast inwestorzy poznają tygodniowe dane o nowych bezrobotnych.
Źródło: X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.